Niedziela, 1 czerwca 2008Kategoria Spacerniak, Sam
km: | 102.40 | km teren: | 30.00 | czas: | 06:34 | km/h: | 15.59 |
A spacer taki wokół zbiornika w Goczałkowicach.
Dziś był wiatr, więc spoko. A propos "wiatr". Pomyślałem sobie, że jak kupować auto, to np. takie o.
No bo to prawo jazdy mi się odnawia i w ogóle, tak? Ciekawe, czy robią bagażniki na rowery do R8?
Tymczasem jednak rowerem bez R8 wybrałem się na wycieczkę znaną i lubianą Wiślaną Trasą Rowerową. Dbają nam o nią jak o swoją ci samorządowcy. Nawierzchnie nowe kładą i w ogóle miodzio.
Ta Wiślana, to taka trekingowa w założeniu. Część Eurovelo itd. Czyli można się spodziewać, że tabuny Wiedeńczyków będą śmigały tędy objuczone jak wielbłądy. Cały kaman jest o to, że ten milusio wyglądający szutrek nie jest milusi.
To nie moja lampeczka tylko kogoś, komu ją wytrzęsło. To tylko trzy kilometry ale dosłownie dają w dupę.
Dalej już spoczko.
Pachnący jak cholera las.
Altocumulus z ambicjami na cumulonimbusa (się mu nie udało - obserwowałem drania).
Dróżki pośród pól zielonych (z tą dzięcieliną pałą itd.).
Oraz pośród tych pól ustawione drogowskazy, co i owszem cieszy.
Niestety nie wszędzie te znaki i nie zawsze widoczne, więc się obawiałem, że tradycyjnie zagubię się w dziczy ale nie. Błękitna toń jeziora oraz siniejące w oddali góry pozwoliły mi się odnaleźć w przestrzeni.
Potem tylko zamiast na zaporę w Goczałkowicach trafiłem do Goczałkowic Zdroju ale nic to.
No i tragedia mi się przytrafiła mniej więcej tu.
Mój hołm słit hołm jest mniej więcej pod tą największą górką siniącą się blado w oddali. Czyli jakieś 40 km od miejsca zrobienia foty. No i tam właśnie skończyło mi się picie. Niedziela, wokół same wiochy i brak stacji benzynowej przez 20 km. Jak wiatr do tej stacji pędziłem normalnie. Dzięki temu na zaporze dostałem komplement. Siedziała se tam grupka młodych bajkerów z okolicznych siół. I jak ich mijałem, to jeden powiedział - Zoba, taki stary a jak zapierdala.
No, tak było. Chciałem dodać, że aż tak stary w sumie nie, a jechałem 25 km/h, więc zapierdol raczej taki se. Jednak brutalne oponki dodają pędowi atrakcyjnego gwizdu, który raduje me serce i przysparza mi komplementów od przemiłej młodzieży :).
Poza tym troszkę mnie stópki napierdzielają w tych spd'ach. Nie wiem, czy to wina słabych butów Accenta, na które się połaszczyłem, czy co. Wiem, że wcześniej miałem źle toto ustawione. Ale poprawiłem i zrobiło się znacznie lepiej. Nie na tyle jednak, żeby mnie uszczęśliwić. Muszę po jakimś czasie robić sobie 2 minuty przerwy albo cały czas wyczyniać gimnastykę palcami, bo inaczej drętwieją. W normalnych butach ma się podeszwę, która jednak sporo amortyzuje. Tu natomiast jestem przypięty na sztywno i wszelkie wibracje z pedała dają mi bezpośrednio w stopę. Muszę popracować nad jakąś zmyślną wkładką. A może to coś zupełnie innego?
Dziś był wiatr, więc spoko. A propos "wiatr". Pomyślałem sobie, że jak kupować auto, to np. takie o.
No bo to prawo jazdy mi się odnawia i w ogóle, tak? Ciekawe, czy robią bagażniki na rowery do R8?
Tymczasem jednak rowerem bez R8 wybrałem się na wycieczkę znaną i lubianą Wiślaną Trasą Rowerową. Dbają nam o nią jak o swoją ci samorządowcy. Nawierzchnie nowe kładą i w ogóle miodzio.
Ta Wiślana, to taka trekingowa w założeniu. Część Eurovelo itd. Czyli można się spodziewać, że tabuny Wiedeńczyków będą śmigały tędy objuczone jak wielbłądy. Cały kaman jest o to, że ten milusio wyglądający szutrek nie jest milusi.
To nie moja lampeczka tylko kogoś, komu ją wytrzęsło. To tylko trzy kilometry ale dosłownie dają w dupę.
Dalej już spoczko.
Pachnący jak cholera las.
Altocumulus z ambicjami na cumulonimbusa (się mu nie udało - obserwowałem drania).
Dróżki pośród pól zielonych (z tą dzięcieliną pałą itd.).
Oraz pośród tych pól ustawione drogowskazy, co i owszem cieszy.
Niestety nie wszędzie te znaki i nie zawsze widoczne, więc się obawiałem, że tradycyjnie zagubię się w dziczy ale nie. Błękitna toń jeziora oraz siniejące w oddali góry pozwoliły mi się odnaleźć w przestrzeni.
Potem tylko zamiast na zaporę w Goczałkowicach trafiłem do Goczałkowic Zdroju ale nic to.
No i tragedia mi się przytrafiła mniej więcej tu.
Mój hołm słit hołm jest mniej więcej pod tą największą górką siniącą się blado w oddali. Czyli jakieś 40 km od miejsca zrobienia foty. No i tam właśnie skończyło mi się picie. Niedziela, wokół same wiochy i brak stacji benzynowej przez 20 km. Jak wiatr do tej stacji pędziłem normalnie. Dzięki temu na zaporze dostałem komplement. Siedziała se tam grupka młodych bajkerów z okolicznych siół. I jak ich mijałem, to jeden powiedział - Zoba, taki stary a jak zapierdala.
No, tak było. Chciałem dodać, że aż tak stary w sumie nie, a jechałem 25 km/h, więc zapierdol raczej taki se. Jednak brutalne oponki dodają pędowi atrakcyjnego gwizdu, który raduje me serce i przysparza mi komplementów od przemiłej młodzieży :).
Poza tym troszkę mnie stópki napierdzielają w tych spd'ach. Nie wiem, czy to wina słabych butów Accenta, na które się połaszczyłem, czy co. Wiem, że wcześniej miałem źle toto ustawione. Ale poprawiłem i zrobiło się znacznie lepiej. Nie na tyle jednak, żeby mnie uszczęśliwić. Muszę po jakimś czasie robić sobie 2 minuty przerwy albo cały czas wyczyniać gimnastykę palcami, bo inaczej drętwieją. W normalnych butach ma się podeszwę, która jednak sporo amortyzuje. Tu natomiast jestem przypięty na sztywno i wszelkie wibracje z pedała dają mi bezpośrednio w stopę. Muszę popracować nad jakąś zmyślną wkładką. A może to coś zupełnie innego?