Sobota, 9 maja 2009Kategoria Questy
km: | 41.20 | km teren: | 5.00 | czas: | 03:03 | km/h: | 13.51 |
Kisielów-Godziszów-Goleszów-Leszna Górna-Horni Listna-Dolni Listna-Trinec-Borek-Kojkovice-Kojkowice-Puńców-Cieszyn-Czeski Cieszyn-Cieszyn-Zamarski-Gumna-Ogrodzona-Kisielów.
Mieliśmy pojechać do Cieszyna spotkać się z polsko-włoskimi znajomymi. I pojechaliśmy, tylko że trochę naokoło. Bo jakoś tak.
Po drodze minęły nas fajne ruiny diabli wiedzą czego. Wyglądają dość współcześnie a zrujnowane są iście średniowiecznie.
Miejscowych nie pytaliśmy co to, bo co nam tam miejscowi będę się mądrzyć.
Ruszyliśmy śmiało do Czech Świetlistym Szlakiem.
Ledwieśmy przekroczyli To, Co Kiedyś Było Granicą, a na mijanych tablicach ogłoszeniowych ukazały nam się plakaty reklamujące starożytnych Czechów. Bajka popadła w niekłamany zachwyt.
W zachwyt można też wpaść nad mnogością form i treści znaków napotykanych po drodze.
Droga dla tandemów jest nasza ale oko boga już czeskie. Czesi zresztą rzeczywiście mają trasy rowerowe w kolorze ecru oraz mają je świetne. W ogóle drogi mają świetne. Jak im się to udało zrobić a nam nie, pozostanie tajemnicą, którą kolejni ministrowie od dróg zabiorą ze sobą do grobów. Z Czech wygnał nas jakiś miły gość, kierując nas na skróty do Polski mimo, że przecież literowałem mu wyraźnie, że chcemy na-o-ko-ło. Jest przypuszczenie, że po czesku znaczy to mniej więcej na-o-ro-wer. Przełknęliśmy jakoś tę skuchę ale nie odważyliśmy się szukać tam drogi, zdając sobie sprawę, że ichnie słowo brzmiące jak "szukać" znaczy coś, o czym w towarzystwie mówić głośno nie wypada, a jak po ichniemu się szuka drogi nie wiemy.
Udaliśmy się zatem do Cieszyna na spotkanie międzynarodowe. Już na rynku telefonicznie uświadomiono nam, że będzie spóźniane. Tak ze trzy godziny. Zjedliśmy więc. I obiad i piwko. Gdy przemieszczaliśmy się leniwie, dźwięk z koła Bajki obwieścił nam obecność kapcia.
W momencie łatania pojawili się znajomi i przystąpiono do czynności turystycznych.
Czynności turystyczne w Cieszynie nie są łatwe, bo oni tak mają różowe jelenie widziane na trzeźwo. Tytuł zdjęcia wziął się z Bajki, która tymi słowami tłumaczyła Daniele, kierunek na toaletę - near pink strange animal. Bardzo twórcze.
Po Różowym zwierzaku nie mógł nas zdziwić widok stada wiedźminów trenujących średniowieczne kata na zamkowym dziedzińcu.
Pół dnia spędzone w Cieszynie nieco nas rozleniwiło ale trzeba było wracać. Zgubiliśmy się przy wyjeździe (tradycja jest tradycja) i jakiś miły pan skierował nas na właściwe tory, wybierając najmniej wymagającą trasę. Nasze kręcenie nosami na podjazdy utarł krótkim - z Cieszyna ZAWSZE wyjeżdża się pod górę. Miał rację skubany.
Chcieliśmy znów trochę naokoło ale kilka podjazdów po drodze nas umordowało na tyle, że skróciliśmy wycieczkę. Te podjazdy i UFO.
Zawsze myślałem, że te UFA są większe. Ale co ja tam wiem?
To był nasz drugi wypad do Cieszyna via Czechy i drugi raz najbardziej męczy nas powrót. To nauczka, z której coś chyba trzeba wyciągnąć planując kolejne wypady w tamte rejony. A na pewno będą kolejne.
Mieliśmy pojechać do Cieszyna spotkać się z polsko-włoskimi znajomymi. I pojechaliśmy, tylko że trochę naokoło. Bo jakoś tak.
Po drodze minęły nas fajne ruiny diabli wiedzą czego. Wyglądają dość współcześnie a zrujnowane są iście średniowiecznie.
Ruina© bezo
Miejscowych nie pytaliśmy co to, bo co nam tam miejscowi będę się mądrzyć.
Ruszyliśmy śmiało do Czech Świetlistym Szlakiem.
Świetlisty Szlak© bezo
Ledwieśmy przekroczyli To, Co Kiedyś Było Granicą, a na mijanych tablicach ogłoszeniowych ukazały nam się plakaty reklamujące starożytnych Czechów. Bajka popadła w niekłamany zachwyt.
Och Karel© bezo
W zachwyt można też wpaść nad mnogością form i treści znaków napotykanych po drodze.
Znaki© bezo
Droga dla tandemów jest nasza ale oko boga już czeskie. Czesi zresztą rzeczywiście mają trasy rowerowe w kolorze ecru oraz mają je świetne. W ogóle drogi mają świetne. Jak im się to udało zrobić a nam nie, pozostanie tajemnicą, którą kolejni ministrowie od dróg zabiorą ze sobą do grobów. Z Czech wygnał nas jakiś miły gość, kierując nas na skróty do Polski mimo, że przecież literowałem mu wyraźnie, że chcemy na-o-ko-ło. Jest przypuszczenie, że po czesku znaczy to mniej więcej na-o-ro-wer. Przełknęliśmy jakoś tę skuchę ale nie odważyliśmy się szukać tam drogi, zdając sobie sprawę, że ichnie słowo brzmiące jak "szukać" znaczy coś, o czym w towarzystwie mówić głośno nie wypada, a jak po ichniemu się szuka drogi nie wiemy.
Udaliśmy się zatem do Cieszyna na spotkanie międzynarodowe. Już na rynku telefonicznie uświadomiono nam, że będzie spóźniane. Tak ze trzy godziny. Zjedliśmy więc. I obiad i piwko. Gdy przemieszczaliśmy się leniwie, dźwięk z koła Bajki obwieścił nam obecność kapcia.
kapć© bezo
W momencie łatania pojawili się znajomi i przystąpiono do czynności turystycznych.
Strange pink animal© bezo
Czynności turystyczne w Cieszynie nie są łatwe, bo oni tak mają różowe jelenie widziane na trzeźwo. Tytuł zdjęcia wziął się z Bajki, która tymi słowami tłumaczyła Daniele, kierunek na toaletę - near pink strange animal. Bardzo twórcze.
Po Różowym zwierzaku nie mógł nas zdziwić widok stada wiedźminów trenujących średniowieczne kata na zamkowym dziedzińcu.
Kaer Morhen© bezo
Pół dnia spędzone w Cieszynie nieco nas rozleniwiło ale trzeba było wracać. Zgubiliśmy się przy wyjeździe (tradycja jest tradycja) i jakiś miły pan skierował nas na właściwe tory, wybierając najmniej wymagającą trasę. Nasze kręcenie nosami na podjazdy utarł krótkim - z Cieszyna ZAWSZE wyjeżdża się pod górę. Miał rację skubany.
Beskid Śląski© bezo
Chcieliśmy znów trochę naokoło ale kilka podjazdów po drodze nas umordowało na tyle, że skróciliśmy wycieczkę. Te podjazdy i UFO.
UFO© bezo
Zawsze myślałem, że te UFA są większe. Ale co ja tam wiem?
To był nasz drugi wypad do Cieszyna via Czechy i drugi raz najbardziej męczy nas powrót. To nauczka, z której coś chyba trzeba wyciągnąć planując kolejne wypady w tamte rejony. A na pewno będą kolejne.