to nie jestblog rowerowy

informacje

Tak jeżdżę:

button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy bezo.bikestats.pl

linki

Wpisy archiwalne w kategorii

Babcia, rodzice

Dystans całkowity:1338.59 km (w terenie 191.00 km; 14.27%)
Czas w ruchu:83:35
Średnia prędkość:16.02 km/h
Maksymalna prędkość:57.40 km/h
Suma podjazdów:72000 m
Suma kalorii:4130 kcal
Liczba aktywności:21
Średnio na aktywność:63.74 km i 3h 58m
Więcej statystyk
Sobota, 31 maja 2008Kategoria Babcia, rodzice
km:63.70km teren:9.00 czas:03:58km/h:16.06
Dom - Wapienica - Jaworze Średnie - Jaworze Nałęże - Górki Wielkie - Czarny Las - Nierodzim - Kisielów - Babcia - i nazad: Dom.
Ech.
W zasadzie ze dwa razy ech.
Nobo tak. Bajka nie dość że w pracy, to jeszcze wciąż w stanie mało rowerowym. Szfak po prostu.
A drugie ech w temacie temperatura, wilgotność i brak wiatru.
Nobo tak. Wstałem o 6.00, żeby miło się jechało, żeby zrobić co zrobić u babci trza w rozsądnym czasie itd. Miło się jechało i owszem ale w upale. Od świtu było 30 stopni, wilgotność 100% i zero wiatru. Żeby zrobić sobie wiatr, trzeba było zjeżdżać z górek, których na babcinej trasie jest kilku. Tyle, że kurde. Nie wiem jak jest gdzieś tam, ale tu, żeby se zjechać, trzeba najpierw wjechać. No i ten... to słabe jest w taki dzień jak dziś.
Serio.
Nobo tak. Żeby nie siać dezinformacji i innych takich, to trzeba powiedzieć, co następuje:
lubię (lubimy) jeździć do babci, bo babcia jest super.
Bo Wisła płynie kaskadami i jest czysta.

Bo nawet zamglony Ustroń misie podoba.

Bo stogi siana, bo dzięcielina pała itd.

Jednak cała ta sprawa z babcią ma też drugie dno.
Otóż pod koniec zeszłych wakacji jechaliśmy sobie przez Brenną i zobaczyliśmy to.

To na pierwszym planie w sensie. Wspiąwszy się na paluszki zajrzeliśmy do środka.

Iten... no kupiliśmy to po ustaleniu właściciela itd. Barakowóz se kupiliśmy.
Zaciągnęliśmy go zaprzyjaźnionym ciągnikiem do babci i jeździmy tam, kiedy tylko się da (nie daje się zbyt intensywnie) i remontujemy, renowujemy, czy jak to nazwać.
Na razie wygląda trochę tak.

Taka to historyjka.
A'propos Brenna. (dla potomności będzie pisane, czystości języka oraz nie wkurwiania mnie) Brenna i Jabłonna brzmieniowo mają ze sobą sporo wspólnego. Pozornie i poniekąd. Bo jeśli chcemy ww. odwiedzić, to pojedziemy do Brennej albo do (uwaga) Jabłonny. Jak już się tam usadowimy, to przebywać będziemy w Brennej albo (niespodzianka) w Jabłonnie.
I tyle :)
Acha - gdybyśmy pod koniec zeszłych wakacji byli w Jabłonnie, to jechalibyśmy przez Jabłonnę a nie Brenną.
Sobota, 15 września 2007Kategoria Babcia, rodzice
km:77.70km teren:10.00 czas:05:22km/h:14.48
Dom - Wapienica - Jaworze Średnie - Jaworze Nałęże - Górki Wielkie - Czarny Las - Nierodzim - Kisielów - Babcia - i nazad: Dom z tym, że w Górkach nam odbiło, żeby do Brennej se skoczyć. To skoczylim :)
Sobota, 18 sierpnia 2007Kategoria Z dzieckami, Questy, Babcia, rodzice
km:117.00km teren:20.00 czas:06:50km/h:17.12
Polska - Czechy - Polska.
A detalicznie:
Dom - Wapienica - Jaworze Średnie - Jaworze Nałęże - Górki Wielkie - Czarny Las - Nierodzim - Kozakowice - Goleszów - Dzięgielów - Leszna Górna Przejście Graniczne - Trinec - Cesky Tesin - Cieszyn - Mnisztwo - Bażanowice - Góra na Zadki (?) - Ogrodzona - Kisielów - i powrót.

I owszem, się było za granicą. O proszę.



Przez Trinec do Czeskiego Cieszyna zajechaliśmy.



Było dość nudno, więc gubiąc się trochę (ze dwa razy) pojechaliśmy do Cieszyna polskiego.



Jak widać tu nudno nie było, gdyż łańcuch dziecka uległ lekkiej dewastacji.

Wyszło nam, że jak nic trza śmigać do babci. Droga urokliwa ale narobiliśmy się na tym dwudziestokilometrowym kawałku z Cieszyna do Kisielowa bardziej, niż z Bielska do zagranicy, co było kilometrów ponad 50.



Fota z naszego słabego aparatu tego nie ukaże, ale toto jest Javorovy, wyzierający spoza wyziewów huty w Trincu. Javorovy dla tamtejszych glajciarzy to coś, jak Skrzyczne dla naszych. Sie tam kiedyś latało. Ech...



No a po drodze wyjaśniło nam się, skąd Majkrosoft wziął se tapetkę do Windowsów.

Niedziela, 5 sierpnia 2007Kategoria Z dzieckami, Spacerniak, Babcia, rodzice
km:107.40km teren:15.00 czas:06:23km/h:16.83
Dom - Wapienica - Jaworze Średnie - Jaworze Nałęże - Górki Wielkie - Czarny Las - Nierodzim - Ustroń - Wisła Czarne - Ustroń, Nierodzim - Kisielów - Babcia - i nazad (bez przejazdu przez Ustroń i Wisłę ofkoz) - Dom.

Zasadniczo chodziło o to, żeby znów stówkę zrobić. Tym razem z bajkom i większą (bo starszą) połową dzieci.
Mieliśmy jechać do daczy Kaczyńskiego ale przypomniało nam się, że go nie lubimy i dojechaliśmy tylko nad zaporę.



Strasznie tam zielono.



Ale tak naprawdę zielono.



Serio.



Pobujałem się z dzieckiem na takiej huśtawce nad Wisłą.



Za co przyszedł pan i szczuł nas żmijką.



Ale ja nie o tym. Chciałem się politycznie wyrazić i rzec, że władze Wisły są słabe. Do dupy wręcz. Bo one, te władze, robią wiele, żeby doprowadzić do otwartej wojny między roweziarzami a piechurami. Ze względu na olbrzymią przewagę pieszych w tamtym rejonie, mamy przesrane.
Chodzi zasadniczo o współużytkowanie ciagów komunikacyjnych. Znaczy się jest trasa (Wiślana Trasa Rowerowa detalicznie, część rowerostrady z Wiednia), która biegnie tymi rozmaitymi bulwarami wiślańskimi. Nieno oznaczona jest pięknie. Na co drugim słupie pełno jest znaków tajemnych i run, mówiących o tym, że każden jeden rowerzysta na owym bulwarze jest w zasadzie u siebie. Problem w tym, że w czytaniu tych tajemnych znaków wyszkoleni są rowerzyści, natomiast piesi nawet nie omiatają ich wzrokiem. I tak statystycznie, średnio, mniej-więcej 100 % pieszych, jest silnie wkurwiona na rowerzystów, i każdego jednego obrzuca złymi słowami, nienawistnym spojrzeniem, lub urokiem. Bo w niedalekim Ustroniu władza na bulwarach maznęła linię, narysowała parę znaków na glebie, i zasadniczo piesi i roweziarze w drogę sobie nie wchodzą. Ale w Wiśle nichuja. Nie będą przecież bazgrali po chodnikach tylko po to, żeby jakichś tam rozruchów nie było. Nosz władzo Wisły... nosz kurwa władzy mać... toż takie rzeczy, to są normalne. Te malunki w sensie. To się sprawdza nie tylko w Ustroniu ale w paru innych miejscach na świecie też. Nawet w Warszawie. Serio.
Uch.
Aha - jeszcze jedno. Jak już jest ta ścieżka rowerowa a na jej drodze pojawia się ulica, to wypadałoby w tym miejscu zrobić jakieś przejście, co nie? Czy choćby znak dla kierowców. To tak nie działa, że jest ścieżka, potem jej nie ma, a potem znów jest. Bo łatwiej zrobić "nie ma" niż kombinować cokolwiek z ulicą. Albo władza zainwestuje w zajebiście działająca służbę medyczną i cmentarze, albo w dobrze oznakowane ścieżki i chodniki, i konsekwencję w ich prowadzeniu. Nie wystarczy mieć Małysza, żeby było git. Zresztą Małysz też z Wisły spieprza ale to inna historyjka.
ERGO - władze Wisły są naprawdę słabe.
A jak już się przebiliśmy przez te Ustronia i Wisły w te i nazad, to nasunęła mi się taka refleksja, pytanie takie, na które mogłem kiedyś znać odpowiedź - co takiego fajnego jest w miejscowościach wypoczynkowych w środku sezonu? He?

Droga wylotowa z Ustronia (część Wiślanej Trasy Rowerowej jak najbardziej).



Marne to. A wczoraj byliśmy tam. O tam daleko :)

Niedziela, 22 lipca 2007Kategoria Babcia, rodzice
km:66.20km teren:9.00 czas:04:13km/h:15.70
Dom - Wapienica - Jaworze Średnie - Jaworze Nałęże - Górki Wielkie - Czarny Las - Nierodzim - Kisielów - Babcia - i nazad: Dom.

Tradycyjny wypad z potomstwem i z bajkom na niedzielny obiad do babci.

Dziś prócz konsumpcji było myte.



Oraz suszone z użyciem łagodnych promieni słońca.



Nie obeszło się bez niezobowiązującego lansu.



Jak również odkrywania tajemniczych ruin w ogrodzie.



Zasadniczo wstawiam taką masę zdjęć nie ze względu na ich jakąś szczególną wartość artystyczną czy dokumentalną, a w nadziei, że wreszcie pojawi się które na Głównej, a wtedy sława i splendor spłyną na mnie, jak rzęsisty, letni deszcz.
Ech...
Sobota, 7 lipca 2007Kategoria Spacerniak, Babcia, rodzice, Z dzieckami
km:67.50km teren:9.00 czas:04:00km/h:16.88
Dom - Wapienica - Jaworze Średnie - Jaworze Nałęże - Górki Wielkie - Czarny Las - Nierodzim - Kisielów - Babcia - i nazad: Dom.

Pierwszy wypad z potomstwem i z bajkom (co oczywiste, tak?).

No więc było dzielnie.



Było pomykane niczym wiatr. Oto dowód.



Na mecie u babci zaczyna się powoli robić problem z miejscami parkingowymi.



Gryzą się wierzchowce i obrażają na siebie.



Generalnie chłopacy się trochę zchetali, bo oni z równin, więc muszą organizmy se przestawić na poruszanie się po nierównościach. Rokują dobrze :)

A teraz będzie grubo, gdyż nastąpi dygresja.

NASTĘPUJE DYGRESJA

Podczas naszych rozlicznych wojaży napotykamy tu oraz ówdzie autochtonów na składakach (nierzadko Wigry). No. I oni na tych składaczkach niezależnie od pogody, nachylenia terenu, ilości spożytych kalorii itd., dzień w dzień pomykają to tu to tam. Nie straszne im w zasadzie NIC.
I tak zadumaliśmy się rodzinnie, co by było, gdyby czołówce krajowego MTB tak te składaczki podrzucić i nakłonić do jakiegoś niewielkiego maratoniku od sklepu do sklepu. Hmm... Isnieje poważne ryzyko, że w konkurencji z autochtonami mogla by czołówka trochę polec :)

END OF DYGRESJA.

Niedziela, 24 czerwca 2007Kategoria Spacerniak, Babcia, rodzice
km:67.76km teren:9.00 czas:04:20km/h:15.64
Dom - Wapienica - Jaworze Średnie - Jaworze Nałęże - Górki Wielkie - Czarny Las - Nierodzim - Kisielów - Babcia - i nazad: Dom.

Wycieczka do Babci, jak zwykle przyjemna ale dziś inna, bo posiedliśmy z bajką aparat cyfrowy. Dość słaby, nie nasz itd. ale radości z nim moc. I przy pomocy tego właśnie aparatu pokazane będzie, dlaczego lubimy jeździć do babci.

Otóż lubimy tam jeździć, bo to fajna trasa.



Asfaltowa taka.



Oraz dająca duża radości.



Miłym akcentem po drodze jest dąb.



Spory raczej ale istotne jest to, że stoi na szczycie dość wrednego i mało urokliwego podjazdu. Miło się do niego dąży.



Fajnie jest po drodze rzucić od niechcenia - O! Skrzyczne.



Lub - O! Czantoria.



Nie da się ukryć, że czasem pojawia się też - O! Japierdole.



Bajka jest dla mnie miła i jak się zmęczę, to ona mówi, że się zmęczyła.



Potem przekraczamy dzielnie Wisłę.



Obojętnie mijamy Ustroń.



I wuala - jesteśmy na miejscu.



Gruby czarny kot pilnuje nam furek.



Obiadki i takie tam, czyli czas na powrót do dom. Powrót zaczyna się czujnym wytężeniem ucha i wyłapaniem niepokojącego dźwięku. To resztka klocka radośnie drze obręcz. Trza dokonać wymiany.



Oraz uwiecznić miłą rzecz, jaką jest Wiślańska Trasa Rowerowa.



Przy ponownym przekraczaniu Wisły śmiało rzucamy okiem na spienione wody.



Oraz odkrywamy, że trasy rowerowe są u nas stare jak drzewa i wraz z drzewami rosną.



Znaczy te starsze rosną z drzewami, bo te nowe, to są tworzone na zasadach Open Source.



No to tyle zabawy z cyfrzakiem. Jakby co, to mamy jeszcze kamerę :)
Sobota, 9 czerwca 2007Kategoria Babcia, rodzice, Questy, Spacerniak
km:74.50km teren:10.00 czas:04:50km/h:15.41
Dom - Wapienica - Jawoże Nałęże - Górki Wielkie - Czarny Las - Nierodzim - Kisielów (Babcia) - OBIAD - Skoczów - Kiczyce - Pierściec - Iłowica - Rudzica - Międzyrzecze Dolne - Mazańcowice (gubimy szlak, bo ktoś podprowadził tabliczkę po czym go odnajdujemy w meandrach mazańcowickich arterii) - Trzy Lipki - Dom.
Niedziela, 27 maja 2007Kategoria Spacerniak, Babcia, rodzice
km:66.73km teren:9.00 czas:04:20km/h:15.40
Dom - Wapienica - Jaworze Średnie - Jaworze Nałęże - Górki Wielkie - Czarny Las - Nierodzim - Kisielów - Babcia - i nazad: Dom.

Spacerkiem na niedzielny obiadek u babci :)

• • •

Tak więc weekend.
W piątek ci u nas lało. Nawet komandosi, którzy od tygodni rzucają mi się za oknem całymi dniami ze śmigłowca piątek se odpuścili, bo przecież żaden szanujący się kraj nie będzie prowadził działań wojennych przy takiej pieskiej pogodzie.
No ale przecież to nie była tradycyjnie pieska pogoda. Taka, co to siąpi, pluje itd., tylko normalne świeżutkie burze wiosenne, które po prostu zebrały się w naszej okolicy.
Jeździć nam się chciało, jak psom je... jeść, więc korzystając z przerwy w burzeniu się pogody, postanowiliśmy wyskoczyć na mały spacerkowy rekonesans w okolice Dębowca. Rekonesans, bo na sobotę zaplanowano zdobycie Szyndzielni, co w naszej profesjonalnej opinii, jest bardzo poważną sprawą.
Padało umiarkowanie z tendencją do "w ogóle", więc zaliczywszy Dębowiec (520) postanowiliśmy sprawdzić jak ta słynna droga na Szyndzielnię wygląda.
Tak więc wygląda dobrze, bo jest wygodnym, choć troszkę upierdliwym, długim podjazdem. W zasadzie bez większych problemów do górnej stacji kolejki linowej się da (myśmy troszkę podprowadzali ale o tym po tym). Ostatnie 200 metrów do schroniska, to spacer dla nas, bo po tych kamolcach na naszych rowerkach jechać się nie da. I tak wyszło jakoś, że wjechaliśmy na tę Szyndzielnię (1026). Oparliśmy się jednak pokusie, by jechać dalej, bo to "dalej", to przecież plan na sobotę. A poza tym zostawiliśmy w domu kota-niemowlaka, dla którego miał być to taki test samodzielności a dla nas odwagi (abo to wiadomo, co takiemu kotu do łba strzeli?). W sumie to 23 kilometry z okładem w ponad dwie i pół godziny ale duma nas rozpierała silnie, bo wjazd na Szyndzielnię, to nie w kij dmuchał. Kot spoko tak BTW.
Sobota - Big Day - trzeba wykonać, co zaplanowano. Pogoda w zasadzie kompletnie do dupy. Upalnie i duszno z wyraźnie wiszącą w powietrzu obietnicą burzy. Toczymy się zatem.
Dębowiec, Szyndzielnia i Klimczok (1117). Trochę prowadzenia zwłaszcza końcówka podejścia na Klimczok - stromo i kamieniście. Dalej wycieczka granią do Błatniej (917), Czupla (746) - a tu dygresyjka - parę dni wcześniej też byliślmy na Czuplu ale był to zupełnie inny Czupel. Mam wrażenie, że większość beskidzkich gór nazywa się Czupel, Magura albo Magurka - taki folklor. Dygresja dygresją a my śmigamy dalej do Nałęża i przez Wapienicę i lotnicho do domu. Ponad 38 kilometrów w licznikowym czasie 4 i pół godziny. Godzin było więcej - z siedem chyba, bo było jedzone, podziwiane i relaksowane.
Zabawne jest to, że mimo tego, co w trakcie jazdy twierdził mój organizm, muszę przyznać internetowym przewodnikom, że trasa jest raczej łatwa. Trzeba oczywiście mieć jakąś tam formę i trochę sił w zapasie, ale dla każdego, kto kula się po górkach, nie będzie stanowiła problemu.
Zanim powiem, co robiliśmy w niedzielę, napiszę coś w nawiasie.
NAWIAS
Jako facet na głos bym tego w życiu nie powiedział ale w nawiasie, to se mogę. Ta moja Bike'a, to jakiś cyborg normalnie. Wiecie, to taka mała czika jest. Jak toto podjeżdża, to się w głowie nie mieści. Nie ma w okolicy żadnego podjazdu, na którym nie zostawiłaby mnie w tyle. Ja na mięciutkich przerzutkach, mięciutkimi nóżkami drobię, zdobywając dzielnie metr za metrem, a Bike'a w tym czasie zapierdziela jak przecinak, zostawiając za sobą kurz, pożogę i mnie. Miła jest i grzeczna, to czasami na mnie poczeka i powie, że niby pić jej się chce, i że jest ciężko. A dupa tam jej ciężko. Po chwili wyrywa do przodu a ja pełznę za nią. Zaczynam myśleć o tym, żeby ją wystawiać do jakichś zawodów. Może coś na niej zarobię. Znaczy podając jej izotoniki i ręczniczki. Takie tam.
Pozostaje mi się tylko pocieszać tym, że jestem lepszy w zjazdach. To takie męskie. Jest hasło "zjeżdżaj!" i ja zjeżdżam. Mam nadzieję, że wyrobienie się w downhillu zajmie Bajce nie mniej niż dwa tygodnie, i przez cały ten czas będę mógł pławić się w chwale.
KONIEC NAWIASU
O czym ja tu miałem? Aha, niedziela.
No niedziela, to już relaks. Żadnego zdobywania szczytów itp. Wybraliśmy się po prostu na obiad do babci, czyli ok. 67 kilometrów w obie strony, bez sensacji i omdleń.
Zajebisty weekend jak to mówio :)
Niedziela, 13 maja 2007Kategoria Spacerniak, Babcia, rodzice
km:76.00km teren:15.00 czas:04:30km/h:16.89
Dom-Wapienica-Jaworze Średnie-Jaworze Nałęże-Górki Wielkie-Czarny Las-Nierodzim-Kisielów-Babcia- i nazad: Dom.
Serwis pogodowy IMGW
 Aktualna pogoda         »» Prognoza
© IMGW : www.pogodynka.pl

kategorie bloga

szukaj

archiwum