Wpisy archiwalne w kategorii
Questy
Dystans całkowity: | 2326.44 km (w terenie 678.63 km; 29.17%) |
Czas w ruchu: | 162:49 |
Średnia prędkość: | 14.29 km/h |
Maksymalna prędkość: | 57.40 km/h |
Suma podjazdów: | 265510 m |
Suma kalorii: | 17057 kcal |
Liczba aktywności: | 36 |
Średnio na aktywność: | 64.62 km i 4h 31m |
Więcej statystyk |
Czwartek, 10 września 2009Kategoria Questy
km: | 75.50 | km teren: | 70.00 | czas: | 05:21 | km/h: | 14.11 |
Żory - Rybnik - Rudy i z powrotem.
Nie bardzo wiedzieliśmy skąd przybywamy, dokąd zmierzamy i inne takie. Na Jurę by się chciało ale się nie da aktualnie. Wykombinowało nam się zatem, że zapakujemy rowery na bagażnik i pojedziemy w dal. Niedaleką taką raczej, bo do Żor. Postanowiono pohulać po niejakim Parku Krajobrazowym "Cysterskie Kompozycje Krajobrazowe Rud Wielkich".
Pozostało nam tylko dobrać odpowiednią garderobę i już. Ustaliliśmy, że pogardzimy kaskami, bo tam płasko i bezpiecznie, oraz nie chce nam się tych kasków brać. W zamien chciałem na łeb założyć bufka, czyli taką szalokominiarkę, co to mi za bandankę robi. Że styl taki mam niby. A tu awaria - bufek w Bielsku a my w Kisielowie. Co robić? Co robić?
Tak więc na kasku stanęło. Bajka, choć niechętnie, wzięła też swój, żeby sie zsolidaryzować. Oj, dobrze się czasami posolidaryzować, co się później okazało.
Pojechaliśmy zatem.
Zostawiliśmy samochód na parkingu pod jakąś knajpą za Żorami i hajda (lub chajda).
Mimo niejakiej nieufności do śląskiej przyrodu musieliśmy uznać jej wyższośc nad naszą nieufnością - jest przyjemna w odbiorze.
Już chwilę po starcie ukazała nam swój dziób. Dzioby w zasadzie.
Pokazała też mordę.
Etam.
Ojczyzna pomiędzy Żorami a Rybnikiem bardzo miła. Zaskoczyła też kolejną niespodzianką dla malkontentów, narzekających na marne oznakowanie szlaków rowerowych.
Nie jest źle wam powiem.
Dla krótkowidzów jak my - idealne. Szkoda, że to tylko chlubny wyjątek, bo oznakowanie po północnej stronie jeziora niemalże wzorcowo fatalne. Znaki pojawiają się znikąd i z nienacka kończą działalność na przypadkowych drzewach. Nieważne.
Przyroda natomiast, jak mówiłem, miła.
No tak... to akurat nie do końca przyroda. To power. Niestety wraz z tym powerem robi się trochę nudnawo. Trasa od końca jeziora do Rud, gdzie te kolejki wąskotorowe, ci Cystersi krajobrazowi itd., no to ta trasa nudna jest. Tak samo jak nudna dość była dla nas droga powrotna północną stroną jeziora. Nijaka trochę. Lasy jakieś wynudzone albo co? Dopiero za Przygędzą zrobiło się ciekawiej, bo jakaś ścieżka dydaktyczna ale za to słońce zaczęło sobie zachodzić i ciemność się zbliżała.
Ładnie się zbliżała ale nam do samochodu brakowało jeszcze kilkanaście kilometrów a nie byliśmy do końca pewni, gdzie to bydle stoi. No co? Bywa. I tak pędząc przez te lasy w miłym dla oka półmroku, Bajka wymyśliła sobie, że zrobi fikoła. I zrobiła. Takiego klasyka przez kierownicę.
A to sprawca fikoła.
Nieco drżącą jeszcze dłonią Bajki uwieczniony kij, który radośnie podskoczył, wpadł między szprychy i niebywale wręcz poprawił skuteczność hamowania.
Wcześniej ja zrobiłem zdjęcie miejsca wypadku.
Karnie niczego nie dotykałem, żeby świat zobaczył. Żeby naszej krzywdy nie było. Rower Bajki leży na dachu, bo tak właśnie wylądował. Nie przewrócił się tylko stał i patrzył. Bajka już stoi i przeprowadza inspekcję organizmu ale wcześniej wylądowała głową w dół, a rower dał jej jeszcze z bagażnika po kasku. No właśnie - po kasku. Po tym samym, którego nie chciało nam się brać. Na ten kask Bajka zleciała i w niego dostała rowerem. Hmm... chyba warto kask mieć.
No i tyle. Bajka cała a w rowerze tylko błotnik potrzaskany.
Kwadrans później znaleźliśmy auto i pojechaliśmy se na kolację do babci. Fajnie.
Fajnei ale ciemno i drżonco :)
Acha - jeszczejak pakowaliśmy rowery na bagażnik pod tą knajpą, pod którą cały dzień parkowaliśmy, to panna zza baru jakoś dziwnie na nas przez okno patrzyła. Że niby cały dzień parkujemy za frajer a nawet pepsi nie kupimy. No nie kupiliśmy, no. Tak wyszło.
Nie bardzo wiedzieliśmy skąd przybywamy, dokąd zmierzamy i inne takie. Na Jurę by się chciało ale się nie da aktualnie. Wykombinowało nam się zatem, że zapakujemy rowery na bagażnik i pojedziemy w dal. Niedaleką taką raczej, bo do Żor. Postanowiono pohulać po niejakim Parku Krajobrazowym "Cysterskie Kompozycje Krajobrazowe Rud Wielkich".
Pozostało nam tylko dobrać odpowiednią garderobę i już. Ustaliliśmy, że pogardzimy kaskami, bo tam płasko i bezpiecznie, oraz nie chce nam się tych kasków brać. W zamien chciałem na łeb założyć bufka, czyli taką szalokominiarkę, co to mi za bandankę robi. Że styl taki mam niby. A tu awaria - bufek w Bielsku a my w Kisielowie. Co robić? Co robić?
Tak więc na kasku stanęło. Bajka, choć niechętnie, wzięła też swój, żeby sie zsolidaryzować. Oj, dobrze się czasami posolidaryzować, co się później okazało.
Pojechaliśmy zatem.
Zostawiliśmy samochód na parkingu pod jakąś knajpą za Żorami i hajda (lub chajda).
Mimo niejakiej nieufności do śląskiej przyrodu musieliśmy uznać jej wyższośc nad naszą nieufnością - jest przyjemna w odbiorze.
Już chwilę po starcie ukazała nam swój dziób. Dzioby w zasadzie.
Łabędzie ze Stawu Glichta© bezo
Pokazała też mordę.
Dino© bezo
Etam.
Ojczyzna pomiędzy Żorami a Rybnikiem bardzo miła. Zaskoczyła też kolejną niespodzianką dla malkontentów, narzekających na marne oznakowanie szlaków rowerowych.
Nie jest źle wam powiem.
Oznakowanie szlaku lepsze niż myślisz© bezo
Dla krótkowidzów jak my - idealne. Szkoda, że to tylko chlubny wyjątek, bo oznakowanie po północnej stronie jeziora niemalże wzorcowo fatalne. Znaki pojawiają się znikąd i z nienacka kończą działalność na przypadkowych drzewach. Nieważne.
Przyroda natomiast, jak mówiłem, miła.
Elektrownia Rybnik S.A.© bezo
No tak... to akurat nie do końca przyroda. To power. Niestety wraz z tym powerem robi się trochę nudnawo. Trasa od końca jeziora do Rud, gdzie te kolejki wąskotorowe, ci Cystersi krajobrazowi itd., no to ta trasa nudna jest. Tak samo jak nudna dość była dla nas droga powrotna północną stroną jeziora. Nijaka trochę. Lasy jakieś wynudzone albo co? Dopiero za Przygędzą zrobiło się ciekawiej, bo jakaś ścieżka dydaktyczna ale za to słońce zaczęło sobie zachodzić i ciemność się zbliżała.
Zachód© bezo
Ładnie się zbliżała ale nam do samochodu brakowało jeszcze kilkanaście kilometrów a nie byliśmy do końca pewni, gdzie to bydle stoi. No co? Bywa. I tak pędząc przez te lasy w miłym dla oka półmroku, Bajka wymyśliła sobie, że zrobi fikoła. I zrobiła. Takiego klasyka przez kierownicę.
A to sprawca fikoła.
Kij ci w koło© bezo
Nieco drżącą jeszcze dłonią Bajki uwieczniony kij, który radośnie podskoczył, wpadł między szprychy i niebywale wręcz poprawił skuteczność hamowania.
Wcześniej ja zrobiłem zdjęcie miejsca wypadku.
Po upadku© bezo
Karnie niczego nie dotykałem, żeby świat zobaczył. Żeby naszej krzywdy nie było. Rower Bajki leży na dachu, bo tak właśnie wylądował. Nie przewrócił się tylko stał i patrzył. Bajka już stoi i przeprowadza inspekcję organizmu ale wcześniej wylądowała głową w dół, a rower dał jej jeszcze z bagażnika po kasku. No właśnie - po kasku. Po tym samym, którego nie chciało nam się brać. Na ten kask Bajka zleciała i w niego dostała rowerem. Hmm... chyba warto kask mieć.
No i tyle. Bajka cała a w rowerze tylko błotnik potrzaskany.
Kwadrans później znaleźliśmy auto i pojechaliśmy se na kolację do babci. Fajnie.
Wozwraszczenije© bezo
Fajnei ale ciemno i drżonco :)
Acha - jeszczejak pakowaliśmy rowery na bagażnik pod tą knajpą, pod którą cały dzień parkowaliśmy, to panna zza baru jakoś dziwnie na nas przez okno patrzyła. Że niby cały dzień parkujemy za frajer a nawet pepsi nie kupimy. No nie kupiliśmy, no. Tak wyszło.
Poniedziałek, 7 września 2009Kategoria Questy
km: | 33.70 | km teren: | 25.00 | czas: | 02:58 | km/h: | 11.36 |
Ogrodzieniec, czyli - Podzamcze - Ryczów - Żelazko - Śrubarnia - Krępa - Józefów - Fugasówka - Bzów - Podzamcze.
Mecz na wyjeździe, czyli pożegnawszy przemiłą rodzinę, zapakowaliśmy rowery na samochód i pojechaliśmy machnąć się wokół Ogrodzieńca.
Ruiny zamku mają tam w świetnym stanie, kamienie przyjemnie chłodne a sala tortur gustownie odrażająca. Polecam opisy praktyk Mistrza Małolepszego, bo równych sobie nie mają. Gdyby nie wrodzona duma i silna wiara w niestosowność pewnych zachowań, to rzygałbym jak norka godzinami.
Poza tym miodzio.
Niedługa to wycieczka ale znów udało nam się zbłądzić i trafić na kilka kilometrów piachu. Nie będę ukrywał,że było rzucane słowami i rowerami, i nie będę ukrywał, że nie mówię o sobie :)
Ale potem tradycyjnie Natura dała z przepięknej wilgoci.
Niby jeszcze nic ale jednak już gdzieś tam jesień przebłyskuje. I to ta z tych ładnych.
Potem jeszcze kilka obrotów kółek, ostatni rzut oka na zamek i do domu.
Oj trzeba tam wrócić i to bardzo trzeba.
A teraz fatalnie skrywana kryptoreklama, czyli bajkstatowy product placement.
Zachwalam z tego miejsca mapę i atlas rowerowy Wydawnictwa Compass. Seria Galileos (albo nie wiem czy seria - tak w każdym razie są podpisane). Świetne rzeczy, doskonale zrobione. Bez nich gubilibyśmy się zdecydowanie częściej :)
Mecz na wyjeździe, czyli pożegnawszy przemiłą rodzinę, zapakowaliśmy rowery na samochód i pojechaliśmy machnąć się wokół Ogrodzieńca.
Ruiny zamku Ogrodzieniec© bezo
Ruiny zamku mają tam w świetnym stanie, kamienie przyjemnie chłodne a sala tortur gustownie odrażająca. Polecam opisy praktyk Mistrza Małolepszego, bo równych sobie nie mają. Gdyby nie wrodzona duma i silna wiara w niestosowność pewnych zachowań, to rzygałbym jak norka godzinami.
Poza tym miodzio.
Zamek Ogrodzieniec© bezo
Niedługa to wycieczka ale znów udało nam się zbłądzić i trafić na kilka kilometrów piachu. Nie będę ukrywał,że było rzucane słowami i rowerami, i nie będę ukrywał, że nie mówię o sobie :)
Ale potem tradycyjnie Natura dała z przepięknej wilgoci.
Prawie jesienny staw w Józefowie© bezo
Niby jeszcze nic ale jednak już gdzieś tam jesień przebłyskuje. I to ta z tych ładnych.
Potem jeszcze kilka obrotów kółek, ostatni rzut oka na zamek i do domu.
Zamek Ogrodzieniec© bezo
Oj trzeba tam wrócić i to bardzo trzeba.
A teraz fatalnie skrywana kryptoreklama, czyli bajkstatowy product placement.
Zachwalam z tego miejsca mapę i atlas rowerowy Wydawnictwa Compass. Seria Galileos (albo nie wiem czy seria - tak w każdym razie są podpisane). Świetne rzeczy, doskonale zrobione. Bez nich gubilibyśmy się zdecydowanie częściej :)
Niedziela, 6 września 2009Kategoria Questy
km: | 73.90 | km teren: | 50.00 | czas: | 06:18 | km/h: | 11.73 |
Poraj - Zalew Porajski - Żarki Letnisko - Żarki - Mirów - Bobolice - Mirów - Łutowiec - Przewodziszowice - Czatachowa - Ostrężnik - Złoty Potok - (Aleja Klonów) - Siedlec - Szczypie - Zaborze - Choroń - Poraj.
Wczorajszy szybki powrót z wyjątkowo oddalonej oddali nie przypadł nam do gustu. Dlatego ustaliliśmy z rodziną, że dziś za obiad dziękujemy i wrócimy sobie kiedy bądź. Rodzina grzecznie wysłuchała i powiedziała, żebyśmy nie byli śmieszni, i że oni se z tym obiadem poczekają, i że będzie taka obiado-kolacja kiedy wrócimy. Następnie wymusili na nas przyrzeczenie, że wrócimy o 19-20.
Dobre i to.
Pogoda nam dopisywała.
To się nazywa optymizm, co nie?
Zresztą optymizm został nagrodzony poprawą pogody oraz całą resztą, czyli np. zespołem zabytkowych stodół w Żarkach.
Niezłe jaja, nie? W życiu nie wpadł bym na pomysł, że stodoły mogą występować stadnie i w dodatku wyglądać przy tym gustownie. Na tej Jurze wiele rzeczy wygląda gustownie.
Nawet jak trzeba się trochę namęczyć, to za każdym razem okazuje się, że było warto.
Aura jak widać daje z nastroju jak trzeba. Cały czas trzymała fason z tymi chmurami i słońcem pomiędzy nimi.
I tak dotarliśmy do kolejnych ruin na Szlaku Orlich Gniazd. Do Mirowa.
Ja wiem, że to tylko kupa gruzu, trawa i Potop Szwedzki ale kurde... jest dobrze :)
Rowery, i owszem, też czuły się tam przyjemnie.
O kilka strzałów z łuku dalej jest zamek w Bobolicach.
Ten zamek różni się od większości innych w okolicy tym, że od znanego ludzkości "zawsze" jest w rękach prywatnych. Ludowa Ojczyzna nigdy nie wzięła go pod swoje opiekuńcze skrzydła a Ojczyzna obecna, nadająca sobie kolejne numery kontynuuje tę chlubną tradycję, czyli ma zamek i jego właścicieli w dupie. Od wielu lat trwa jego restauracja i odbudowa oparta jedynie na kasie rodzinnej. Zarządcom nie udało się dostać ani grosza od państwa z kasy na konserwację zabytków, ani z kasy unijnej, ani z żadnej innej. Nie mogą dostawać na to darowizn ani pobierać opłat za zwiedzanie. W nagrodę mają czysto i są wyposażeni w świeże duchy.
Ale ja tu nie od tego, żeby o polityce prawić a od pokonywania nierówności.
No to pokonuję.
Czasami jednak powinienem lepiej przypatrzeć się mapie, kiedy upieram się, że tędy będzie ciekawiej.
Bo czy ciekawiej to znowu taka zaleta?
Nieno dobra - trasa rowerowa wiodła trochę obok tej Sahary ale naprawdę niewiele obok i z nawierzchnią niewiele mniej kopną.
Jednak Natura sprawiedliwą jest i jeśli gdzieś robi sucho, to gdzieś indziej robi mokrzej. Wilgotniej w sensie.
I tym oto sposobem, czyli podróżując w zgodzie z naturą, dotarliśmy do Złotego Potoku. Tam ciekawi światu, podglądaliśmy, jak w ogrodach zamkowych nadobna Złotopotoczanka ślubuje rozmaite rzeczy przystojnemu Złotopotoczaninowi*.
* - Ostatnie zdanie zostało napisane jedynie w celu użycia określeń "Złotopotoczanka" oraz "Złotopotoczaninowi", ponieważ autor niniejszego blożka uważa, że brzmią jak chór aniołów śpiewający ballady Metallici.
Na koniec ciekawostka dla malkontentów narzekających na kiepskie oznakowanie dróg, tras, scieżek i innych traktów rowerowych.
I co? Wciąż narzekamy? :)
Wczorajszy szybki powrót z wyjątkowo oddalonej oddali nie przypadł nam do gustu. Dlatego ustaliliśmy z rodziną, że dziś za obiad dziękujemy i wrócimy sobie kiedy bądź. Rodzina grzecznie wysłuchała i powiedziała, żebyśmy nie byli śmieszni, i że oni se z tym obiadem poczekają, i że będzie taka obiado-kolacja kiedy wrócimy. Następnie wymusili na nas przyrzeczenie, że wrócimy o 19-20.
Dobre i to.
Pogoda nam dopisywała.
Zalew Porajski© bezo
To się nazywa optymizm, co nie?
Zresztą optymizm został nagrodzony poprawą pogody oraz całą resztą, czyli np. zespołem zabytkowych stodół w Żarkach.
Zespoł stodół w Żarkach© bezo
Niezłe jaja, nie? W życiu nie wpadł bym na pomysł, że stodoły mogą występować stadnie i w dodatku wyglądać przy tym gustownie. Na tej Jurze wiele rzeczy wygląda gustownie.
Mirowski Gościniec© bezo
Nawet jak trzeba się trochę namęczyć, to za każdym razem okazuje się, że było warto.
Pod górę© bezo
Aura jak widać daje z nastroju jak trzeba. Cały czas trzymała fason z tymi chmurami i słońcem pomiędzy nimi.
Ruiny zamku w Mirowie© bezo
I tak dotarliśmy do kolejnych ruin na Szlaku Orlich Gniazd. Do Mirowa.
Ja wiem, że to tylko kupa gruzu, trawa i Potop Szwedzki ale kurde... jest dobrze :)
Rowery, i owszem, też czuły się tam przyjemnie.
Na zamku w Mirowie© bezo
O kilka strzałów z łuku dalej jest zamek w Bobolicach.
Zamek w Bobolicach© bezo
Ten zamek różni się od większości innych w okolicy tym, że od znanego ludzkości "zawsze" jest w rękach prywatnych. Ludowa Ojczyzna nigdy nie wzięła go pod swoje opiekuńcze skrzydła a Ojczyzna obecna, nadająca sobie kolejne numery kontynuuje tę chlubną tradycję, czyli ma zamek i jego właścicieli w dupie. Od wielu lat trwa jego restauracja i odbudowa oparta jedynie na kasie rodzinnej. Zarządcom nie udało się dostać ani grosza od państwa z kasy na konserwację zabytków, ani z kasy unijnej, ani z żadnej innej. Nie mogą dostawać na to darowizn ani pobierać opłat za zwiedzanie. W nagrodę mają czysto i są wyposażeni w świeże duchy.
Zamek w Bobolicach© bezo
Ale ja tu nie od tego, żeby o polityce prawić a od pokonywania nierówności.
No to pokonuję.
W trasie© bezo
Czasami jednak powinienem lepiej przypatrzeć się mapie, kiedy upieram się, że tędy będzie ciekawiej.
W trasie© bezo
Bo czy ciekawiej to znowu taka zaleta?
Pustynia© bezo
Nieno dobra - trasa rowerowa wiodła trochę obok tej Sahary ale naprawdę niewiele obok i z nawierzchnią niewiele mniej kopną.
Jednak Natura sprawiedliwą jest i jeśli gdzieś robi sucho, to gdzieś indziej robi mokrzej. Wilgotniej w sensie.
Złoty Potok© bezo
I tym oto sposobem, czyli podróżując w zgodzie z naturą, dotarliśmy do Złotego Potoku. Tam ciekawi światu, podglądaliśmy, jak w ogrodach zamkowych nadobna Złotopotoczanka ślubuje rozmaite rzeczy przystojnemu Złotopotoczaninowi*.
* - Ostatnie zdanie zostało napisane jedynie w celu użycia określeń "Złotopotoczanka" oraz "Złotopotoczaninowi", ponieważ autor niniejszego blożka uważa, że brzmią jak chór aniołów śpiewający ballady Metallici.
Podglądamy© bezo
Na koniec ciekawostka dla malkontentów narzekających na kiepskie oznakowanie dróg, tras, scieżek i innych traktów rowerowych.
Hę?© bezo
I co? Wciąż narzekamy? :)
Sobota, 5 września 2009Kategoria Questy
km: | 52.20 | km teren: | 30.00 | czas: | 03:46 | km/h: | 13.86 |
Poraj - Choroń - Biskupice - Olsztyn - Zrębice - Pabianice - Piasek - Ciecierzyn - Zrębice - Biskupice - Choroń - Poraj.
Jura zatem. W piątek jeździć się nie dało, bo rodzina, bo powitania, bo opowieści i cała ta infrastruktura. W sobotę natomiast...
- Kochanie a gdzie zapakowałaś moje buty do SPD?
- A nie wiem. Nie ma ich w tej torbie z bidonami?
- Nie, ale poszukam jeszcze... SZFAK!!!
No... mniej więcej tak się zaczęło. Jak już się nieco uspokoiłem wkurzony własnym kretynizmem, to odkręciłem platformy od jakiegoś roweru z porajskiej komórki i postanowiłem pomykać po Jurze w trampeczkach. Następnie zważyliśmy sobie lekce katastroficzne niemalże prognozy pogody i ruszyliśmy rozdziewiczać okolice.
Na pierwszy rzut okolice Biskupic, które Bajka dzicięciem oraz panną nieletnią będąc, wraz z rodzicami nawiedzała rok rocznie. Robiła ona tak z tymi rodzicami wraz, gdyż to jej ojcowizna, jej fatherland, jej korzeń z ziemi jurajskiej wyrwany (co ja miałem na myśli pisząc to ostatnie?).
Pokazała mi Bajka owa polankę, na której biwakowali, studzienkę, z której czerpali, i Dąb Dziadka, który jest w istocie dębem przez dziadka, czy innego pra posadzony.
Kiedy już wzruszenia i wspomienia się powzruszały i powspominały, ruszyliśmy na szlak, niczym Wiedźminowie jacyś.
Bycie Wiedźminem na szlaku, to nie jest łatwa rzecz. Zwłaszcza na Jurze. Bo tam nie jest przesadnie płasko a trakty nie są jakoś mocno bite. Nader często jest tak, jak widać powyzej - piaszczyście jak cholera, co dla nie bardzo szerokich opon Bajki bywało nielada wyzwaniem. Wyzywaniem zresztą też.
I tak dotarliśmy do Olsztyna.
Urokliwa to kupa kamieni, nie powiem. Szkoda tylko, że ten urok przykryty jest kupą śmieci. Co z wami ludzie jest, co?
Patrzcie no tylko jak tam fajnie - wywalajcie te puszki, flaszki, paczki po fajkach i inne badziewie do pojemników nawet jak trzeba ten papierek kawałek ponieść.
Chcieliśmy pojeździć jeszcze trochę ale (jak to mamy w zwyczaju) pogubiliśmy się nieco a rodzina zaczęła nas wydzwaniać na obowiązkowy obiad itd., więc pędząć jak szaleni wróciliśmy gdzie trzeba i to w dodatku było około 16.00. Trochę wcześnie ale co było robić. Musiało wystarczyć.
Jutro też jest dzień.
Jura zatem. W piątek jeździć się nie dało, bo rodzina, bo powitania, bo opowieści i cała ta infrastruktura. W sobotę natomiast...
- Kochanie a gdzie zapakowałaś moje buty do SPD?
- A nie wiem. Nie ma ich w tej torbie z bidonami?
- Nie, ale poszukam jeszcze... SZFAK!!!
No... mniej więcej tak się zaczęło. Jak już się nieco uspokoiłem wkurzony własnym kretynizmem, to odkręciłem platformy od jakiegoś roweru z porajskiej komórki i postanowiłem pomykać po Jurze w trampeczkach. Następnie zważyliśmy sobie lekce katastroficzne niemalże prognozy pogody i ruszyliśmy rozdziewiczać okolice.
Góry Sokole© bezo
Na pierwszy rzut okolice Biskupic, które Bajka dzicięciem oraz panną nieletnią będąc, wraz z rodzicami nawiedzała rok rocznie. Robiła ona tak z tymi rodzicami wraz, gdyż to jej ojcowizna, jej fatherland, jej korzeń z ziemi jurajskiej wyrwany (co ja miałem na myśli pisząc to ostatnie?).
Dąb Dziadka© bezo
Pokazała mi Bajka owa polankę, na której biwakowali, studzienkę, z której czerpali, i Dąb Dziadka, który jest w istocie dębem przez dziadka, czy innego pra posadzony.
Kiedy już wzruszenia i wspomienia się powzruszały i powspominały, ruszyliśmy na szlak, niczym Wiedźminowie jacyś.
Góry Sokole© bezo
Jura, okolice Olsztyna© bezo
Piach© bezo
Bycie Wiedźminem na szlaku, to nie jest łatwa rzecz. Zwłaszcza na Jurze. Bo tam nie jest przesadnie płasko a trakty nie są jakoś mocno bite. Nader często jest tak, jak widać powyzej - piaszczyście jak cholera, co dla nie bardzo szerokich opon Bajki bywało nielada wyzwaniem. Wyzywaniem zresztą też.
I tak dotarliśmy do Olsztyna.
Ruiny zamku w Olsztynie© bezo
Urokliwa to kupa kamieni, nie powiem. Szkoda tylko, że ten urok przykryty jest kupą śmieci. Co z wami ludzie jest, co?
Patrzcie no tylko jak tam fajnie - wywalajcie te puszki, flaszki, paczki po fajkach i inne badziewie do pojemników nawet jak trzeba ten papierek kawałek ponieść.
Szlak Orlich Gniazd - Olsztyn© bezo
Chcieliśmy pojeździć jeszcze trochę ale (jak to mamy w zwyczaju) pogubiliśmy się nieco a rodzina zaczęła nas wydzwaniać na obowiązkowy obiad itd., więc pędząć jak szaleni wróciliśmy gdzie trzeba i to w dodatku było około 16.00. Trochę wcześnie ale co było robić. Musiało wystarczyć.
Jutro też jest dzień.
Wtorek, 1 września 2009Kategoria Questy
km: | 75.50 | km teren: | 5.00 | czas: | 04:51 | km/h: | 15.57 |
Kisielów - Ogrodzona - Zamarski - Hażlach - Kończyce (Wielkie, Małe) - Zebrzydowice - Pielgrzymowice - Strumień - Drogomyśl - Ochaby - Kiczyce - Skoczów - Harbutowice - Kisielów.
Mamy urlop od teraz, więc pokrążyliśmy trochę wyposażywszy się odpowiednio.
Trochę przypadkiem wstrzeliliśmy się w Szlak Architektury Drewnianej.
Bogiem a prawdą architektura drewniana nie wstrząsa mną silnie, choć doceniam jej niewątpliwy urok. Doceniam też urok Bajki i dlatego obie są na zdjęciu - i Bajka i architektura.
Bycie użytkownikiem tras rowerowych wiąże się bardzo mocno z wkurwem spowodowanym idiotyzmem, baranizmem i nazbyt często spotykanym bezmózgizmem kogoś tam.
Bo po kiego to niszczyć? Były też inne przykłady podobnego działania ale pies z nimi - tymi dewasterami. Może kiedyś se coś uszkodzą szczęśliwie w czasie dewastingu.
Z ciekawostek był Strusioland w Kończycach.
Pomysł wydawał się miły ale chyba niedoceniony ekonomicznie i rzecz wygląda na nieco chylącą się ku upadkowi. Szkoda trochę.
Nieco dalej był najdalszy punkt dzisiejszego dnia, czyli Zebrzydowice.
Niewiadomo czy fajne.
W każdym razie dzień nam upłynął miło wśród urokliwych pól i lasów oraz pałającej tu i ówdzie dzięcieliny.
Mamy urlop od teraz, więc pokrążyliśmy trochę wyposażywszy się odpowiednio.
W drogę© bezo
Trochę przypadkiem wstrzeliliśmy się w Szlak Architektury Drewnianej.
Slak architektury drewnianej© bezo
Bogiem a prawdą architektura drewniana nie wstrząsa mną silnie, choć doceniam jej niewątpliwy urok. Doceniam też urok Bajki i dlatego obie są na zdjęciu - i Bajka i architektura.
Bycie użytkownikiem tras rowerowych wiąże się bardzo mocno z wkurwem spowodowanym idiotyzmem, baranizmem i nazbyt często spotykanym bezmózgizmem kogoś tam.
The Vasting© bezo
Bo po kiego to niszczyć? Były też inne przykłady podobnego działania ale pies z nimi - tymi dewasterami. Może kiedyś se coś uszkodzą szczęśliwie w czasie dewastingu.
Z ciekawostek był Strusioland w Kończycach.
Strusioland© bezo
Pomysł wydawał się miły ale chyba niedoceniony ekonomicznie i rzecz wygląda na nieco chylącą się ku upadkowi. Szkoda trochę.
Nieco dalej był najdalszy punkt dzisiejszego dnia, czyli Zebrzydowice.
Uacha, rowery dwa© bezo
Niewiadomo czy fajne.
W każdym razie dzień nam upłynął miło wśród urokliwych pól i lasów oraz pałającej tu i ówdzie dzięcieliny.
Okoliczności przyrody© bezo
Niedziela, 9 sierpnia 2009Kategoria Z dzieckami, Questy
km: | 54.90 | km teren: | 15.00 | czas: | 02:56 | km/h: | 18.72 |
Kisielów - Nierodzim - Skoczów - Ochaby - Drogomyśl - Zaborze - Landek - Zabrzeg - Czechowice-Dziedzice - Bielsko-Bała.
Po wyspaniu się do bólu, po posileniu się przyjemnym, poumyciu rowerów z kurzu z wielu europejskich dróg, udaliśmy się w drogę powrotną do domu. Ciut naokoło ale za to po płaskim.
Bez większego wysiłku, bez większych ekscesów, z awariami, które były konsekwencjami awarii wcześniejszych. Czyli sielana :)
Zaznaczyć tu należy, że niejaki Michu, czyli mój starszy syn, był jedynym z nas, który absolutnie wszędzie dojechał, bez podprowadzania, bez spacerków z rowerem. Skubany :)
Tak minął nam właśnie weekend. Dobranoc.
Po wyspaniu się do bólu, po posileniu się przyjemnym, poumyciu rowerów z kurzu z wielu europejskich dróg, udaliśmy się w drogę powrotną do domu. Ciut naokoło ale za to po płaskim.
Płasko© bezo
Bez większego wysiłku, bez większych ekscesów, z awariami, które były konsekwencjami awarii wcześniejszych. Czyli sielana :)
Zaznaczyć tu należy, że niejaki Michu, czyli mój starszy syn, był jedynym z nas, który absolutnie wszędzie dojechał, bez podprowadzania, bez spacerków z rowerem. Skubany :)
Tak minął nam właśnie weekend. Dobranoc.
Sobota, 8 sierpnia 2009Kategoria Z dzieckami, Questy, Babcia, rodzice
km: | 74.90 | km teren: | 0.00 | czas: | 05:15 | km/h: | 14.27 |
Zabawa - Laliki - Zwardoń - Laliki - Głębokie - Trzycatek - Trójstyk - Trzycatek - Istebna - Przełęcz Kubalonka (761) - Wisła - Ustroń - Nierodzim - Kisielów.
Nastał nowy dzień.
Pożywili się i ruszyli dalej.
Sporo dalej. Cały dzień towarzyszyły nam ładne (tradycyjnie) widoki oraz śmieszne nazwy miejscowości, siół i przysiółków.
To oraz Ochodzita, która zdawała się być wszędzie.
Towarzyszyły nam też zgubienia się i awarie.
Tu akurat pęknięta szprycha Bajki ale były też kłopoty z przerzutkami i hamulcami Miśka. Fatum trochę takie.
Zajmowaliśmy się nie tylkopedałowaniem ale również kontaktami zmiejscową fauną.
No a potem pojechaliśmy do różnych krajów.
Trójstyk, to miejsce, w którym stykają się granice Polski, Czech i Słowacji. Sympatyczna ciekawostka.
Tobyła połowa drogi. Zostało nam jeszcze dobicie do Kubalonki przez Istebną (co nie byłoszczególnie miłe) apotem dłuuugi zjazd prawie do samego domku babci (co było miłe).
Pytanie retoryczne, które już zadawałem kiedyś tam - dlaczego przejazd rowerem przez Wisłę, to walka a przejazd przez Ustroń, to czysta przyjemność. Jak wiele musi różnić włodarzy tych sąsiadujących ze sobą miast, i dlaczego Wisłą rządzi jakiś idiota?
U babci ciepły prysznic, smaczna kolacja i ognisko.
Tak minął dzień drugi.
Nastał nowy dzień.
Altanka na Zabawie© bezo
Pożywili się i ruszyli dalej.
Z Zabawy© bezo
Sporo dalej. Cały dzień towarzyszyły nam ładne (tradycyjnie) widoki oraz śmieszne nazwy miejscowości, siół i przysiółków.
Ładne widoczki i śmieszne nazwy© bezo
To oraz Ochodzita, która zdawała się być wszędzie.
Ochodzita© bezo
Towarzyszyły nam też zgubienia się i awarie.
Awaria© bezo
Tu akurat pęknięta szprycha Bajki ale były też kłopoty z przerzutkami i hamulcami Miśka. Fatum trochę takie.
Zajmowaliśmy się nie tylkopedałowaniem ale również kontaktami zmiejscową fauną.
Potwór© bezo
No a potem pojechaliśmy do różnych krajów.
Trójstyk© bezo
Trójstyk, to miejsce, w którym stykają się granice Polski, Czech i Słowacji. Sympatyczna ciekawostka.
Widok ze Słowacji na Czechy i Polskę© bezo
Tobyła połowa drogi. Zostało nam jeszcze dobicie do Kubalonki przez Istebną (co nie byłoszczególnie miłe) apotem dłuuugi zjazd prawie do samego domku babci (co było miłe).
Pytanie retoryczne, które już zadawałem kiedyś tam - dlaczego przejazd rowerem przez Wisłę, to walka a przejazd przez Ustroń, to czysta przyjemność. Jak wiele musi różnić włodarzy tych sąsiadujących ze sobą miast, i dlaczego Wisłą rządzi jakiś idiota?
U babci ciepły prysznic, smaczna kolacja i ognisko.
Tak minął dzień drugi.
Piątek, 7 sierpnia 2009Kategoria Z dzieckami, Questy
km: | 50.40 | km teren: | 5.00 | czas: | 03:51 | km/h: | 13.09 |
Bielsko-Biała - Bystra - Buczkowice - Godziszka - Słotwina - Lipowa - Twardorzeczka - Przybędza - Węgierska Górka - Milówka - Nieledwia - Przełęcz Kotelnica (661) - Mała Zabawa (798) - Zabawa (823).
Nasza koleżanka, niejaka Agnese, ma bacówkę na Zabawie (górka taka). Wyraziliśmy chęć więc dała nam klucze, żebyśmy sobie tam poczywali. Pojechaliśmy zatem.
Nie do końca wiedzieliśmy co nas czeka, więc humory dopisywały i na igrce się niektórym zbierało.
Potem było już tylko gorzej choć ładniej. Bo z Bielska na tę Zabawę jest praktycznie czały czas pod górkę. Większość drogi łagodnie ale momentami mniej. Ładnie jest cały czas.
Jak już się uda dostać na szczyt, to można nacieszyć się urokiem miejsca. Nie ma obowiązku ale można.
Jeszcze tylko trzeba wody sobie nanieść i jest oki.
Jak już nacieszyliśmy i nanieśliśmy co trzeba, to powalczyliśmy trochę z kozą, co jest piecykiem i daje herbatę, oraz z mokrym drewnem, które daje pieczone kiełbaski. Dość szybko, bo ok. 23 padliśmy w raczej specyficznych warunkach jednakże wciąż urokliwych.
Tak minął dzień pierwszy.
Nasza koleżanka, niejaka Agnese, ma bacówkę na Zabawie (górka taka). Wyraziliśmy chęć więc dała nam klucze, żebyśmy sobie tam poczywali. Pojechaliśmy zatem.
Nie do końca wiedzieliśmy co nas czeka, więc humory dopisywały i na igrce się niektórym zbierało.
parabezo© bezo
Potem było już tylko gorzej choć ładniej. Bo z Bielska na tę Zabawę jest praktycznie czały czas pod górkę. Większość drogi łagodnie ale momentami mniej. Ładnie jest cały czas.
Na Zabawę© bezo
Jak już się uda dostać na szczyt, to można nacieszyć się urokiem miejsca. Nie ma obowiązku ale można.
Zabawa© bezo
Jeszcze tylko trzeba wody sobie nanieść i jest oki.
Nosiwody© bezo
Jak już nacieszyliśmy i nanieśliśmy co trzeba, to powalczyliśmy trochę z kozą, co jest piecykiem i daje herbatę, oraz z mokrym drewnem, które daje pieczone kiełbaski. Dość szybko, bo ok. 23 padliśmy w raczej specyficznych warunkach jednakże wciąż urokliwych.
Tak minął dzień pierwszy.
Sobota, 1 sierpnia 2009Kategoria Questy, Z dzieckami
km: | 120.80 | km teren: | 80.00 | czas: | 06:29 | km/h: | 18.63 |
Bielsko-Biała - Czechowice-Dziedzice - Zabrzeg - Landek - Zaborze - Chybie - Strumień- Studzionka - Mizerów - Kryry - Suszec - Kobielice - Kobiór - Promnice - Paprocany - Kobiór - Pszczyna - Czechowice - Bielsko.
Znana trasa z modyfikacjami.
Zaczęło się od wojny.
Raczej totalnej, bo i traktory wzięli w kamasze.
A potem tak trochę na pamięć, trochę na mapę, trochę na czuja. W każdym razie na obiad do Paprocan. Bardzo miła pogoda na taką wycieczkę.
Znana trasa z modyfikacjami.
Zaczęło się od wojny.
Wojna idzie... jedzie© bezo
Raczej totalnej, bo i traktory wzięli w kamasze.
Traktor bojowy© bezo
A potem tak trochę na pamięć, trochę na mapę, trochę na czuja. W każdym razie na obiad do Paprocan. Bardzo miła pogoda na taką wycieczkę.
Paprocany© bezo
Czwartek, 30 lipca 2009Kategoria Questy, Z dzieckami
km: | 33.00 | km teren: | 5.00 | czas: | 02:36 | km/h: | 12.69 |
Magurka Wilkowicka (909)... taa. Od strony Wilkowic wzięta. Komfortowo, asfaltem. Chłopaki podjechali w całości, ja częściowo. Bo ten... bo zdjęcia musiałem robić dajmy na to. O proszę - Skrzyczne widziane z trasy.
Niby asfalt ale strasznie stromy jakiś. Zdziwicie się myly państwo, co tak naprawdę motywowało mnie do heroicznego deptania na pedały. Otóż kiedy tylko umęczon zsiadałem z roweru, żeby nieco sobie pospacerować, natychmiast zbierał się nade mną tłum much i złowróżbnie brzęczał. Muszki byłu bardzo powolne, więc gdy wsiadałem na rower bez trudu im uciekałem. Ucieczka mnie męczyła więc zsiadałem i muchy dopadały mnie ponownie. I tak się zabawialiśmy z przyrodą przez cały podjazd.
Pod schroniskiem chłopaki czekali na mnie litościwie i nawet pozwolili chwilę sapnąć. Sapnąwszy ruszyliśmy dalej, czyli w kierunku Przegibka. Zjazd tzw. techniczny, i niewiele mniej męczący niż podjazd. Nadgarstki bolą. Ale widok ładny, czego zdjęcie może jakby nie oddać.
Z Przegibka szybki zjazd do Bielska. Nawet udało mi się wyprzedzić dwie panienki na skuterze :)
Skrzyczne widziane z Magurki Wilkowickiej© bezo
Niby asfalt ale strasznie stromy jakiś. Zdziwicie się myly państwo, co tak naprawdę motywowało mnie do heroicznego deptania na pedały. Otóż kiedy tylko umęczon zsiadałem z roweru, żeby nieco sobie pospacerować, natychmiast zbierał się nade mną tłum much i złowróżbnie brzęczał. Muszki byłu bardzo powolne, więc gdy wsiadałem na rower bez trudu im uciekałem. Ucieczka mnie męczyła więc zsiadałem i muchy dopadały mnie ponownie. I tak się zabawialiśmy z przyrodą przez cały podjazd.
Pod schroniskiem chłopaki czekali na mnie litościwie i nawet pozwolili chwilę sapnąć. Sapnąwszy ruszyliśmy dalej, czyli w kierunku Przegibka. Zjazd tzw. techniczny, i niewiele mniej męczący niż podjazd. Nadgarstki bolą. Ale widok ładny, czego zdjęcie może jakby nie oddać.
Bielsko widziane z Magurki Wilkowickiej© bezo
Z Przegibka szybki zjazd do Bielska. Nawet udało mi się wyprzedzić dwie panienki na skuterze :)