Wpisy archiwalne w kategorii
Blogowanie
Dystans całkowity: | 51.60 km (w terenie 3.00 km; 5.81%) |
Czas w ruchu: | 03:48 |
Średnia prędkość: | 13.58 km/h |
Liczba aktywności: | 2 |
Średnio na aktywność: | 25.80 km i 1h 54m |
Więcej statystyk |
Środa, 5 września 2007Kategoria Blogowanie
km: | 0.00 | km teren: | 0.00 | czas: | km/h: |
Korzystając z fatalnej pogody oraz tego, że na drzwiach naszej klatki schodowej wisi info o włączeniu kaloryferów do gry (toż to jeszcze lato!), zapraszam społeczeństwo do lektury tendencyjnego artykułu z Gazety, o życiu roweziarza w Krakowie. Mieście, w którym spędziłem kilka fajnych lat, i które (Seth mi światkiem) wcale tak złe dla rowerów nie jest.
Ladys & Gentelmen: "The Link"!
Ladys & Gentelmen: "The Link"!
Wtorek, 4 września 2007Kategoria Blogowanie
km: | 0.00 | km teren: | 0.00 | czas: | km/h: |
Hmm... zmywanie jest niebezpieczne, czego dowodem wczorajsza przygoda. Próbując zmyć lekko co prawda pęknięty talerz, doprowadziłem do jego rozczłonkowania, a on doprowadził mój prawy kciuk do niewielkiej ruiny.
Dzięki temu mam alibi. Nie jeżdżę nie dlatego, że pogoda mokra i ziąb, a dlatego, że chwilowo nie mam możliwości dogadania się z wajchami tylnej przerzutki.
Poza tym chyba nie lubię widoku swoich kości. Nawet tych niewielkich.
Dzięki temu mam alibi. Nie jeżdżę nie dlatego, że pogoda mokra i ziąb, a dlatego, że chwilowo nie mam możliwości dogadania się z wajchami tylnej przerzutki.
Poza tym chyba nie lubię widoku swoich kości. Nawet tych niewielkich.
Czwartek, 19 lipca 2007Kategoria Blogowanie
km: | 0.00 | km teren: | 0.00 | czas: | km/h: |
A pomyślałem sobie, że wrzucę starą notkę ze zużytego blożka. Po południu pojeżdżę to uzupełnię. Ale czy pojeżdżę? Robiąc dziś cośtam przy bajku zauważyłem, że oponki mam w fatalnym stanie. Czy mi się podoba czy nie muszę zainwestować w ogumienie, bo trasy moich (naszych) wycieczek w sporej mierze są kamolcowo - szutrowo - nieasfaltowe aa oponki obecne i owszem. Ech... kasy trza więcej i tyle.
A teraz rozważania rowerowo-samochodowe spisane długopisem na udzie w cieniu krakowskich Sukiennic. (Na udzie? W cieniu? Chyba mi się upał na mózg rzucił.).
• • •
Gdzieś tam dziś czytałem o automaniakach i autofobach. Trochę bzdury. I w dodatku trochę chore.
"Bo ja to normalnie jestem wolny taki, bo mogę wrzucić wszycho do samochodu. I torbę z ubraniami na siłownię, i normalnie rakietę do skłosza. Wszystko. I jak okaże się wieczorem, że mogę wyjść z roboty, to normalnie myk i wychodzę na tego skłosza. I wcale nie muszę nic a nic dźwigać".
Albo takie:
"A ja to nie chcę stać w tych korkach, wściekać się. Wolę taksówką se pojechać gdziebądź. A jak mnie tak fantazja ruszy, to i metrem się przewiozę. To takie cudne popatrzeć na ludzi w metrze".
I takie tam gówna, z których się samo wnioskuje, że czytałem o ludziach z Warszawy.
Spoko, spoko - warszawofobem nie jestem, choć mieszkam w Krakowie. Parę lat spędziłem w Warszawie i były to miłe lata. Mówię tylko o tym, że jak ktoś pisze coś o maniakach i fobach czegokolwiek, to mógłby dupę poza stolicę ruszyć, jeśli chciałby choć nutkę profesjonalnego pisactwa dziennikarskiego zawrzeć w swoich wypocinach.
To czy ktoś ma i potrzebuje samochodu, to sprawa kasy, upodobań i miejsca zamieszkania.
Mieszkając 23 km za jakimś miastem, gdzie pekaes jeździ co 3 godziny a stacja pekape jest w oddalonej o 15 Włoszczowej, trza mieć auto, bo bez auta bieda, jeśli pracuje się w mieście.
Mieszkając w takim Krakowie i pracując 15 minut od domu albo wręcz w domu, stwierdzam, że samochód mi pochuj. Komunikacja miejska jeździ tu sprawnie a poza tym mam rower :). Wszędzie blisko a jak gdzieś daleko, to znaczy, że jedzie tam pociąg albo coś tam.
W warszawie, to inna rzecz. Tam jest daleko wszędzie. I jeśli nie ma się prac i znajomych przy metrze, to robi się trochę dupa. Jeden z moich badykolofrendsów mieszka w Zielonce, drugi gdzieś pod Jabłonną, trzeci na Ursynowie (ten ma metro niby ale tak naprawdę, to on jest z Gdańska, więc i tak ma daleko). Wszyscy oni upierają się jednak, że są z Warszawy. No i przemierzając te setki kilometrów między nimi nie wyobrażam sobie za bardzo, jak dawali by sobie radę bez samochodów.
No ale żaden z nich nie pierdoli o wyższości nissana nad solarisem i dlatego są badykolofrendsami :)
A teraz rozważania rowerowo-samochodowe spisane długopisem na udzie w cieniu krakowskich Sukiennic. (Na udzie? W cieniu? Chyba mi się upał na mózg rzucił.).
• • •
Gdzieś tam dziś czytałem o automaniakach i autofobach. Trochę bzdury. I w dodatku trochę chore.
"Bo ja to normalnie jestem wolny taki, bo mogę wrzucić wszycho do samochodu. I torbę z ubraniami na siłownię, i normalnie rakietę do skłosza. Wszystko. I jak okaże się wieczorem, że mogę wyjść z roboty, to normalnie myk i wychodzę na tego skłosza. I wcale nie muszę nic a nic dźwigać".
Albo takie:
"A ja to nie chcę stać w tych korkach, wściekać się. Wolę taksówką se pojechać gdziebądź. A jak mnie tak fantazja ruszy, to i metrem się przewiozę. To takie cudne popatrzeć na ludzi w metrze".
I takie tam gówna, z których się samo wnioskuje, że czytałem o ludziach z Warszawy.
Spoko, spoko - warszawofobem nie jestem, choć mieszkam w Krakowie. Parę lat spędziłem w Warszawie i były to miłe lata. Mówię tylko o tym, że jak ktoś pisze coś o maniakach i fobach czegokolwiek, to mógłby dupę poza stolicę ruszyć, jeśli chciałby choć nutkę profesjonalnego pisactwa dziennikarskiego zawrzeć w swoich wypocinach.
To czy ktoś ma i potrzebuje samochodu, to sprawa kasy, upodobań i miejsca zamieszkania.
Mieszkając 23 km za jakimś miastem, gdzie pekaes jeździ co 3 godziny a stacja pekape jest w oddalonej o 15 Włoszczowej, trza mieć auto, bo bez auta bieda, jeśli pracuje się w mieście.
Mieszkając w takim Krakowie i pracując 15 minut od domu albo wręcz w domu, stwierdzam, że samochód mi pochuj. Komunikacja miejska jeździ tu sprawnie a poza tym mam rower :). Wszędzie blisko a jak gdzieś daleko, to znaczy, że jedzie tam pociąg albo coś tam.
W warszawie, to inna rzecz. Tam jest daleko wszędzie. I jeśli nie ma się prac i znajomych przy metrze, to robi się trochę dupa. Jeden z moich badykolofrendsów mieszka w Zielonce, drugi gdzieś pod Jabłonną, trzeci na Ursynowie (ten ma metro niby ale tak naprawdę, to on jest z Gdańska, więc i tak ma daleko). Wszyscy oni upierają się jednak, że są z Warszawy. No i przemierzając te setki kilometrów między nimi nie wyobrażam sobie za bardzo, jak dawali by sobie radę bez samochodów.
No ale żaden z nich nie pierdoli o wyższości nissana nad solarisem i dlatego są badykolofrendsami :)
Wtorek, 10 lipca 2007Kategoria Blogowanie
km: | 0.00 | km teren: | 0.00 | czas: | km/h: |
Ou słit mader of dżizas.
Kiedyś, dawno temu, tak gdzieś w lutym, kiedy zmieniłem system roboty i nakłoniłem szefa, że siedząc w domu przy kompie jestem równie przydatny firmie jak siedzący przy biurku w Krakowie, to wtedy myślałem se, że jest super oraz zajebiście. Bo w rzeczy samej jest super oraz zajebiście ale...
"Ale" polega na tym, że bajka śmiga codziennie bajkiem do pracy i curik a ja podziwiam widoki.
Widoki co prawda miłe ale dające do zrozumienia, że pogoda nie jest wymarzona na rower.
Bajka wraca z roboty, coś tam konsumujemy i świat od jakiegoś czasu zazwyczaj zaczyna wyglądać tak:
Chłopcy grają, bajka drzemkę strzela, ja właśnie drzemkę strzelać skończyłem, chmury wciąż się snują po górach a kot...
a kot wygląda jakoś tak niewyraźnie.
Ech...
Kiedyś, dawno temu, tak gdzieś w lutym, kiedy zmieniłem system roboty i nakłoniłem szefa, że siedząc w domu przy kompie jestem równie przydatny firmie jak siedzący przy biurku w Krakowie, to wtedy myślałem se, że jest super oraz zajebiście. Bo w rzeczy samej jest super oraz zajebiście ale...
"Ale" polega na tym, że bajka śmiga codziennie bajkiem do pracy i curik a ja podziwiam widoki.
Widoki co prawda miłe ale dające do zrozumienia, że pogoda nie jest wymarzona na rower.
Bajka wraca z roboty, coś tam konsumujemy i świat od jakiegoś czasu zazwyczaj zaczyna wyglądać tak:
Chłopcy grają, bajka drzemkę strzela, ja właśnie drzemkę strzelać skończyłem, chmury wciąż się snują po górach a kot...
a kot wygląda jakoś tak niewyraźnie.
Ech...
Poniedziałek, 2 lipca 2007Kategoria Blogowanie
km: | 0.00 | km teren: | 0.00 | czas: | km/h: |
ZAGADKA
Policz rowery na zdjęciu poniżej.
Tak więc, jako się rzekło, przywiodło do nas moje potomstwo. Ale ja w tej chwili nie do końca o tym.
Otóż jest tak, że w posiadanym przejściowo nadmetrażu mamy coś, co pieszczotliwie nazywamy rowerownią lub mniej pieszczotliwie pokojem rowerowym. Dotychczas wydawało nam się, że panuje tam raczej taki burdel trochę. No więc wydawało nam się.
Oto zdjęcie, które wprawia nas w zadumę.
Oto zaduma - hmm...
Policz rowery na zdjęciu poniżej.
Tak więc, jako się rzekło, przywiodło do nas moje potomstwo. Ale ja w tej chwili nie do końca o tym.
Otóż jest tak, że w posiadanym przejściowo nadmetrażu mamy coś, co pieszczotliwie nazywamy rowerownią lub mniej pieszczotliwie pokojem rowerowym. Dotychczas wydawało nam się, że panuje tam raczej taki burdel trochę. No więc wydawało nam się.
Oto zdjęcie, które wprawia nas w zadumę.
Oto zaduma - hmm...
Poniedziałek, 25 czerwca 2007Kategoria Kręcenie się, Blogowanie
km: | 27.60 | km teren: | 0.00 | czas: | 02:05 | km/h: | 13.25 |
Do babci (ale zupełnie innej niż ta babcia z wczoraj) a potem bujanie się w tę i w tamtę.
Acha - zaciekawiony forumową dyskusją nt. ścieżek rowerowych we Wrocławiu, najsampierw roześmiałem się diabolicznie w głos (bo przecież my tu w Bielsku mamy zupełnie inaczej, czyli lepiej) a potem postanowiłem przypatrzeć się rzeczy i udokumentować ten idealny stan.
Otóż nie jest taki idealny o dziwo. Np. takie o.
Jedzie sobie człowiek jak panisko ŚCIEŻKĄ aż tu z nienacka JEB! Koniec ścieżynki.
Jak to? Jak to? - myśli zdezorientowany i rzuca bezradnie spojrzeniem w dal. A w dali, jakieś 4-5 metrów dalej znów jest ścieżka. Wystarczy się teleportować przez jezdnię i już. No teleportować dlatego, że Władcy Dróg (WD) nie zaplanowali w tym miejscu innej opcji. I w tym i w kilku innych na ulicy Andersa. Inny rodzaj poczucia humoru WD widać w tych znakach, co to one pokazują, że po danej powierzchni mogą się poruszać społem roweziarze i piesi. No ten obrazek z rowerkiem i pedofilem z dzieckiem a wszystko podzielone krechą na pół. No i WD wymyślili na oddcinku 100 może 200 metrów, że raz pedofol jest po lewej rowerka, raz po prawej a raz pod rowerkiem.
Pytanie: Po której kurwa stronie mam jechać?
Odpowiedź: A chuj go wie.
No ale my do babci. Do tej babci też lubimy, bo ona dla odmiany mieszka tu.
Znaczy gdzieś po środku tej góry, na lewo od tego, o.
To, o - to jest Stalownik. Dawny szpital wojewódzki. Teraz jest całkiem zepsuty i służy trochę tak do niczego. Służy do niczego od lat, za to w bardzo ładnym miejscu.
Z rzeczy, które służą do niczego i są zepsutymi budynkami mamy jeszcze takie coś.
To trochę służy, bo reklamuje trampka. Krakusy wiedzą, że takie zepsute budynki są fajne, bo też mają coś podobnego w dość eksponowanym miejscu, co nie?
Ale tak naprawdę trochę do niczego jesteśmy my - ja i bajka, bo snując się bez celu konkretniejszego niż wpłatomat w Tesco, zgubiliśmy się prawie w okolicach dworca ale za to z widokiem na Skrzyczne.
Serio. Na lewo od tej multilatarni jest Skrzyczne.
• • •
Uzupełnienie sprawozdania, czyli akcja Ctrl+C Ctrl+V z blożka słusznie minionego.
Jako bonus artystyczne zdjęcie mojego koła z amorkiem, wykonane samodzielnie przez aparat, gdyż nie wyłączyłem urządzenia a ono dyndając swobodnie strasznie się nudziło. No to pstryknęło se o takie coś.
Acha - zaciekawiony forumową dyskusją nt. ścieżek rowerowych we Wrocławiu, najsampierw roześmiałem się diabolicznie w głos (bo przecież my tu w Bielsku mamy zupełnie inaczej, czyli lepiej) a potem postanowiłem przypatrzeć się rzeczy i udokumentować ten idealny stan.
Otóż nie jest taki idealny o dziwo. Np. takie o.
Jedzie sobie człowiek jak panisko ŚCIEŻKĄ aż tu z nienacka JEB! Koniec ścieżynki.
Jak to? Jak to? - myśli zdezorientowany i rzuca bezradnie spojrzeniem w dal. A w dali, jakieś 4-5 metrów dalej znów jest ścieżka. Wystarczy się teleportować przez jezdnię i już. No teleportować dlatego, że Władcy Dróg (WD) nie zaplanowali w tym miejscu innej opcji. I w tym i w kilku innych na ulicy Andersa. Inny rodzaj poczucia humoru WD widać w tych znakach, co to one pokazują, że po danej powierzchni mogą się poruszać społem roweziarze i piesi. No ten obrazek z rowerkiem i pedofilem z dzieckiem a wszystko podzielone krechą na pół. No i WD wymyślili na oddcinku 100 może 200 metrów, że raz pedofol jest po lewej rowerka, raz po prawej a raz pod rowerkiem.
Pytanie: Po której kurwa stronie mam jechać?
Odpowiedź: A chuj go wie.
No ale my do babci. Do tej babci też lubimy, bo ona dla odmiany mieszka tu.
Znaczy gdzieś po środku tej góry, na lewo od tego, o.
To, o - to jest Stalownik. Dawny szpital wojewódzki. Teraz jest całkiem zepsuty i służy trochę tak do niczego. Służy do niczego od lat, za to w bardzo ładnym miejscu.
Z rzeczy, które służą do niczego i są zepsutymi budynkami mamy jeszcze takie coś.
To trochę służy, bo reklamuje trampka. Krakusy wiedzą, że takie zepsute budynki są fajne, bo też mają coś podobnego w dość eksponowanym miejscu, co nie?
Ale tak naprawdę trochę do niczego jesteśmy my - ja i bajka, bo snując się bez celu konkretniejszego niż wpłatomat w Tesco, zgubiliśmy się prawie w okolicach dworca ale za to z widokiem na Skrzyczne.
Serio. Na lewo od tej multilatarni jest Skrzyczne.
• • •
Uzupełnienie sprawozdania, czyli akcja Ctrl+C Ctrl+V z blożka słusznie minionego.
Jako bonus artystyczne zdjęcie mojego koła z amorkiem, wykonane samodzielnie przez aparat, gdyż nie wyłączyłem urządzenia a ono dyndając swobodnie strasznie się nudziło. No to pstryknęło se o takie coś.
Wtorek, 19 czerwca 2007Kategoria Blogowanie
km: | 0.00 | km teren: | 0.00 | czas: | km/h: |
Bo bajka i ja, to w tym Bielsku pojawiliśmy się trochę z tego... no... z nienacka. Tak jakoś wyszło. Przedtem jeździliśmy sobie spokojnie po płaskim Krakowie ekscytując się podjazdem pod Łokietka i wypruwając flaki wycieczką do Kryspinowa. Jeździliśmy sporo ale żadna (ŻADNA) forma na płaskim zdobyta, nie przydaje się zbytnio w górach. Dlatego jest nam zajebiściutko miło, kiedy robimy sobie takie weekendy.
Poniedziałek, 18 czerwca 2007Kategoria Blogowanie
km: | 0.00 | km teren: | 0.00 | czas: | km/h: |
Odpoczywając po ZA JE BIS TYM koncercie ukraińskiej Pjatnicy, pozwolę sobie powspominać, jak zostałem eksterminatorem.
Wtorek, 12 czerwca 2007Kategoria Blogowanie
km: | 0.00 | km teren: | 0.00 | czas: | km/h: |
A w oczekiwaniu na kasę na reanimację rowerków, rzucę wspomnieniem, które z całą pewnością zmieniło moje życie, oraz prawdopodobnie stało się powodem, dla którego emigrowałem z Krakowa.
Wspomnienie wygląda tak.
BTW te radzieckie piosenki, co to je z lubością cytuję we wspominkach, to nie beleco, tylko 5'nizza czyli Pjatnica. Nasze odkrycie zeszloroczne, ktore nam przyjdzie popatrzeć za chwilę na żywo, bo chłopacy w piątek grają w Wawie a w sobotę w Krakowie. I do tego Krakowa właśnie się udajemy. Bilety już nabyto :)
Wspomnienie wygląda tak.
BTW te radzieckie piosenki, co to je z lubością cytuję we wspominkach, to nie beleco, tylko 5'nizza czyli Pjatnica. Nasze odkrycie zeszloroczne, ktore nam przyjdzie popatrzeć za chwilę na żywo, bo chłopacy w piątek grają w Wawie a w sobotę w Krakowie. I do tego Krakowa właśnie się udajemy. Bilety już nabyto :)
Poniedziałek, 11 czerwca 2007Kategoria Blogowanie
km: | 0.00 | km teren: | 0.00 | czas: | km/h: |