Wpisy archiwalne w miesiącu
Lipiec, 2008
Dystans całkowity: | 321.40 km (w terenie 58.00 km; 18.05%) |
Czas w ruchu: | 19:29 |
Średnia prędkość: | 16.50 km/h |
Liczba aktywności: | 9 |
Średnio na aktywność: | 35.71 km i 2h 09m |
Więcej statystyk |
Piątek, 18 lipca 2008Kategoria Kręcenie się, Sam
km: | 6.80 | km teren: | 0.00 | czas: | 00:30 | km/h: | 13.60 |
Urzędowo w porannym deszczu.
Niedziela, 13 lipca 2008Kategoria Babcia, rodzice, Z dzieckami
km: | 61.90 | km teren: | 9.00 | czas: | 03:38 | km/h: | 17.04 |
Zdjęcie bez związku ale za to ładne. Tzn. jednak ze związkiem, bo tak wczoraj słońce chyliło się i zapowiadało miłą niedzielę.
No to dobra - pomyśleliśmy, i bez nadmiernego pośpiechu udaliśmy się do babci.
Tam - w upale i w gęstym powietrzu prawie pozbawionym tlenu. Nieco słabo.
Spowrotem - taniec z burzami. Lawirowaliśmy dzielnie od Ustronia ale i tak przed Bielskiem nas dopadło i zmoczyło. Jednak ciepły letni deszcz (nawet zburzony) jest chyba przyjemniejszy w odbiorze niż upał i prawie płynne powietrze.
Ot.
Sobota, 12 lipca 2008Kategoria Spacerniak, Z dzieckami
km: | 95.10 | km teren: | 35.00 | czas: | 05:26 | km/h: | 17.50 |
W zasadzie, to do Strumienia na obiad. W obie strony południowym brzegiem Jeziora Goczałkowickiego, bo tam lesiście i cieniowato, a tego dziś nie można było przecenić. Upalnie i duszno mimo wiatru. I trochę cudów też było. Na przykład to.
Wiem, że tego nie widać ale pada. I to dość rzęsiście. Znikąd, bo słonko cały czas dawało równo i nie było odpowiedniej chmury. Tak czy siak padało.
Pojechaliśmy na zaporę, przedyskutować to interesujące zjawisko. A tam już było normalnie. Chmura, deszcz i możliwość śledzenia zjawisk atmosferycznych.
Śledzenie było bardzo zajmujące. Do końca, czyli do momentu zaobserwowania szkwału, który niósł nam deszcz. Niczym plon jakiś. Bardzo szybko niósł jebaniec.
Nic to - zwialiśmy mu prawie. Zresztą ciepły był i przyjemny.
Z innej beczki natomiast, to kot. Kotka detalicznie. Z głupoty, czyli z dobrego serca, wzięliśmy takie małe, ciężarne badziewie z podwórka. Jak urodzi, to będziemy kombinować, co dalej. Ale ja nie o tym. Istotne jest to, że ona ma dość specyficzny pomysł na spanie.
I tak o :)
Wiem, że tego nie widać ale pada. I to dość rzęsiście. Znikąd, bo słonko cały czas dawało równo i nie było odpowiedniej chmury. Tak czy siak padało.
Pojechaliśmy na zaporę, przedyskutować to interesujące zjawisko. A tam już było normalnie. Chmura, deszcz i możliwość śledzenia zjawisk atmosferycznych.
Śledzenie było bardzo zajmujące. Do końca, czyli do momentu zaobserwowania szkwału, który niósł nam deszcz. Niczym plon jakiś. Bardzo szybko niósł jebaniec.
Nic to - zwialiśmy mu prawie. Zresztą ciepły był i przyjemny.
Z innej beczki natomiast, to kot. Kotka detalicznie. Z głupoty, czyli z dobrego serca, wzięliśmy takie małe, ciężarne badziewie z podwórka. Jak urodzi, to będziemy kombinować, co dalej. Ale ja nie o tym. Istotne jest to, że ona ma dość specyficzny pomysł na spanie.
I tak o :)
Piątek, 11 lipca 2008Kategoria Kręcenie się, Z dzieckami
km: | 3.70 | km teren: | 0.00 | czas: | 00:24 | km/h: | 9.25 |
Wypad do serwisu jeno.
Środa, 9 lipca 2008Kategoria Kręcenie się, Sam
km: | 7.10 | km teren: | 0.00 | czas: | 00:29 | km/h: | 14.69 |
Poranny wyskok do urzędu i z powrotem.
Niedziela, 6 lipca 2008Kategoria Spacerniak, Z dzieckami
km: | 53.80 | km teren: | 5.00 | czas: | 03:13 | km/h: | 16.73 |
Na zaporę w goczałkowicach i nazad.
Istotne dziś było to, że pojechała z nami nasza ulubiona rekonwalescentka. Dała radę choć trochę umęczona.
Prawie na starcie wyciczki przeżyliśmy wstrząs.
Bo oto tam, gdzie dumnie się prężył "like a boner" nasz lokalny Szkieletor, dziś zastaliśmy nic.
Pustka i dyndanie liny. Ech...
Pojechaliśmy zatem robiąc po drodze jedną przerwę na odbudowanie bajkowych sił...
oraz wykonanie zdjęcia artystycznego Kuby.
Tak się nam to obcowanie ze sztuką spodobało, że poszliśmy w banał.
Dzień udany czyli :)
Istotne dziś było to, że pojechała z nami nasza ulubiona rekonwalescentka. Dała radę choć trochę umęczona.
Prawie na starcie wyciczki przeżyliśmy wstrząs.
Bo oto tam, gdzie dumnie się prężył "like a boner" nasz lokalny Szkieletor, dziś zastaliśmy nic.
Pustka i dyndanie liny. Ech...
Pojechaliśmy zatem robiąc po drodze jedną przerwę na odbudowanie bajkowych sił...
oraz wykonanie zdjęcia artystycznego Kuby.
Tak się nam to obcowanie ze sztuką spodobało, że poszliśmy w banał.
Dzień udany czyli :)
Sobota, 5 lipca 2008Kategoria Babcia, rodzice, Sam
km: | 64.30 | km teren: | 9.00 | czas: | 03:48 | km/h: | 16.92 |
Miało być z dzieckami ale stabilny deszcz, jaki zastano rano za oknem, spowodował, że dałem chłopakom wolne. Kiedy wyciągałem bajka z piwnicy zszedł tam sąsiad, który myślą, mową uczynkiem i zachowaniem starał się dać mi do zrozumienia, że leje, i że jestem idiotą. Etam.
Pojechałem do Leroy Marlin, gdzie odebrałem zamówione przedmioty w postaci pociętych płyt OSB i wykładziny, załadowałem tym samochód teścia, odmówiłem propozycji udania się do babci z nim, i udałem się w drogę nieco inną trasą niż zazwyczaj, ale za to w strugach deszczu. Trasa bardzo krajowa, co zgrabnie podkreślały setki kałuż na całej jej długości. Kałuże takie dają się we znaki zdecydowanie bardziej, niż deszcz. Przestało padać, kiedy byłem parę kilometrów od babci. No ba.
U babci, jak to u babci - barakowe prace remontowe, przy użyciu m.in. płyt OSB.Pa to.
To taki o, co mnie zasłania, to nie upieprzony obiektyw, czy coś tam. To pył, który towarzyszył mi cały dzień. PYŁ, DUST!!! I właśnie stąd mam pylicę.
Potem obiad i powrót. Bez deszczu ale z niepewnością, bo chmury jeszcze nie wiedziały, co ze sobą zrobić.
Z czasem jednak znudziły się i zaczęły się rozchodzić.
Zmęczony. Nie jazdą ale tym pyłem.
Pojechałem do Leroy Marlin, gdzie odebrałem zamówione przedmioty w postaci pociętych płyt OSB i wykładziny, załadowałem tym samochód teścia, odmówiłem propozycji udania się do babci z nim, i udałem się w drogę nieco inną trasą niż zazwyczaj, ale za to w strugach deszczu. Trasa bardzo krajowa, co zgrabnie podkreślały setki kałuż na całej jej długości. Kałuże takie dają się we znaki zdecydowanie bardziej, niż deszcz. Przestało padać, kiedy byłem parę kilometrów od babci. No ba.
U babci, jak to u babci - barakowe prace remontowe, przy użyciu m.in. płyt OSB.Pa to.
To taki o, co mnie zasłania, to nie upieprzony obiektyw, czy coś tam. To pył, który towarzyszył mi cały dzień. PYŁ, DUST!!! I właśnie stąd mam pylicę.
Potem obiad i powrót. Bez deszczu ale z niepewnością, bo chmury jeszcze nie wiedziały, co ze sobą zrobić.
Z czasem jednak znudziły się i zaczęły się rozchodzić.
Zmęczony. Nie jazdą ale tym pyłem.
Czwartek, 3 lipca 2008Kategoria Spacerniak, Z dzieckami
km: | 11.10 | km teren: | 0.00 | czas: | 00:44 | km/h: | 15.14 |
"Odprowadzilimy" Bajkę na dyżur i bujnęliśmy się w nocny rajd w poszukiwaniu żelków.
Wtorek, 1 lipca 2008Kategoria Kręcenie się, Z dzieckami
km: | 17.60 | km teren: | 0.00 | czas: | 01:17 | km/h: | 13.71 |
Załatwianie sprawunków w godzinach pracy. Ups.
***
Dokulano 6.5 km wieczorem z chłopakami. Po Bajkę pojechalim.
***
Dokulano 6.5 km wieczorem z chłopakami. Po Bajkę pojechalim.