Piątek, 4 sierpnia 2006Kategoria Blogowanie
km: | 0.00 | km teren: | 0.00 | czas: | km/h: |
Etam piesi-szmesi. Codziennosc i tyle. Zabawa to jest wtedy, gdy sie wpadnie na pomysl, zeby jadac na wakacje zabrac ze soba rower. Pociagiem.
Jesli wybierze sie sluszny kierunek, to spoko, bo PKP na slusznych kierunkach ma wagony rowerowe. Fajna rzecz, praktyczna rzecz, i niestetynie powszechna. BTW - krotka dygresyjka nt. pieszych w wagonie rowerowym. Jechalem jakis czas temu skads tam do Krakowa koleja taszczac ze soba rower w takim wlasnie wagonie. Jestem spryciula, wiec nie jechalem w weekend tylko jakos tak bez sensu, zeby uniknac wakacyjnych tlumow. I udalo sie. Prawie. Bo pociag zapchany nie byl w zasadzie, procz wagonu rowerowego, gdzie ulokowalo sie stado cyklistow i... niecyklistow. Dwie takie blondzie nie mogly zrozumiec, ze co prawda nie maja zakazu przebywania w tym wagonie i zajmowania w nim miejsc siedzacych tylko dlatego, ze nie maja rowerow, ale specyfika wagonu, duza podaz rowerzystow, oraz masa wolnych miejsc w innych wagonach, sprawiaja, ze moglyby ruszyc swoje piechurskei dupy precz stad. Nie ruszyly tylko obrazily sie na cyklinowcow i glosno wyrazaly swoje sady na temat pochodzenia zla na swiecie od Zydow, cyklistow i masonow, oraz innych pedalow. Ba.
Ale ja o podrozowaniu koleja z rowerem ogolniej mialem.
Wybralismy sie wiec we czworke na wakacje. Podroz pociagiem z przesiadka. Luz. Nie ma wagonow rowerowych ale zgodnie z jakimis tam przepisami mozemy wierzchowce targac w pierwszym lub ostatnim przedsionku skladu. Da sie. Jakas zapyziala stacyjka w okolicach Wisly, na ktorej konczymy nasza przygode z PKP. Wyrzucam pierwszy rower, drugi (chlopaki dzielnie odbieraja), wysiadam w ferworze walki, odbieram od mojej pani trzeci rower, lapie sie za czwarty a tu niespodzianka - pociag rosza. Ospale bo ospale ale za to zdecydowanie. CO JEST KURWA?! wolam (bo co niby mam wolac) i pociag staje. Czyli uzylem wlasciwego zaklecia. Wyladowujemy reszte klamotow i pobluzgujac z cicha oddalamy sie od stacyjki. W sumie git.
W drodze powrotnej tez bylo zabawnie. Przesiadkowy pociag przyjechal z opoznieniem. Ladujemy sie do przedsionka za lokomotywa. Znaczy ladowalibysmy sie, gdyby pan konduktor czy inny tam kierownik pociagu, nie kazal nam isc precz, bo wg niego nie ma miejsca. Jak nie ma, jak jest? probuje negocjowac ale koles twardy jest. No to ja mu na to, ze posiadam to w dupie, bo PKP sprzedalo mi bilety na rowery, ja widze wolna przestrzen i ani troche nie interesuje mnie to, ze nasze rowery w tej przestrzeni beda panu kolejarzowi przeszkadzaly. Wiec niech sie pan skupi i powie nam, gdzie mamy ulokowac pojazdy, zeby kolej mogla sie wywiazac z zawartej z nami umowy. Pan pokrecil kinolem i kazal nam spierdalac na koniec skladu obiecujac, ze pociag nie ruszy zanim nie wsiadziemy. Kul. Pociag z cuklu tych bezprzedzialowych, wiec wygodyw przewozeniu rowerow wiecej w zasadzie. Pakujemy sie wiec, upinamy bajki i siadamy. Jest fajno. Do momentu. Bo przyszedl kolejny pan konduktor, sprawdzil bilety i kazal nam wypierdalac. Okazalo sie bowiem, ze ten bezprzedzialowy dylizans, mial normalnie wagon pierwszej klasy w miejscu, ktore nam wskazano jako odpowiednie dla nas i naszych rowerow.
Na nic tlumaczenia, ze jakis baran przegnal nas z drugiego konca pociagu gdzie byla "dwojka", na nic pokazywanie palcem, ze pociag jest prawie pusty, na nic slowa w ogole. Pan nas wypierdzielil ale za to pozwolil zostawic w przedziale rowery.
W efekcie rowery staly rozparte w takim wielkim przedziale pierwszej klasy (tym zaraz za maszynista w bezprzedzialowych, dylizansowych pociagach), skutecznie blokujac dostep do siedzen, my zas stalismy metr dalej w przedsionku i smetnie patrzylismy na rzedy siedzen swiecacych pustka, bo nie chcielismy doplacic do pierwszej klasy. Rozumiem postep w kolejnictwie ale klasyczne po chuj rzuce pierwszej klasie pociagow osobowych na popularnych trasach.
Nie mowie o tym po to, zeby pokazac sie jako nekany z kazdej strony cyklista, bo tak nie jest. Bawia mnie te sytuacje tak,jak inne idiotyzmy. Bawia i mecza. I troche sie martwie, ze mnie to nawet za bardzo nie wkurza, bo to oznacza, ze juz mi opadly rece nad ta cala beznadzieja. Ech...
"У чёрного моря
Я буду моряком, baby baby, come come
У чёрного моря
Морячок! Морячо-ок!"
Jesli wybierze sie sluszny kierunek, to spoko, bo PKP na slusznych kierunkach ma wagony rowerowe. Fajna rzecz, praktyczna rzecz, i niestetynie powszechna. BTW - krotka dygresyjka nt. pieszych w wagonie rowerowym. Jechalem jakis czas temu skads tam do Krakowa koleja taszczac ze soba rower w takim wlasnie wagonie. Jestem spryciula, wiec nie jechalem w weekend tylko jakos tak bez sensu, zeby uniknac wakacyjnych tlumow. I udalo sie. Prawie. Bo pociag zapchany nie byl w zasadzie, procz wagonu rowerowego, gdzie ulokowalo sie stado cyklistow i... niecyklistow. Dwie takie blondzie nie mogly zrozumiec, ze co prawda nie maja zakazu przebywania w tym wagonie i zajmowania w nim miejsc siedzacych tylko dlatego, ze nie maja rowerow, ale specyfika wagonu, duza podaz rowerzystow, oraz masa wolnych miejsc w innych wagonach, sprawiaja, ze moglyby ruszyc swoje piechurskei dupy precz stad. Nie ruszyly tylko obrazily sie na cyklinowcow i glosno wyrazaly swoje sady na temat pochodzenia zla na swiecie od Zydow, cyklistow i masonow, oraz innych pedalow. Ba.
Ale ja o podrozowaniu koleja z rowerem ogolniej mialem.
Wybralismy sie wiec we czworke na wakacje. Podroz pociagiem z przesiadka. Luz. Nie ma wagonow rowerowych ale zgodnie z jakimis tam przepisami mozemy wierzchowce targac w pierwszym lub ostatnim przedsionku skladu. Da sie. Jakas zapyziala stacyjka w okolicach Wisly, na ktorej konczymy nasza przygode z PKP. Wyrzucam pierwszy rower, drugi (chlopaki dzielnie odbieraja), wysiadam w ferworze walki, odbieram od mojej pani trzeci rower, lapie sie za czwarty a tu niespodzianka - pociag rosza. Ospale bo ospale ale za to zdecydowanie. CO JEST KURWA?! wolam (bo co niby mam wolac) i pociag staje. Czyli uzylem wlasciwego zaklecia. Wyladowujemy reszte klamotow i pobluzgujac z cicha oddalamy sie od stacyjki. W sumie git.
W drodze powrotnej tez bylo zabawnie. Przesiadkowy pociag przyjechal z opoznieniem. Ladujemy sie do przedsionka za lokomotywa. Znaczy ladowalibysmy sie, gdyby pan konduktor czy inny tam kierownik pociagu, nie kazal nam isc precz, bo wg niego nie ma miejsca. Jak nie ma, jak jest? probuje negocjowac ale koles twardy jest. No to ja mu na to, ze posiadam to w dupie, bo PKP sprzedalo mi bilety na rowery, ja widze wolna przestrzen i ani troche nie interesuje mnie to, ze nasze rowery w tej przestrzeni beda panu kolejarzowi przeszkadzaly. Wiec niech sie pan skupi i powie nam, gdzie mamy ulokowac pojazdy, zeby kolej mogla sie wywiazac z zawartej z nami umowy. Pan pokrecil kinolem i kazal nam spierdalac na koniec skladu obiecujac, ze pociag nie ruszy zanim nie wsiadziemy. Kul. Pociag z cuklu tych bezprzedzialowych, wiec wygodyw przewozeniu rowerow wiecej w zasadzie. Pakujemy sie wiec, upinamy bajki i siadamy. Jest fajno. Do momentu. Bo przyszedl kolejny pan konduktor, sprawdzil bilety i kazal nam wypierdalac. Okazalo sie bowiem, ze ten bezprzedzialowy dylizans, mial normalnie wagon pierwszej klasy w miejscu, ktore nam wskazano jako odpowiednie dla nas i naszych rowerow.
Na nic tlumaczenia, ze jakis baran przegnal nas z drugiego konca pociagu gdzie byla "dwojka", na nic pokazywanie palcem, ze pociag jest prawie pusty, na nic slowa w ogole. Pan nas wypierdzielil ale za to pozwolil zostawic w przedziale rowery.
W efekcie rowery staly rozparte w takim wielkim przedziale pierwszej klasy (tym zaraz za maszynista w bezprzedzialowych, dylizansowych pociagach), skutecznie blokujac dostep do siedzen, my zas stalismy metr dalej w przedsionku i smetnie patrzylismy na rzedy siedzen swiecacych pustka, bo nie chcielismy doplacic do pierwszej klasy. Rozumiem postep w kolejnictwie ale klasyczne po chuj rzuce pierwszej klasie pociagow osobowych na popularnych trasach.
Nie mowie o tym po to, zeby pokazac sie jako nekany z kazdej strony cyklista, bo tak nie jest. Bawia mnie te sytuacje tak,jak inne idiotyzmy. Bawia i mecza. I troche sie martwie, ze mnie to nawet za bardzo nie wkurza, bo to oznacza, ze juz mi opadly rece nad ta cala beznadzieja. Ech...
"У чёрного моря
Я буду моряком, baby baby, come come
У чёрного моря
Морячок! Морячо-ок!"