Wpisy archiwalne w miesiącu
Lipiec, 2009
Dystans całkowity: | 427.30 km (w terenie 77.00 km; 18.02%) |
Czas w ruchu: | 29:30 |
Średnia prędkość: | 14.48 km/h |
Maksymalna prędkość: | 56.40 km/h |
Suma podjazdów: | 179800 m |
Suma kalorii: | 7919 kcal |
Liczba aktywności: | 14 |
Średnio na aktywność: | 30.52 km i 2h 06m |
Więcej statystyk |
Czwartek, 30 lipca 2009Kategoria Questy, Z dzieckami
km: | 33.00 | km teren: | 5.00 | czas: | 02:36 | km/h: | 12.69 |
Magurka Wilkowicka (909)... taa. Od strony Wilkowic wzięta. Komfortowo, asfaltem. Chłopaki podjechali w całości, ja częściowo. Bo ten... bo zdjęcia musiałem robić dajmy na to. O proszę - Skrzyczne widziane z trasy.
Niby asfalt ale strasznie stromy jakiś. Zdziwicie się myly państwo, co tak naprawdę motywowało mnie do heroicznego deptania na pedały. Otóż kiedy tylko umęczon zsiadałem z roweru, żeby nieco sobie pospacerować, natychmiast zbierał się nade mną tłum much i złowróżbnie brzęczał. Muszki byłu bardzo powolne, więc gdy wsiadałem na rower bez trudu im uciekałem. Ucieczka mnie męczyła więc zsiadałem i muchy dopadały mnie ponownie. I tak się zabawialiśmy z przyrodą przez cały podjazd.
Pod schroniskiem chłopaki czekali na mnie litościwie i nawet pozwolili chwilę sapnąć. Sapnąwszy ruszyliśmy dalej, czyli w kierunku Przegibka. Zjazd tzw. techniczny, i niewiele mniej męczący niż podjazd. Nadgarstki bolą. Ale widok ładny, czego zdjęcie może jakby nie oddać.
Z Przegibka szybki zjazd do Bielska. Nawet udało mi się wyprzedzić dwie panienki na skuterze :)
Skrzyczne widziane z Magurki Wilkowickiej© bezo
Niby asfalt ale strasznie stromy jakiś. Zdziwicie się myly państwo, co tak naprawdę motywowało mnie do heroicznego deptania na pedały. Otóż kiedy tylko umęczon zsiadałem z roweru, żeby nieco sobie pospacerować, natychmiast zbierał się nade mną tłum much i złowróżbnie brzęczał. Muszki byłu bardzo powolne, więc gdy wsiadałem na rower bez trudu im uciekałem. Ucieczka mnie męczyła więc zsiadałem i muchy dopadały mnie ponownie. I tak się zabawialiśmy z przyrodą przez cały podjazd.
Pod schroniskiem chłopaki czekali na mnie litościwie i nawet pozwolili chwilę sapnąć. Sapnąwszy ruszyliśmy dalej, czyli w kierunku Przegibka. Zjazd tzw. techniczny, i niewiele mniej męczący niż podjazd. Nadgarstki bolą. Ale widok ładny, czego zdjęcie może jakby nie oddać.
Bielsko widziane z Magurki Wilkowickiej© bezo
Z Przegibka szybki zjazd do Bielska. Nawet udało mi się wyprzedzić dwie panienki na skuterze :)
Środa, 29 lipca 2009Kategoria Spacerniak, Z dzieckami
km: | 23.80 | km teren: | 5.00 | czas: | 01:27 | km/h: | 16.41 |
No może nie tak dokońca rozjechałem. Nie całkiem w każdym razie.
Bo tak. Jedziemy sobie do lotniska. Patrząc z naszej perspektywy jest tak: ulica-krawężnik-droga rowerowa-chodnik. Częściowo rowerówką, częściowo chodnikiem idą trzy panie. Niunie w zasadzie, takie w stylu Joli Rutowicz trochę. Po krawężniku zaś posuwa w naszym kierunku dziarski dwulatek, więzami krwi ewidentnie powiązany z jedną z niuń. Ulicą zapyla auto. Niunie przywołują chłopczyka wzrokiem, zawołaniem ale nie czynem, bo po kiego, tak? Jedziemy wolniuteńko, jak cholera czekając, aż panienki zwiną potomka z pola rażenia. Będąc metr od chłopczyka i metr od niuń, rzucam okiem na panienki, żeby wiele mówiącym spojrzeniem nakłonić je do działania. Ten mój rzut okiem natychmiast wykorzystuje chłopczyk, żeby rzucić mi się pod koło. Jako że jest szybki - wygrywa. Wygrywa oraz płacze. Mama zgarnia go z podłoża i tuli do opalonej piersi. Stoję i czekam aż zacznie coś z chłopca wyciekać. Nie wycieka, więc pytam, czy jest oki. Panie obmacują i mówią, że oki. Ech... Nie bluzgałem, bo i po co.
Acha - byliśmy w Jaworzu. Gdzieś w lesie :)
Bo tak. Jedziemy sobie do lotniska. Patrząc z naszej perspektywy jest tak: ulica-krawężnik-droga rowerowa-chodnik. Częściowo rowerówką, częściowo chodnikiem idą trzy panie. Niunie w zasadzie, takie w stylu Joli Rutowicz trochę. Po krawężniku zaś posuwa w naszym kierunku dziarski dwulatek, więzami krwi ewidentnie powiązany z jedną z niuń. Ulicą zapyla auto. Niunie przywołują chłopczyka wzrokiem, zawołaniem ale nie czynem, bo po kiego, tak? Jedziemy wolniuteńko, jak cholera czekając, aż panienki zwiną potomka z pola rażenia. Będąc metr od chłopczyka i metr od niuń, rzucam okiem na panienki, żeby wiele mówiącym spojrzeniem nakłonić je do działania. Ten mój rzut okiem natychmiast wykorzystuje chłopczyk, żeby rzucić mi się pod koło. Jako że jest szybki - wygrywa. Wygrywa oraz płacze. Mama zgarnia go z podłoża i tuli do opalonej piersi. Stoję i czekam aż zacznie coś z chłopca wyciekać. Nie wycieka, więc pytam, czy jest oki. Panie obmacują i mówią, że oki. Ech... Nie bluzgałem, bo i po co.
Acha - byliśmy w Jaworzu. Gdzieś w lesie :)
Poniedziałek, 27 lipca 2009Kategoria Szczytowanie, Z dzieckami
km: | 37.10 | km teren: | 20.00 | czas: | 03:14 | km/h: | 11.47 |
Dom - Szyndzielnia (1026) - Klimczok (1117) - Błatnia (917) - Czupel (746) - Jaworze Nałęże - Wapienica - Lotnisko - Dom.
Chłopaki bardzo chcieli powtórzyć tę wycieczkę sprzed roku. Spoko. Jedyny problem, to że pracuję do 16, no i to, że za skarby nie mam ochoty wtaczać się na Szyndzielnię. Jakoś się jednak dogadaliśmy. Tzn. Michu wjechał o własnych siłach a reszta z nas o siłach kolejki linowej. Wydawało mi się ponadto, że ciut późno ruszyliśmy w teren - na Szyndzielni byliśmy ok. 18.30. Na Klimczoku nieco później.
Jak widać skrzętnie porównywaliśmy zastaną tam rzeczywistość z przewodnikiem po widoczkach. Rzeczywistość nieźle sobie radzi. Ruszyliśmy dalej. Troszkę nas trącił niepokojem Księżyc nad Błatnią.
Znaczy nie on jako kawałek kosmosu, tylko jako koleś skoligacony dość blisko z nocą. Nieco mniej niż Księżyc zaniepokoił nas Kuba, który zacząło bez ostrzeżenia lewitować.
Etam.
Potem po prostu zapadł zmrok.
Hmm... Bajka i ja mamy jeszcze jakie takie świecidełka. Niby jasne ale jednak nie terenowe. Chłopaki mają tylko takie diodowe... znaczniki pozycji w zasadzie. No i z takim sprzętem kamienisty zjazd nabiera zupełnie niespotykanego kolorytu. Doprawdy. Bajka się wywaliła, ja się wywaliłem, Misiek się wywalił (bo mu zablokowałem drogę). Kuba złapał tylko gumę.
Podsumujmy.
Byłobardzo fajnie. Rześko było. I ciemno jak cholera. Dajemy radę alemy (Kuba, Bajka i ja) to nic. Michu jest bohaterem wyprawy. Wszędzie wjechał i zewsząd zjechał. Imponujące. Oraz przerażające dla mnie. Ojca w sensie. W nocy, w górach, po ćmaku, na krechę, po kamorach!!! Olaboga!!!
Chłopaki bardzo chcieli powtórzyć tę wycieczkę sprzed roku. Spoko. Jedyny problem, to że pracuję do 16, no i to, że za skarby nie mam ochoty wtaczać się na Szyndzielnię. Jakoś się jednak dogadaliśmy. Tzn. Michu wjechał o własnych siłach a reszta z nas o siłach kolejki linowej. Wydawało mi się ponadto, że ciut późno ruszyliśmy w teren - na Szyndzielni byliśmy ok. 18.30. Na Klimczoku nieco później.
Na Klimczoku© bezo
Jak widać skrzętnie porównywaliśmy zastaną tam rzeczywistość z przewodnikiem po widoczkach. Rzeczywistość nieźle sobie radzi. Ruszyliśmy dalej. Troszkę nas trącił niepokojem Księżyc nad Błatnią.
Księżyc nad Beskidami© bezo
Znaczy nie on jako kawałek kosmosu, tylko jako koleś skoligacony dość blisko z nocą. Nieco mniej niż Księżyc zaniepokoił nas Kuba, który zacząło bez ostrzeżenia lewitować.
Lewitacja© bezo
Etam.
Potem po prostu zapadł zmrok.
Lśnienie© bezo
Hmm... Bajka i ja mamy jeszcze jakie takie świecidełka. Niby jasne ale jednak nie terenowe. Chłopaki mają tylko takie diodowe... znaczniki pozycji w zasadzie. No i z takim sprzętem kamienisty zjazd nabiera zupełnie niespotykanego kolorytu. Doprawdy. Bajka się wywaliła, ja się wywaliłem, Misiek się wywalił (bo mu zablokowałem drogę). Kuba złapał tylko gumę.
Podsumujmy.
Byłobardzo fajnie. Rześko było. I ciemno jak cholera. Dajemy radę alemy (Kuba, Bajka i ja) to nic. Michu jest bohaterem wyprawy. Wszędzie wjechał i zewsząd zjechał. Imponujące. Oraz przerażające dla mnie. Ojca w sensie. W nocy, w górach, po ćmaku, na krechę, po kamorach!!! Olaboga!!!
Czwartek, 23 lipca 2009Kategoria Kręcenie się, Z dzieckami
km: | 24.60 | km teren: | 5.00 | czas: | 01:53 | km/h: | 13.06 |
Upał trochę nas rozregulował i do 16.00 nie mogliśmy się zdecydować gdzie jechać. Propozycji było sporo a każda gorsza od poprzedniej. W efekcie Kuba zdecydował się zostać i czytać* a pozostali zdecydowali się nie zostawać.
Pojechaliśmy nad rzeczkę w Wapienicy. No ale jak przejechaliśmy się wzdłuż rzeczki, to jakoś tak wyszło, że podjechaliśmy do zapory. Jak już tam podjechaliśmy, to padł pomysł, żeby dalej trochę nad potok Barbara się przetoczyć, bo ładnie tam i w dodatku chłodno.
Jaktosię stało, że po krótkim postoju pojechaliśmy na tę pętlę nad Wapienicą, to ja nie wiem. I w zasadzie wiedzieć nie chcę, bo to absolutnie bezsensowne wylewanie potu oraz zadyszka. Nawet rower Michała trochę od tego zwariował. Wyrwał mu się i zaczął skakać po przedmiotach somojeden.
Jeśli komuś wydaje się, że to słabe i nieostre zdjęcie, to mu się wydaje. Umiemy gorzej. Bo Misiek uznał, że skoro ma samodzielny rower, to może spokojnie trzasnąć jakąś fotę w czasie zjazdu.
W sumie czemu nie?
* z tym czytaniem, to jest tak, że Kuba najpierw obejrzał słaby film "Wiedźmin". Potem obejrzał nieco mniej słaby serial "Wiedźmin". Następnie przeszedł bardzo dobrą grę "Wiedźmin". Tak więc nie pozostałomu nic innego, jak przeczytać opowiadania i sagę o Wiedźminie, co obecni z dużym zapałem czyni.
Pojechaliśmy nad rzeczkę w Wapienicy. No ale jak przejechaliśmy się wzdłuż rzeczki, to jakoś tak wyszło, że podjechaliśmy do zapory. Jak już tam podjechaliśmy, to padł pomysł, żeby dalej trochę nad potok Barbara się przetoczyć, bo ładnie tam i w dodatku chłodno.
Jaktosię stało, że po krótkim postoju pojechaliśmy na tę pętlę nad Wapienicą, to ja nie wiem. I w zasadzie wiedzieć nie chcę, bo to absolutnie bezsensowne wylewanie potu oraz zadyszka. Nawet rower Michała trochę od tego zwariował. Wyrwał mu się i zaczął skakać po przedmiotach somojeden.
Rower sam w lesie© bezo
Jeśli komuś wydaje się, że to słabe i nieostre zdjęcie, to mu się wydaje. Umiemy gorzej. Bo Misiek uznał, że skoro ma samodzielny rower, to może spokojnie trzasnąć jakąś fotę w czasie zjazdu.
Pęd© bezo
W sumie czemu nie?
* z tym czytaniem, to jest tak, że Kuba najpierw obejrzał słaby film "Wiedźmin". Potem obejrzał nieco mniej słaby serial "Wiedźmin". Następnie przeszedł bardzo dobrą grę "Wiedźmin". Tak więc nie pozostałomu nic innego, jak przeczytać opowiadania i sagę o Wiedźminie, co obecni z dużym zapałem czyni.
Środa, 22 lipca 2009Kategoria Spacerniak, Z dzieckami
km: | 55.40 | km teren: | 5.00 | czas: | 03:05 | km/h: | 17.97 |
Żeby odreagować wczorajszą Kozią, dziś machnęliśmy się do Pszczyny. Gdyby nie etap czechowicko-dziedzicki, byłaby to najfajniejsza trasa spacerowa na świecie, a tak, to jest tylko bardzo fajna. Też nieźle.
W Pszczynie jak to w Pszczynie - ładnie. Strzelono obowiązkową fotę pod pałacem.
Oraz (od jakiegoś czasu) równie obowiązkową fotę z żubrem.
Gdzie by tu jutro, hm?
W Pszczynie jak to w Pszczynie - ładnie. Strzelono obowiązkową fotę pod pałacem.
Pałac w Pszczynie© bezo
Oraz (od jakiegoś czasu) równie obowiązkową fotę z żubrem.
Incognito© bezo
Gdzie by tu jutro, hm?
Wtorek, 21 lipca 2009Kategoria Kręcenie się, Z dzieckami
km: | 26.90 | km teren: | 8.00 | czas: | 02:05 | km/h: | 12.91 |
Chłopaki uparli się, żeby na Kozią (686) wjechać a ja gupi się zgodziłem.
Najpierw do serwisu coś tam w Kubie wyregulować a potem przez Cygański Las na tę Kozią.
Co to ja nie pamiętałem, jak ja się z nią nie lubię, czy co? No bo nie lubię. Przez te kamolce i drewniane progi zwalniające (bo jaki by inny cel miały?), oraz przez to, że jestem cienki bolesław i ważę tak z 10 kilo za dużo - przez to wszysko właśnie byłem w stanie wjechać gdzieś tak połowę trasy. Resztę było prowadzone. Kuba towarzyszył mi z litości a Misiek wjechał jak przecinak.
Tak czy owak miłą wycieczką spacer był.
I widoki też miłe.
Wróciliśmy przez Bystrą i zahaczyliśmy jeszcze o Sferę w celu zakupu "koszyk na bidon". Wykonano.
Najpierw do serwisu coś tam w Kubie wyregulować a potem przez Cygański Las na tę Kozią.
Co to ja nie pamiętałem, jak ja się z nią nie lubię, czy co? No bo nie lubię. Przez te kamolce i drewniane progi zwalniające (bo jaki by inny cel miały?), oraz przez to, że jestem cienki bolesław i ważę tak z 10 kilo za dużo - przez to wszysko właśnie byłem w stanie wjechać gdzieś tak połowę trasy. Resztę było prowadzone. Kuba towarzyszył mi z litości a Misiek wjechał jak przecinak.
Tak czy owak miłą wycieczką spacer był.
I widoki też miłe.
Widok z Koziej© bezo
Wróciliśmy przez Bystrą i zahaczyliśmy jeszcze o Sferę w celu zakupu "koszyk na bidon". Wykonano.
Środa, 15 lipca 2009Kategoria Spacerniak, Z dzieckami
km: | 13.00 | km teren: | 0.00 | czas: | 00:49 | km/h: | 15.92 |
Pojechaliśmy z chłopakami odebrać Bajkę z pracy a po odebraniu umykaliśmy przed nieuchronnym deszczem, który jakoś nie bardzo w efekcie nadszedł.
Poniedziałek, 13 lipca 2009Kategoria Kręcenie się, Z dzieckami
km: | 28.00 | km teren: | 5.00 | czas: | 02:03 | km/h: | 13.66 |
A wyskoczylim se z chłopakami na miasto. Wysłano list, nie znaleziono izotonika więc zastanowiono się co dalej.
No i wyszło nam, że jedziemy na Trzy Lipki (386). Trzy Lipki, to taki ukrzyżowany pagór, który swą nazwę zawdzięcza czterem lipom, zwięczającym go w czasie minionym. Wiem, że brak tu jakiejś przytłaczającej logiki ale tak właśnie jest. Zresztą teraz lipek już nie ma a jest krzyż. A pod krzyżem my, co zostało uwiecznione na zdjęciu. Zadzwoniliśmy do Bajki, a ona wychyliła się z kuchni i strzeliła nam taki portrecik.
A... to jej trochę nie wyszło. Ale popracowała nad warsztatem i wuala.
Trochę głupio wyszedłem ale co tam.
W odwecie zrobiliśmy zdjęcie Bajki w oknie.
Ale ma minę, co nie?
A potem jeszcze trochę objechaliśmy lotnicho przez Wapienicę i wróciliśmy do dom.
Acha - jeszcze landszafcik.
Fajny nie?
No i wyszło nam, że jedziemy na Trzy Lipki (386). Trzy Lipki, to taki ukrzyżowany pagór, który swą nazwę zawdzięcza czterem lipom, zwięczającym go w czasie minionym. Wiem, że brak tu jakiejś przytłaczającej logiki ale tak właśnie jest. Zresztą teraz lipek już nie ma a jest krzyż. A pod krzyżem my, co zostało uwiecznione na zdjęciu. Zadzwoniliśmy do Bajki, a ona wychyliła się z kuchni i strzeliła nam taki portrecik.
thriller© bezo
A... to jej trochę nie wyszło. Ale popracowała nad warsztatem i wuala.
Trzy Lipki© bezo
Trochę głupio wyszedłem ale co tam.
W odwecie zrobiliśmy zdjęcie Bajki w oknie.
Panorama Bielskaz Trzech Lipek© bezo
Ale ma minę, co nie?
A potem jeszcze trochę objechaliśmy lotnicho przez Wapienicę i wróciliśmy do dom.
Acha - jeszcze landszafcik.
Landszafcik© bezo
Fajny nie?
Sobota, 11 lipca 2009Kategoria Questy, Z dzieckami
km: | 70.80 | km teren: | 0.00 | czas: | 04:42 | km/h: | 15.06 |
Bielsko - Przegibek (663) - Międzybrodzia - Tresna - Żywiec - Lipowa - Buczkowice - Bystra - Bielsko.
Uświadomiliśmy sobie wczoraj wieczorem, że nie byliśmy jeszcze w Żywcu. Na rowerach w sensie. No to już byliśmy.
Co ja się namęczyłęm, to omatko. Ale było miło. Przy zjeździe z przegibka nieco przywiało/ Bajka i ja ubraliśmy się w coś na górze ale chłopaki dziarsko puściły się w dół ubrani na krótko. Urządzonko licznikowe odnotowało 14 st. Zuchy chłopaki :)
Po przemęczeniu się z Przegibkiem myślałem, że to już koniec męczarni. A gdzie tam. "Słowacka" strona Jeziora Żywieckiego ma dość pofałdowany brzeg i jest parę miejsc wymagających odrobiny potu (i łez w moim przypadku - reszta nie narzekała). I ten ruch... słabo tak.
Posililiśmy się na żywieckim rynku przy wtórze motocklowych silników (chłopaki się prężyły n przegazówkach) i pojechaliśmy dalej.
Przedarliśmy się na słuszną stronę ruchliwej drogi na Zwardoń, taką nowoczesną konstrukcją.
Tam w tle jest prawdziwa Słowacja. Strefa euro - te rzeczy.
Potem popatrzyliśmy na Skrzyczne z nieznanej nam dotychczas strony.
I tyle :)
Uświadomiliśmy sobie wczoraj wieczorem, że nie byliśmy jeszcze w Żywcu. Na rowerach w sensie. No to już byliśmy.
Co ja się namęczyłęm, to omatko. Ale było miło. Przy zjeździe z przegibka nieco przywiało/ Bajka i ja ubraliśmy się w coś na górze ale chłopaki dziarsko puściły się w dół ubrani na krótko. Urządzonko licznikowe odnotowało 14 st. Zuchy chłopaki :)
Po przemęczeniu się z Przegibkiem myślałem, że to już koniec męczarni. A gdzie tam. "Słowacka" strona Jeziora Żywieckiego ma dość pofałdowany brzeg i jest parę miejsc wymagających odrobiny potu (i łez w moim przypadku - reszta nie narzekała). I ten ruch... słabo tak.
Posililiśmy się na żywieckim rynku przy wtórze motocklowych silników (chłopaki się prężyły n przegazówkach) i pojechaliśmy dalej.
Przedarliśmy się na słuszną stronę ruchliwej drogi na Zwardoń, taką nowoczesną konstrukcją.
Wycieczka górska :)© bezo
Tam w tle jest prawdziwa Słowacja. Strefa euro - te rzeczy.
Potem popatrzyliśmy na Skrzyczne z nieznanej nam dotychczas strony.
Skrzyczne od strony Godziszki© bezo
I tyle :)
Poniedziałek, 6 lipca 2009Kategoria Kręcenie się, Z dzieckami
km: | 8.30 | km teren: | 0.00 | czas: | 00:35 | km/h: | 14.23 |
Tylko krótki wyskok do serwisu na doregulowanie nowych przerzutek potomstwa.
Bez sensacji, więc dygresja będzie na miejscu.
Otóż uważam Bielsko za jedno z najprzyjaźnieszych rowerzystom miast. Mili ludzie i ci piesi i ci zmotoryzowani. Naprawdę trzeba się postarać, żeby się skonfliktować. Lub mieć pecha i trafić na buraka (bo gdzie ich nie ma?). Ilość i jakość infrastruktury rowerowej, to już inna bajka. Widać, że władza się spręża, żeby było oki ale czasami spręża się za mocno i puszcza od tego bąka. Jest sporo ścieżek i dróg rowerowych ale wiele z nich prowadzi z kądś do owąś ciut bez sensu. Albo są ozdabiane tak.
To nawet zabawne tak sobie polawirować ale czy ja wiem?
Bez sensacji, więc dygresja będzie na miejscu.
Otóż uważam Bielsko za jedno z najprzyjaźnieszych rowerzystom miast. Mili ludzie i ci piesi i ci zmotoryzowani. Naprawdę trzeba się postarać, żeby się skonfliktować. Lub mieć pecha i trafić na buraka (bo gdzie ich nie ma?). Ilość i jakość infrastruktury rowerowej, to już inna bajka. Widać, że władza się spręża, żeby było oki ale czasami spręża się za mocno i puszcza od tego bąka. Jest sporo ścieżek i dróg rowerowych ale wiele z nich prowadzi z kądś do owąś ciut bez sensu. Albo są ozdabiane tak.
Rowerowa droga z przeszkodami© bezo
To nawet zabawne tak sobie polawirować ale czy ja wiem?