Wpisy archiwalne w miesiącu
Wrzesień, 2009
Dystans całkowity: | 450.60 km (w terenie 185.00 km; 41.06%) |
Czas w ruchu: | 31:52 |
Średnia prędkość: | 14.14 km/h |
Maksymalna prędkość: | 59.00 km/h |
Suma podjazdów: | 100000 m |
Suma kalorii: | 6833 kcal |
Liczba aktywności: | 8 |
Średnio na aktywność: | 56.33 km i 3h 59m |
Więcej statystyk |
Środa, 16 września 2009Kategoria Sam, Kręcenie się
km: | 42.50 | km teren: | 5.00 | czas: | 02:32 | km/h: | 16.78 |
Po mieście i okolicach.
Czwartek, 10 września 2009Kategoria Questy
km: | 75.50 | km teren: | 70.00 | czas: | 05:21 | km/h: | 14.11 |
Żory - Rybnik - Rudy i z powrotem.
Nie bardzo wiedzieliśmy skąd przybywamy, dokąd zmierzamy i inne takie. Na Jurę by się chciało ale się nie da aktualnie. Wykombinowało nam się zatem, że zapakujemy rowery na bagażnik i pojedziemy w dal. Niedaleką taką raczej, bo do Żor. Postanowiono pohulać po niejakim Parku Krajobrazowym "Cysterskie Kompozycje Krajobrazowe Rud Wielkich".
Pozostało nam tylko dobrać odpowiednią garderobę i już. Ustaliliśmy, że pogardzimy kaskami, bo tam płasko i bezpiecznie, oraz nie chce nam się tych kasków brać. W zamien chciałem na łeb założyć bufka, czyli taką szalokominiarkę, co to mi za bandankę robi. Że styl taki mam niby. A tu awaria - bufek w Bielsku a my w Kisielowie. Co robić? Co robić?
Tak więc na kasku stanęło. Bajka, choć niechętnie, wzięła też swój, żeby sie zsolidaryzować. Oj, dobrze się czasami posolidaryzować, co się później okazało.
Pojechaliśmy zatem.
Zostawiliśmy samochód na parkingu pod jakąś knajpą za Żorami i hajda (lub chajda).
Mimo niejakiej nieufności do śląskiej przyrodu musieliśmy uznać jej wyższośc nad naszą nieufnością - jest przyjemna w odbiorze.
Już chwilę po starcie ukazała nam swój dziób. Dzioby w zasadzie.
Pokazała też mordę.
Etam.
Ojczyzna pomiędzy Żorami a Rybnikiem bardzo miła. Zaskoczyła też kolejną niespodzianką dla malkontentów, narzekających na marne oznakowanie szlaków rowerowych.
Nie jest źle wam powiem.
Dla krótkowidzów jak my - idealne. Szkoda, że to tylko chlubny wyjątek, bo oznakowanie po północnej stronie jeziora niemalże wzorcowo fatalne. Znaki pojawiają się znikąd i z nienacka kończą działalność na przypadkowych drzewach. Nieważne.
Przyroda natomiast, jak mówiłem, miła.
No tak... to akurat nie do końca przyroda. To power. Niestety wraz z tym powerem robi się trochę nudnawo. Trasa od końca jeziora do Rud, gdzie te kolejki wąskotorowe, ci Cystersi krajobrazowi itd., no to ta trasa nudna jest. Tak samo jak nudna dość była dla nas droga powrotna północną stroną jeziora. Nijaka trochę. Lasy jakieś wynudzone albo co? Dopiero za Przygędzą zrobiło się ciekawiej, bo jakaś ścieżka dydaktyczna ale za to słońce zaczęło sobie zachodzić i ciemność się zbliżała.
Ładnie się zbliżała ale nam do samochodu brakowało jeszcze kilkanaście kilometrów a nie byliśmy do końca pewni, gdzie to bydle stoi. No co? Bywa. I tak pędząc przez te lasy w miłym dla oka półmroku, Bajka wymyśliła sobie, że zrobi fikoła. I zrobiła. Takiego klasyka przez kierownicę.
A to sprawca fikoła.
Nieco drżącą jeszcze dłonią Bajki uwieczniony kij, który radośnie podskoczył, wpadł między szprychy i niebywale wręcz poprawił skuteczność hamowania.
Wcześniej ja zrobiłem zdjęcie miejsca wypadku.
Karnie niczego nie dotykałem, żeby świat zobaczył. Żeby naszej krzywdy nie było. Rower Bajki leży na dachu, bo tak właśnie wylądował. Nie przewrócił się tylko stał i patrzył. Bajka już stoi i przeprowadza inspekcję organizmu ale wcześniej wylądowała głową w dół, a rower dał jej jeszcze z bagażnika po kasku. No właśnie - po kasku. Po tym samym, którego nie chciało nam się brać. Na ten kask Bajka zleciała i w niego dostała rowerem. Hmm... chyba warto kask mieć.
No i tyle. Bajka cała a w rowerze tylko błotnik potrzaskany.
Kwadrans później znaleźliśmy auto i pojechaliśmy se na kolację do babci. Fajnie.
Fajnei ale ciemno i drżonco :)
Acha - jeszczejak pakowaliśmy rowery na bagażnik pod tą knajpą, pod którą cały dzień parkowaliśmy, to panna zza baru jakoś dziwnie na nas przez okno patrzyła. Że niby cały dzień parkujemy za frajer a nawet pepsi nie kupimy. No nie kupiliśmy, no. Tak wyszło.
Nie bardzo wiedzieliśmy skąd przybywamy, dokąd zmierzamy i inne takie. Na Jurę by się chciało ale się nie da aktualnie. Wykombinowało nam się zatem, że zapakujemy rowery na bagażnik i pojedziemy w dal. Niedaleką taką raczej, bo do Żor. Postanowiono pohulać po niejakim Parku Krajobrazowym "Cysterskie Kompozycje Krajobrazowe Rud Wielkich".
Pozostało nam tylko dobrać odpowiednią garderobę i już. Ustaliliśmy, że pogardzimy kaskami, bo tam płasko i bezpiecznie, oraz nie chce nam się tych kasków brać. W zamien chciałem na łeb założyć bufka, czyli taką szalokominiarkę, co to mi za bandankę robi. Że styl taki mam niby. A tu awaria - bufek w Bielsku a my w Kisielowie. Co robić? Co robić?
Tak więc na kasku stanęło. Bajka, choć niechętnie, wzięła też swój, żeby sie zsolidaryzować. Oj, dobrze się czasami posolidaryzować, co się później okazało.
Pojechaliśmy zatem.
Zostawiliśmy samochód na parkingu pod jakąś knajpą za Żorami i hajda (lub chajda).
Mimo niejakiej nieufności do śląskiej przyrodu musieliśmy uznać jej wyższośc nad naszą nieufnością - jest przyjemna w odbiorze.
Już chwilę po starcie ukazała nam swój dziób. Dzioby w zasadzie.
Łabędzie ze Stawu Glichta© bezo
Pokazała też mordę.
Dino© bezo
Etam.
Ojczyzna pomiędzy Żorami a Rybnikiem bardzo miła. Zaskoczyła też kolejną niespodzianką dla malkontentów, narzekających na marne oznakowanie szlaków rowerowych.
Nie jest źle wam powiem.
Oznakowanie szlaku lepsze niż myślisz© bezo
Dla krótkowidzów jak my - idealne. Szkoda, że to tylko chlubny wyjątek, bo oznakowanie po północnej stronie jeziora niemalże wzorcowo fatalne. Znaki pojawiają się znikąd i z nienacka kończą działalność na przypadkowych drzewach. Nieważne.
Przyroda natomiast, jak mówiłem, miła.
Elektrownia Rybnik S.A.© bezo
No tak... to akurat nie do końca przyroda. To power. Niestety wraz z tym powerem robi się trochę nudnawo. Trasa od końca jeziora do Rud, gdzie te kolejki wąskotorowe, ci Cystersi krajobrazowi itd., no to ta trasa nudna jest. Tak samo jak nudna dość była dla nas droga powrotna północną stroną jeziora. Nijaka trochę. Lasy jakieś wynudzone albo co? Dopiero za Przygędzą zrobiło się ciekawiej, bo jakaś ścieżka dydaktyczna ale za to słońce zaczęło sobie zachodzić i ciemność się zbliżała.
Zachód© bezo
Ładnie się zbliżała ale nam do samochodu brakowało jeszcze kilkanaście kilometrów a nie byliśmy do końca pewni, gdzie to bydle stoi. No co? Bywa. I tak pędząc przez te lasy w miłym dla oka półmroku, Bajka wymyśliła sobie, że zrobi fikoła. I zrobiła. Takiego klasyka przez kierownicę.
A to sprawca fikoła.
Kij ci w koło© bezo
Nieco drżącą jeszcze dłonią Bajki uwieczniony kij, który radośnie podskoczył, wpadł między szprychy i niebywale wręcz poprawił skuteczność hamowania.
Wcześniej ja zrobiłem zdjęcie miejsca wypadku.
Po upadku© bezo
Karnie niczego nie dotykałem, żeby świat zobaczył. Żeby naszej krzywdy nie było. Rower Bajki leży na dachu, bo tak właśnie wylądował. Nie przewrócił się tylko stał i patrzył. Bajka już stoi i przeprowadza inspekcję organizmu ale wcześniej wylądowała głową w dół, a rower dał jej jeszcze z bagażnika po kasku. No właśnie - po kasku. Po tym samym, którego nie chciało nam się brać. Na ten kask Bajka zleciała i w niego dostała rowerem. Hmm... chyba warto kask mieć.
No i tyle. Bajka cała a w rowerze tylko błotnik potrzaskany.
Kwadrans później znaleźliśmy auto i pojechaliśmy se na kolację do babci. Fajnie.
Wozwraszczenije© bezo
Fajnei ale ciemno i drżonco :)
Acha - jeszczejak pakowaliśmy rowery na bagażnik pod tą knajpą, pod którą cały dzień parkowaliśmy, to panna zza baru jakoś dziwnie na nas przez okno patrzyła. Że niby cały dzień parkujemy za frajer a nawet pepsi nie kupimy. No nie kupiliśmy, no. Tak wyszło.
Poniedziałek, 7 września 2009Kategoria Questy
km: | 33.70 | km teren: | 25.00 | czas: | 02:58 | km/h: | 11.36 |
Ogrodzieniec, czyli - Podzamcze - Ryczów - Żelazko - Śrubarnia - Krępa - Józefów - Fugasówka - Bzów - Podzamcze.
Mecz na wyjeździe, czyli pożegnawszy przemiłą rodzinę, zapakowaliśmy rowery na samochód i pojechaliśmy machnąć się wokół Ogrodzieńca.
Ruiny zamku mają tam w świetnym stanie, kamienie przyjemnie chłodne a sala tortur gustownie odrażająca. Polecam opisy praktyk Mistrza Małolepszego, bo równych sobie nie mają. Gdyby nie wrodzona duma i silna wiara w niestosowność pewnych zachowań, to rzygałbym jak norka godzinami.
Poza tym miodzio.
Niedługa to wycieczka ale znów udało nam się zbłądzić i trafić na kilka kilometrów piachu. Nie będę ukrywał,że było rzucane słowami i rowerami, i nie będę ukrywał, że nie mówię o sobie :)
Ale potem tradycyjnie Natura dała z przepięknej wilgoci.
Niby jeszcze nic ale jednak już gdzieś tam jesień przebłyskuje. I to ta z tych ładnych.
Potem jeszcze kilka obrotów kółek, ostatni rzut oka na zamek i do domu.
Oj trzeba tam wrócić i to bardzo trzeba.
A teraz fatalnie skrywana kryptoreklama, czyli bajkstatowy product placement.
Zachwalam z tego miejsca mapę i atlas rowerowy Wydawnictwa Compass. Seria Galileos (albo nie wiem czy seria - tak w każdym razie są podpisane). Świetne rzeczy, doskonale zrobione. Bez nich gubilibyśmy się zdecydowanie częściej :)
Mecz na wyjeździe, czyli pożegnawszy przemiłą rodzinę, zapakowaliśmy rowery na samochód i pojechaliśmy machnąć się wokół Ogrodzieńca.
Ruiny zamku Ogrodzieniec© bezo
Ruiny zamku mają tam w świetnym stanie, kamienie przyjemnie chłodne a sala tortur gustownie odrażająca. Polecam opisy praktyk Mistrza Małolepszego, bo równych sobie nie mają. Gdyby nie wrodzona duma i silna wiara w niestosowność pewnych zachowań, to rzygałbym jak norka godzinami.
Poza tym miodzio.
Zamek Ogrodzieniec© bezo
Niedługa to wycieczka ale znów udało nam się zbłądzić i trafić na kilka kilometrów piachu. Nie będę ukrywał,że było rzucane słowami i rowerami, i nie będę ukrywał, że nie mówię o sobie :)
Ale potem tradycyjnie Natura dała z przepięknej wilgoci.
Prawie jesienny staw w Józefowie© bezo
Niby jeszcze nic ale jednak już gdzieś tam jesień przebłyskuje. I to ta z tych ładnych.
Potem jeszcze kilka obrotów kółek, ostatni rzut oka na zamek i do domu.
Zamek Ogrodzieniec© bezo
Oj trzeba tam wrócić i to bardzo trzeba.
A teraz fatalnie skrywana kryptoreklama, czyli bajkstatowy product placement.
Zachwalam z tego miejsca mapę i atlas rowerowy Wydawnictwa Compass. Seria Galileos (albo nie wiem czy seria - tak w każdym razie są podpisane). Świetne rzeczy, doskonale zrobione. Bez nich gubilibyśmy się zdecydowanie częściej :)
Niedziela, 6 września 2009Kategoria Questy
km: | 73.90 | km teren: | 50.00 | czas: | 06:18 | km/h: | 11.73 |
Poraj - Zalew Porajski - Żarki Letnisko - Żarki - Mirów - Bobolice - Mirów - Łutowiec - Przewodziszowice - Czatachowa - Ostrężnik - Złoty Potok - (Aleja Klonów) - Siedlec - Szczypie - Zaborze - Choroń - Poraj.
Wczorajszy szybki powrót z wyjątkowo oddalonej oddali nie przypadł nam do gustu. Dlatego ustaliliśmy z rodziną, że dziś za obiad dziękujemy i wrócimy sobie kiedy bądź. Rodzina grzecznie wysłuchała i powiedziała, żebyśmy nie byli śmieszni, i że oni se z tym obiadem poczekają, i że będzie taka obiado-kolacja kiedy wrócimy. Następnie wymusili na nas przyrzeczenie, że wrócimy o 19-20.
Dobre i to.
Pogoda nam dopisywała.
To się nazywa optymizm, co nie?
Zresztą optymizm został nagrodzony poprawą pogody oraz całą resztą, czyli np. zespołem zabytkowych stodół w Żarkach.
Niezłe jaja, nie? W życiu nie wpadł bym na pomysł, że stodoły mogą występować stadnie i w dodatku wyglądać przy tym gustownie. Na tej Jurze wiele rzeczy wygląda gustownie.
Nawet jak trzeba się trochę namęczyć, to za każdym razem okazuje się, że było warto.
Aura jak widać daje z nastroju jak trzeba. Cały czas trzymała fason z tymi chmurami i słońcem pomiędzy nimi.
I tak dotarliśmy do kolejnych ruin na Szlaku Orlich Gniazd. Do Mirowa.
Ja wiem, że to tylko kupa gruzu, trawa i Potop Szwedzki ale kurde... jest dobrze :)
Rowery, i owszem, też czuły się tam przyjemnie.
O kilka strzałów z łuku dalej jest zamek w Bobolicach.
Ten zamek różni się od większości innych w okolicy tym, że od znanego ludzkości "zawsze" jest w rękach prywatnych. Ludowa Ojczyzna nigdy nie wzięła go pod swoje opiekuńcze skrzydła a Ojczyzna obecna, nadająca sobie kolejne numery kontynuuje tę chlubną tradycję, czyli ma zamek i jego właścicieli w dupie. Od wielu lat trwa jego restauracja i odbudowa oparta jedynie na kasie rodzinnej. Zarządcom nie udało się dostać ani grosza od państwa z kasy na konserwację zabytków, ani z kasy unijnej, ani z żadnej innej. Nie mogą dostawać na to darowizn ani pobierać opłat za zwiedzanie. W nagrodę mają czysto i są wyposażeni w świeże duchy.
Ale ja tu nie od tego, żeby o polityce prawić a od pokonywania nierówności.
No to pokonuję.
Czasami jednak powinienem lepiej przypatrzeć się mapie, kiedy upieram się, że tędy będzie ciekawiej.
Bo czy ciekawiej to znowu taka zaleta?
Nieno dobra - trasa rowerowa wiodła trochę obok tej Sahary ale naprawdę niewiele obok i z nawierzchnią niewiele mniej kopną.
Jednak Natura sprawiedliwą jest i jeśli gdzieś robi sucho, to gdzieś indziej robi mokrzej. Wilgotniej w sensie.
I tym oto sposobem, czyli podróżując w zgodzie z naturą, dotarliśmy do Złotego Potoku. Tam ciekawi światu, podglądaliśmy, jak w ogrodach zamkowych nadobna Złotopotoczanka ślubuje rozmaite rzeczy przystojnemu Złotopotoczaninowi*.
* - Ostatnie zdanie zostało napisane jedynie w celu użycia określeń "Złotopotoczanka" oraz "Złotopotoczaninowi", ponieważ autor niniejszego blożka uważa, że brzmią jak chór aniołów śpiewający ballady Metallici.
Na koniec ciekawostka dla malkontentów narzekających na kiepskie oznakowanie dróg, tras, scieżek i innych traktów rowerowych.
I co? Wciąż narzekamy? :)
Wczorajszy szybki powrót z wyjątkowo oddalonej oddali nie przypadł nam do gustu. Dlatego ustaliliśmy z rodziną, że dziś za obiad dziękujemy i wrócimy sobie kiedy bądź. Rodzina grzecznie wysłuchała i powiedziała, żebyśmy nie byli śmieszni, i że oni se z tym obiadem poczekają, i że będzie taka obiado-kolacja kiedy wrócimy. Następnie wymusili na nas przyrzeczenie, że wrócimy o 19-20.
Dobre i to.
Pogoda nam dopisywała.
Zalew Porajski© bezo
To się nazywa optymizm, co nie?
Zresztą optymizm został nagrodzony poprawą pogody oraz całą resztą, czyli np. zespołem zabytkowych stodół w Żarkach.
Zespoł stodół w Żarkach© bezo
Niezłe jaja, nie? W życiu nie wpadł bym na pomysł, że stodoły mogą występować stadnie i w dodatku wyglądać przy tym gustownie. Na tej Jurze wiele rzeczy wygląda gustownie.
Mirowski Gościniec© bezo
Nawet jak trzeba się trochę namęczyć, to za każdym razem okazuje się, że było warto.
Pod górę© bezo
Aura jak widać daje z nastroju jak trzeba. Cały czas trzymała fason z tymi chmurami i słońcem pomiędzy nimi.
Ruiny zamku w Mirowie© bezo
I tak dotarliśmy do kolejnych ruin na Szlaku Orlich Gniazd. Do Mirowa.
Ja wiem, że to tylko kupa gruzu, trawa i Potop Szwedzki ale kurde... jest dobrze :)
Rowery, i owszem, też czuły się tam przyjemnie.
Na zamku w Mirowie© bezo
O kilka strzałów z łuku dalej jest zamek w Bobolicach.
Zamek w Bobolicach© bezo
Ten zamek różni się od większości innych w okolicy tym, że od znanego ludzkości "zawsze" jest w rękach prywatnych. Ludowa Ojczyzna nigdy nie wzięła go pod swoje opiekuńcze skrzydła a Ojczyzna obecna, nadająca sobie kolejne numery kontynuuje tę chlubną tradycję, czyli ma zamek i jego właścicieli w dupie. Od wielu lat trwa jego restauracja i odbudowa oparta jedynie na kasie rodzinnej. Zarządcom nie udało się dostać ani grosza od państwa z kasy na konserwację zabytków, ani z kasy unijnej, ani z żadnej innej. Nie mogą dostawać na to darowizn ani pobierać opłat za zwiedzanie. W nagrodę mają czysto i są wyposażeni w świeże duchy.
Zamek w Bobolicach© bezo
Ale ja tu nie od tego, żeby o polityce prawić a od pokonywania nierówności.
No to pokonuję.
W trasie© bezo
Czasami jednak powinienem lepiej przypatrzeć się mapie, kiedy upieram się, że tędy będzie ciekawiej.
W trasie© bezo
Bo czy ciekawiej to znowu taka zaleta?
Pustynia© bezo
Nieno dobra - trasa rowerowa wiodła trochę obok tej Sahary ale naprawdę niewiele obok i z nawierzchnią niewiele mniej kopną.
Jednak Natura sprawiedliwą jest i jeśli gdzieś robi sucho, to gdzieś indziej robi mokrzej. Wilgotniej w sensie.
Złoty Potok© bezo
I tym oto sposobem, czyli podróżując w zgodzie z naturą, dotarliśmy do Złotego Potoku. Tam ciekawi światu, podglądaliśmy, jak w ogrodach zamkowych nadobna Złotopotoczanka ślubuje rozmaite rzeczy przystojnemu Złotopotoczaninowi*.
* - Ostatnie zdanie zostało napisane jedynie w celu użycia określeń "Złotopotoczanka" oraz "Złotopotoczaninowi", ponieważ autor niniejszego blożka uważa, że brzmią jak chór aniołów śpiewający ballady Metallici.
Podglądamy© bezo
Na koniec ciekawostka dla malkontentów narzekających na kiepskie oznakowanie dróg, tras, scieżek i innych traktów rowerowych.
Hę?© bezo
I co? Wciąż narzekamy? :)
Sobota, 5 września 2009Kategoria Questy
km: | 52.20 | km teren: | 30.00 | czas: | 03:46 | km/h: | 13.86 |
Poraj - Choroń - Biskupice - Olsztyn - Zrębice - Pabianice - Piasek - Ciecierzyn - Zrębice - Biskupice - Choroń - Poraj.
Jura zatem. W piątek jeździć się nie dało, bo rodzina, bo powitania, bo opowieści i cała ta infrastruktura. W sobotę natomiast...
- Kochanie a gdzie zapakowałaś moje buty do SPD?
- A nie wiem. Nie ma ich w tej torbie z bidonami?
- Nie, ale poszukam jeszcze... SZFAK!!!
No... mniej więcej tak się zaczęło. Jak już się nieco uspokoiłem wkurzony własnym kretynizmem, to odkręciłem platformy od jakiegoś roweru z porajskiej komórki i postanowiłem pomykać po Jurze w trampeczkach. Następnie zważyliśmy sobie lekce katastroficzne niemalże prognozy pogody i ruszyliśmy rozdziewiczać okolice.
Na pierwszy rzut okolice Biskupic, które Bajka dzicięciem oraz panną nieletnią będąc, wraz z rodzicami nawiedzała rok rocznie. Robiła ona tak z tymi rodzicami wraz, gdyż to jej ojcowizna, jej fatherland, jej korzeń z ziemi jurajskiej wyrwany (co ja miałem na myśli pisząc to ostatnie?).
Pokazała mi Bajka owa polankę, na której biwakowali, studzienkę, z której czerpali, i Dąb Dziadka, który jest w istocie dębem przez dziadka, czy innego pra posadzony.
Kiedy już wzruszenia i wspomienia się powzruszały i powspominały, ruszyliśmy na szlak, niczym Wiedźminowie jacyś.
Bycie Wiedźminem na szlaku, to nie jest łatwa rzecz. Zwłaszcza na Jurze. Bo tam nie jest przesadnie płasko a trakty nie są jakoś mocno bite. Nader często jest tak, jak widać powyzej - piaszczyście jak cholera, co dla nie bardzo szerokich opon Bajki bywało nielada wyzwaniem. Wyzywaniem zresztą też.
I tak dotarliśmy do Olsztyna.
Urokliwa to kupa kamieni, nie powiem. Szkoda tylko, że ten urok przykryty jest kupą śmieci. Co z wami ludzie jest, co?
Patrzcie no tylko jak tam fajnie - wywalajcie te puszki, flaszki, paczki po fajkach i inne badziewie do pojemników nawet jak trzeba ten papierek kawałek ponieść.
Chcieliśmy pojeździć jeszcze trochę ale (jak to mamy w zwyczaju) pogubiliśmy się nieco a rodzina zaczęła nas wydzwaniać na obowiązkowy obiad itd., więc pędząć jak szaleni wróciliśmy gdzie trzeba i to w dodatku było około 16.00. Trochę wcześnie ale co było robić. Musiało wystarczyć.
Jutro też jest dzień.
Jura zatem. W piątek jeździć się nie dało, bo rodzina, bo powitania, bo opowieści i cała ta infrastruktura. W sobotę natomiast...
- Kochanie a gdzie zapakowałaś moje buty do SPD?
- A nie wiem. Nie ma ich w tej torbie z bidonami?
- Nie, ale poszukam jeszcze... SZFAK!!!
No... mniej więcej tak się zaczęło. Jak już się nieco uspokoiłem wkurzony własnym kretynizmem, to odkręciłem platformy od jakiegoś roweru z porajskiej komórki i postanowiłem pomykać po Jurze w trampeczkach. Następnie zważyliśmy sobie lekce katastroficzne niemalże prognozy pogody i ruszyliśmy rozdziewiczać okolice.
Góry Sokole© bezo
Na pierwszy rzut okolice Biskupic, które Bajka dzicięciem oraz panną nieletnią będąc, wraz z rodzicami nawiedzała rok rocznie. Robiła ona tak z tymi rodzicami wraz, gdyż to jej ojcowizna, jej fatherland, jej korzeń z ziemi jurajskiej wyrwany (co ja miałem na myśli pisząc to ostatnie?).
Dąb Dziadka© bezo
Pokazała mi Bajka owa polankę, na której biwakowali, studzienkę, z której czerpali, i Dąb Dziadka, który jest w istocie dębem przez dziadka, czy innego pra posadzony.
Kiedy już wzruszenia i wspomienia się powzruszały i powspominały, ruszyliśmy na szlak, niczym Wiedźminowie jacyś.
Góry Sokole© bezo
Jura, okolice Olsztyna© bezo
Piach© bezo
Bycie Wiedźminem na szlaku, to nie jest łatwa rzecz. Zwłaszcza na Jurze. Bo tam nie jest przesadnie płasko a trakty nie są jakoś mocno bite. Nader często jest tak, jak widać powyzej - piaszczyście jak cholera, co dla nie bardzo szerokich opon Bajki bywało nielada wyzwaniem. Wyzywaniem zresztą też.
I tak dotarliśmy do Olsztyna.
Ruiny zamku w Olsztynie© bezo
Urokliwa to kupa kamieni, nie powiem. Szkoda tylko, że ten urok przykryty jest kupą śmieci. Co z wami ludzie jest, co?
Patrzcie no tylko jak tam fajnie - wywalajcie te puszki, flaszki, paczki po fajkach i inne badziewie do pojemników nawet jak trzeba ten papierek kawałek ponieść.
Szlak Orlich Gniazd - Olsztyn© bezo
Chcieliśmy pojeździć jeszcze trochę ale (jak to mamy w zwyczaju) pogubiliśmy się nieco a rodzina zaczęła nas wydzwaniać na obowiązkowy obiad itd., więc pędząć jak szaleni wróciliśmy gdzie trzeba i to w dodatku było około 16.00. Trochę wcześnie ale co było robić. Musiało wystarczyć.
Jutro też jest dzień.
Czwartek, 3 września 2009Kategoria Spacerniak
km: | 41.30 | km teren: | 0.00 | czas: | 02:34 | km/h: | 16.09 |
Kiesielów - Brenna - Kisielów.
Można się było spodziewać, że Brenna po sezonie, to zgoła inna Brenna, niż ta w sezonie.
Nie jest to miejsce dla ludzi z fobiami.
Nie mam fobii więc pustka mnie cieszy :)
Zresztą Brenna martwa nie jest. Jakoś niedawno postawiono tam nowy park linowy. Dość imponujący.
Najwyższy poziom jest 15 metrów nad ziemią, a to robi wrażenie.
Nas jednak najbardziej ujęło oznakowanie tras na ściance wsponaczkowej.
Pojechaliśmy niespiesznie w tę i nazad napawając się urokiem okolicy, łagodną pogodą i brakiem tłumów (chyba jednak mam jakąś fobię społeczną, jak tak na ten brak ludzi wciąż zwracam uwagę).
A od jutra do poniedziałku - Jura :)
Można się było spodziewać, że Brenna po sezonie, to zgoła inna Brenna, niż ta w sezonie.
Brenna po sezonie© bezo
Nie jest to miejsce dla ludzi z fobiami.
Nie mam fobii więc pustka mnie cieszy :)
Widz© bezo
Zresztą Brenna martwa nie jest. Jakoś niedawno postawiono tam nowy park linowy. Dość imponujący.
Park linowy© bezo
Najwyższy poziom jest 15 metrów nad ziemią, a to robi wrażenie.
Nas jednak najbardziej ujęło oznakowanie tras na ściance wsponaczkowej.
Drogowskazy parkowo-linowe© bezo
Pojechaliśmy niespiesznie w tę i nazad napawając się urokiem okolicy, łagodną pogodą i brakiem tłumów (chyba jednak mam jakąś fobię społeczną, jak tak na ten brak ludzi wciąż zwracam uwagę).
W trasie między Brenną a Kisielowem© bezo
A od jutra do poniedziałku - Jura :)
Środa, 2 września 2009Kategoria Spacerniak
km: | 56.00 | km teren: | 0.00 | czas: | 03:32 | km/h: | 15.85 |
Kisielów - Wisła - Kisielów.
Sielana czyli kontynuacja urlopu.
Dziś spokojny spacer wzdłuż Wisłu przez Ustroń i Wisłę właśnie.
Co rzuca się w oczy 2 września w tamtych okolicach?
Nic.
Ale serio - nic. Jest prawie całkiem pusto.
Jeszcze parę tygodni temu przejechanie rowerem przez te bulwary, uliczki itd., było nielada wyczynem. Takie płynne przejechanie, bez potrącania, bez złorzeczenia, bez hulajnogowania i tłumaczenia, że też ma się te prawa.
A teraz o :)
Jutro pojedziemy do Brennej, żeby i tam napawać się pustką, doskonałą pogodą i widoczkami, jak z obrazka :)
Sielana czyli kontynuacja urlopu.
Dziś spokojny spacer wzdłuż Wisłu przez Ustroń i Wisłę właśnie.
Wzdłuż Wisły© bezo
Co rzuca się w oczy 2 września w tamtych okolicach?
Nic.
Pusto© bezo
Ale serio - nic. Jest prawie całkiem pusto.
Pusto 2© bezo
Jeszcze parę tygodni temu przejechanie rowerem przez te bulwary, uliczki itd., było nielada wyczynem. Takie płynne przejechanie, bez potrącania, bez złorzeczenia, bez hulajnogowania i tłumaczenia, że też ma się te prawa.
A teraz o :)
Pusto 3© bezo
Jutro pojedziemy do Brennej, żeby i tam napawać się pustką, doskonałą pogodą i widoczkami, jak z obrazka :)
Wtorek, 1 września 2009Kategoria Questy
km: | 75.50 | km teren: | 5.00 | czas: | 04:51 | km/h: | 15.57 |
Kisielów - Ogrodzona - Zamarski - Hażlach - Kończyce (Wielkie, Małe) - Zebrzydowice - Pielgrzymowice - Strumień - Drogomyśl - Ochaby - Kiczyce - Skoczów - Harbutowice - Kisielów.
Mamy urlop od teraz, więc pokrążyliśmy trochę wyposażywszy się odpowiednio.
Trochę przypadkiem wstrzeliliśmy się w Szlak Architektury Drewnianej.
Bogiem a prawdą architektura drewniana nie wstrząsa mną silnie, choć doceniam jej niewątpliwy urok. Doceniam też urok Bajki i dlatego obie są na zdjęciu - i Bajka i architektura.
Bycie użytkownikiem tras rowerowych wiąże się bardzo mocno z wkurwem spowodowanym idiotyzmem, baranizmem i nazbyt często spotykanym bezmózgizmem kogoś tam.
Bo po kiego to niszczyć? Były też inne przykłady podobnego działania ale pies z nimi - tymi dewasterami. Może kiedyś se coś uszkodzą szczęśliwie w czasie dewastingu.
Z ciekawostek był Strusioland w Kończycach.
Pomysł wydawał się miły ale chyba niedoceniony ekonomicznie i rzecz wygląda na nieco chylącą się ku upadkowi. Szkoda trochę.
Nieco dalej był najdalszy punkt dzisiejszego dnia, czyli Zebrzydowice.
Niewiadomo czy fajne.
W każdym razie dzień nam upłynął miło wśród urokliwych pól i lasów oraz pałającej tu i ówdzie dzięcieliny.
Mamy urlop od teraz, więc pokrążyliśmy trochę wyposażywszy się odpowiednio.
W drogę© bezo
Trochę przypadkiem wstrzeliliśmy się w Szlak Architektury Drewnianej.
Slak architektury drewnianej© bezo
Bogiem a prawdą architektura drewniana nie wstrząsa mną silnie, choć doceniam jej niewątpliwy urok. Doceniam też urok Bajki i dlatego obie są na zdjęciu - i Bajka i architektura.
Bycie użytkownikiem tras rowerowych wiąże się bardzo mocno z wkurwem spowodowanym idiotyzmem, baranizmem i nazbyt często spotykanym bezmózgizmem kogoś tam.
The Vasting© bezo
Bo po kiego to niszczyć? Były też inne przykłady podobnego działania ale pies z nimi - tymi dewasterami. Może kiedyś se coś uszkodzą szczęśliwie w czasie dewastingu.
Z ciekawostek był Strusioland w Kończycach.
Strusioland© bezo
Pomysł wydawał się miły ale chyba niedoceniony ekonomicznie i rzecz wygląda na nieco chylącą się ku upadkowi. Szkoda trochę.
Nieco dalej był najdalszy punkt dzisiejszego dnia, czyli Zebrzydowice.
Uacha, rowery dwa© bezo
Niewiadomo czy fajne.
W każdym razie dzień nam upłynął miło wśród urokliwych pól i lasów oraz pałającej tu i ówdzie dzięcieliny.
Okoliczności przyrody© bezo