Piątek, 8 czerwca 2007Kategoria Questy, Spacerniak
km: | 106.70 | km teren: | 15.00 | czas: | 07:15 | km/h: | 14.72 |
Let's shake some dust.
Tak więc z domu do Pana Magika w celu naprawienia hamula. Wykonano, więc:
dom - Jaworze Nałęże, Górki różne- wzdłuż Wisły do Ustronia i Wisły. I to miał być koniec, ale bajka zobaczyła uczesników Beskid MTB Trophy i pognała za nimi jak szalona, wyprzedzając kilku po drodze. Szczęśliwie zaraz za daczą prezydencką wkręciła sobie przerzutkę w szprychy, i przestała zawodników deprymować. Dobiliśmy tylko do Przełęczy Kubalonka (761) na obiad i zaczęliśmy powrót.
Wyglądał jakoś tak:
Trochę nas ewentualność spotkania z Władzą wystraszyła i pomknęliśmy w dal z prędkością 56 km/h, co na rowerach z sakwami robi wrażenie w sumie. Przynajmniej na nas :).
Jakoś tak już pod Bielskiem stanęliśmy na chwilę, żeby pstryknąć to zdjęcie:
Dla nas to była pierwsza stówa.
Aha - z tych emocji zapomniałem wczoraj o rozmaitych anomaliach napisać. Otóż spotkaliśmy m.in. kalekiego psa Husky. Musiał być kaleki, bo szczekał. Nie mniej kaleka był również jedna autochtonka, która z uporem godnym duuużo lepszej sprawy, darła na rowerze lewą stroną regularnej ulicy, i była bezbrzeżnie zdziwiona tym, że swoją niezłomnością zmusiliśmy ją do zluzowania nam toru jazdy.
Tak więc z domu do Pana Magika w celu naprawienia hamula. Wykonano, więc:
dom - Jaworze Nałęże, Górki różne- wzdłuż Wisły do Ustronia i Wisły. I to miał być koniec, ale bajka zobaczyła uczesników Beskid MTB Trophy i pognała za nimi jak szalona, wyprzedzając kilku po drodze. Szczęśliwie zaraz za daczą prezydencką wkręciła sobie przerzutkę w szprychy, i przestała zawodników deprymować. Dobiliśmy tylko do Przełęczy Kubalonka (761) na obiad i zaczęliśmy powrót.
Wyglądał jakoś tak:
Trochę nas ewentualność spotkania z Władzą wystraszyła i pomknęliśmy w dal z prędkością 56 km/h, co na rowerach z sakwami robi wrażenie w sumie. Przynajmniej na nas :).
Jakoś tak już pod Bielskiem stanęliśmy na chwilę, żeby pstryknąć to zdjęcie:
Dla nas to była pierwsza stówa.
Aha - z tych emocji zapomniałem wczoraj o rozmaitych anomaliach napisać. Otóż spotkaliśmy m.in. kalekiego psa Husky. Musiał być kaleki, bo szczekał. Nie mniej kaleka był również jedna autochtonka, która z uporem godnym duuużo lepszej sprawy, darła na rowerze lewą stroną regularnej ulicy, i była bezbrzeżnie zdziwiona tym, że swoją niezłomnością zmusiliśmy ją do zluzowania nam toru jazdy.