Środa, 26 lipca 2006Kategoria Blogowanie
km: | 0.00 | km teren: | 0.00 | czas: | km/h: |
Bo to nie jest tak, ze roweziarze nie lubia kierowcow. Rzeklbym ze sporym przekonaniem, ze wrecz przeciwnie. Precyzujac, to rowerzysci przez wiekszosc zycia lubia samochody. Wyjatek stanowia jedynie sytuacje, w ktorych samochod stoi sobie na sciezce rowerowej, spycha rowerzyste z jezdni, lub wrecz rozjezdza go na nieestetyczna miazge. W innych przypadkach samochody sa calkiem fajnym urozmaiceniem kazdej trasy. Szczegolnie miejskiej. Poza tym maja kierunkowskazy, klaksony, oczy i inne takie przedmioty, ktore podnosza przewidywalnosc i ulatwiaja czytanie w kierowczych myslach. Natomiast piesi...
Piesi, to zupelnie inna historia. Zanim nie zaczalem intensywniej jezdzic rowerem, bylem swiecie przekonany, ze cyklisci maja zdecydowanie wieksza kose z kierowcami niz z piechurami. Mylilem sie. To spacerowicze stanowia trzon zla tego swiata. Tepe, bezmozgie, sapiace i prychajace, pozbawione jakiejkolwiek kontroli nad swoimi ruchami manekiny. Uff...
Przesadzam, prawda? Tak ale nie tak bardzo, jakby sie moglo wydawac. Przyjmuje z mniejsza lub wieksza pokora wszelkie kierowane we mnie bluzgi, jesli jade po chodniku itp. Jednak w takim Krakowie jest masa miejsc, po ktorych rowerzysci i piesi moga sie poruszac na rownych prawach - ot wezmy na przyklad szeroko pojete okolice Rynku i Plant. Czyli mowa bedzie o pieszych dowolnie wybranej narodowosci.
* * *
W piatkowe popoludnie kurier przywiozl pieknie zapakowany nowy rower. Sliczne, niebiesciutkie trekkingowe cudenko, ze stluczona tylko jedna lampeczka, co uwazam za transportowy majstersztyk.
Za przeciwienstwo majstersztyku uznaje termin dostarczenia wierzchowca, bo to byl wlasnie TEN weekend, na ktory umowilismy sie z kims tam gdzies tam bez rowerow.
Pozostawienie nowego nabytku na dwa dni boli. Ot, taka konkluzja.
Ale ja nie o tym. O pieszych mialem przeciez.
Bo jest tak, ze czasami sobie zartujemy. Ale teraz, to nie jest dokladnie ten czas. Mam swiadomosc, ze czlowiek jako taki, jest z natury swej dosc mocno pieszym. Wszelkie inne od czlapania sposoby przemieszczania sie, stoja w wyraznej opozycji do natury jak najbardziej ludzkiej. Jednak zdarzylo sie tak, ze rozwinela nam sie marnej jakosci cywilizacja, ktora dopuscila do uzycia srodki transportu inne niz sandalki. Trudno sie mowi i trzeba z tym zyc. A ze rozmaitym jednostkom zycie z tym wychodzi koslawie, to juz inna rzecz. Mysle, ze sporawine za te i inne klopoty ponosza oczywiscie rzadzacy. Bo wezmy na przyklad taka organizacje ruchu. A dokladnie, to ten caly prawo lub lewostronny ruch.
Niby u nas jest prawostronny ale jesli taki pieszy chce zrobic se spacerek wzdloz szosy, to musi pomykac lewa strona. I wcale sie nie dziwie, ze bidule gubia sie w tym burdlu i chadzaja jak popadnie i gdzie popadnie. Nie wiem, jak gdzie indziej ale w Krakowie dosc modne jest chadzanie lewa strona chodnika. Ze niby mieszczanstwo krakowskie od londynskiego gorsze nie jest. I powiem w sekrecie, ze wkurwia mnie ta moda niezaleznie od tego, czy jade czy ide. Albo zmiana kierunku. O, to jest zabawny zwyczaj. nie, zebym domagal sie od spacerowiczow znakow, mrugania okiem, czy wystawiania reki w kierunku, w ktory chce taka postac podazac. Nic z tych rzeczy. Wystarczyloby spojrzenie, omiecenie wzrokiem, czy chocby chwila namyslu. Ot tak, zeby nie wejsc na kogos. Nawozek jaki, o rowerze nie wspominajac. Ale nie - to zbyt trudne zadanie dla piechura. W tej kategorii na szczegolna uwage zasluguja piesi nadajacy (odbierajacy) SMS'y oraz piesi czytajacy ulotki z lekarstw. Ci halsuja jak zaglowka pod wiatr w jakiejs ciesninie. W sumieto dosc zabawne do czasu az jakis nicpon na rowerze nie traci takiego piechura. Wtedy kurwy fruwaja jak krakowskie golebie i laduja delikatnie na rowerzyscie, ktory przyczyna tragedii jest. Bo wiadomo, ze jest.
Ku pamieci poleglych pieszych i dla uczczenia ukochanego przeze mnie South Parku powiem za Cartmanem:
I hate you guys. I hate you guys so very very much.
Piesi, to zupelnie inna historia. Zanim nie zaczalem intensywniej jezdzic rowerem, bylem swiecie przekonany, ze cyklisci maja zdecydowanie wieksza kose z kierowcami niz z piechurami. Mylilem sie. To spacerowicze stanowia trzon zla tego swiata. Tepe, bezmozgie, sapiace i prychajace, pozbawione jakiejkolwiek kontroli nad swoimi ruchami manekiny. Uff...
Przesadzam, prawda? Tak ale nie tak bardzo, jakby sie moglo wydawac. Przyjmuje z mniejsza lub wieksza pokora wszelkie kierowane we mnie bluzgi, jesli jade po chodniku itp. Jednak w takim Krakowie jest masa miejsc, po ktorych rowerzysci i piesi moga sie poruszac na rownych prawach - ot wezmy na przyklad szeroko pojete okolice Rynku i Plant. Czyli mowa bedzie o pieszych dowolnie wybranej narodowosci.
* * *
W piatkowe popoludnie kurier przywiozl pieknie zapakowany nowy rower. Sliczne, niebiesciutkie trekkingowe cudenko, ze stluczona tylko jedna lampeczka, co uwazam za transportowy majstersztyk.
Za przeciwienstwo majstersztyku uznaje termin dostarczenia wierzchowca, bo to byl wlasnie TEN weekend, na ktory umowilismy sie z kims tam gdzies tam bez rowerow.
Pozostawienie nowego nabytku na dwa dni boli. Ot, taka konkluzja.
Ale ja nie o tym. O pieszych mialem przeciez.
Bo jest tak, ze czasami sobie zartujemy. Ale teraz, to nie jest dokladnie ten czas. Mam swiadomosc, ze czlowiek jako taki, jest z natury swej dosc mocno pieszym. Wszelkie inne od czlapania sposoby przemieszczania sie, stoja w wyraznej opozycji do natury jak najbardziej ludzkiej. Jednak zdarzylo sie tak, ze rozwinela nam sie marnej jakosci cywilizacja, ktora dopuscila do uzycia srodki transportu inne niz sandalki. Trudno sie mowi i trzeba z tym zyc. A ze rozmaitym jednostkom zycie z tym wychodzi koslawie, to juz inna rzecz. Mysle, ze sporawine za te i inne klopoty ponosza oczywiscie rzadzacy. Bo wezmy na przyklad taka organizacje ruchu. A dokladnie, to ten caly prawo lub lewostronny ruch.
Niby u nas jest prawostronny ale jesli taki pieszy chce zrobic se spacerek wzdloz szosy, to musi pomykac lewa strona. I wcale sie nie dziwie, ze bidule gubia sie w tym burdlu i chadzaja jak popadnie i gdzie popadnie. Nie wiem, jak gdzie indziej ale w Krakowie dosc modne jest chadzanie lewa strona chodnika. Ze niby mieszczanstwo krakowskie od londynskiego gorsze nie jest. I powiem w sekrecie, ze wkurwia mnie ta moda niezaleznie od tego, czy jade czy ide. Albo zmiana kierunku. O, to jest zabawny zwyczaj. nie, zebym domagal sie od spacerowiczow znakow, mrugania okiem, czy wystawiania reki w kierunku, w ktory chce taka postac podazac. Nic z tych rzeczy. Wystarczyloby spojrzenie, omiecenie wzrokiem, czy chocby chwila namyslu. Ot tak, zeby nie wejsc na kogos. Nawozek jaki, o rowerze nie wspominajac. Ale nie - to zbyt trudne zadanie dla piechura. W tej kategorii na szczegolna uwage zasluguja piesi nadajacy (odbierajacy) SMS'y oraz piesi czytajacy ulotki z lekarstw. Ci halsuja jak zaglowka pod wiatr w jakiejs ciesninie. W sumieto dosc zabawne do czasu az jakis nicpon na rowerze nie traci takiego piechura. Wtedy kurwy fruwaja jak krakowskie golebie i laduja delikatnie na rowerzyscie, ktory przyczyna tragedii jest. Bo wiadomo, ze jest.
Ku pamieci poleglych pieszych i dla uczczenia ukochanego przeze mnie South Parku powiem za Cartmanem:
I hate you guys. I hate you guys so very very much.