Niedziela, 9 sierpnia 2009Kategoria Z dzieckami, Questy
km: | 54.90 | km teren: | 15.00 | czas: | 02:56 | km/h: | 18.72 |
Kisielów - Nierodzim - Skoczów - Ochaby - Drogomyśl - Zaborze - Landek - Zabrzeg - Czechowice-Dziedzice - Bielsko-Bała.
Po wyspaniu się do bólu, po posileniu się przyjemnym, poumyciu rowerów z kurzu z wielu europejskich dróg, udaliśmy się w drogę powrotną do domu. Ciut naokoło ale za to po płaskim.
Bez większego wysiłku, bez większych ekscesów, z awariami, które były konsekwencjami awarii wcześniejszych. Czyli sielana :)
Zaznaczyć tu należy, że niejaki Michu, czyli mój starszy syn, był jedynym z nas, który absolutnie wszędzie dojechał, bez podprowadzania, bez spacerków z rowerem. Skubany :)
Tak minął nam właśnie weekend. Dobranoc.
Po wyspaniu się do bólu, po posileniu się przyjemnym, poumyciu rowerów z kurzu z wielu europejskich dróg, udaliśmy się w drogę powrotną do domu. Ciut naokoło ale za to po płaskim.
Płasko© bezo
Bez większego wysiłku, bez większych ekscesów, z awariami, które były konsekwencjami awarii wcześniejszych. Czyli sielana :)
Zaznaczyć tu należy, że niejaki Michu, czyli mój starszy syn, był jedynym z nas, który absolutnie wszędzie dojechał, bez podprowadzania, bez spacerków z rowerem. Skubany :)
Tak minął nam właśnie weekend. Dobranoc.
Sobota, 8 sierpnia 2009Kategoria Z dzieckami, Questy, Babcia, rodzice
km: | 74.90 | km teren: | 0.00 | czas: | 05:15 | km/h: | 14.27 |
Zabawa - Laliki - Zwardoń - Laliki - Głębokie - Trzycatek - Trójstyk - Trzycatek - Istebna - Przełęcz Kubalonka (761) - Wisła - Ustroń - Nierodzim - Kisielów.
Nastał nowy dzień.
Pożywili się i ruszyli dalej.
Sporo dalej. Cały dzień towarzyszyły nam ładne (tradycyjnie) widoki oraz śmieszne nazwy miejscowości, siół i przysiółków.
To oraz Ochodzita, która zdawała się być wszędzie.
Towarzyszyły nam też zgubienia się i awarie.
Tu akurat pęknięta szprycha Bajki ale były też kłopoty z przerzutkami i hamulcami Miśka. Fatum trochę takie.
Zajmowaliśmy się nie tylkopedałowaniem ale również kontaktami zmiejscową fauną.
No a potem pojechaliśmy do różnych krajów.
Trójstyk, to miejsce, w którym stykają się granice Polski, Czech i Słowacji. Sympatyczna ciekawostka.
Tobyła połowa drogi. Zostało nam jeszcze dobicie do Kubalonki przez Istebną (co nie byłoszczególnie miłe) apotem dłuuugi zjazd prawie do samego domku babci (co było miłe).
Pytanie retoryczne, które już zadawałem kiedyś tam - dlaczego przejazd rowerem przez Wisłę, to walka a przejazd przez Ustroń, to czysta przyjemność. Jak wiele musi różnić włodarzy tych sąsiadujących ze sobą miast, i dlaczego Wisłą rządzi jakiś idiota?
U babci ciepły prysznic, smaczna kolacja i ognisko.
Tak minął dzień drugi.
Nastał nowy dzień.
Altanka na Zabawie© bezo
Pożywili się i ruszyli dalej.
Z Zabawy© bezo
Sporo dalej. Cały dzień towarzyszyły nam ładne (tradycyjnie) widoki oraz śmieszne nazwy miejscowości, siół i przysiółków.
Ładne widoczki i śmieszne nazwy© bezo
To oraz Ochodzita, która zdawała się być wszędzie.
Ochodzita© bezo
Towarzyszyły nam też zgubienia się i awarie.
Awaria© bezo
Tu akurat pęknięta szprycha Bajki ale były też kłopoty z przerzutkami i hamulcami Miśka. Fatum trochę takie.
Zajmowaliśmy się nie tylkopedałowaniem ale również kontaktami zmiejscową fauną.
Potwór© bezo
No a potem pojechaliśmy do różnych krajów.
Trójstyk© bezo
Trójstyk, to miejsce, w którym stykają się granice Polski, Czech i Słowacji. Sympatyczna ciekawostka.
Widok ze Słowacji na Czechy i Polskę© bezo
Tobyła połowa drogi. Zostało nam jeszcze dobicie do Kubalonki przez Istebną (co nie byłoszczególnie miłe) apotem dłuuugi zjazd prawie do samego domku babci (co było miłe).
Pytanie retoryczne, które już zadawałem kiedyś tam - dlaczego przejazd rowerem przez Wisłę, to walka a przejazd przez Ustroń, to czysta przyjemność. Jak wiele musi różnić włodarzy tych sąsiadujących ze sobą miast, i dlaczego Wisłą rządzi jakiś idiota?
U babci ciepły prysznic, smaczna kolacja i ognisko.
Tak minął dzień drugi.
Piątek, 7 sierpnia 2009Kategoria Z dzieckami, Questy
km: | 50.40 | km teren: | 5.00 | czas: | 03:51 | km/h: | 13.09 |
Bielsko-Biała - Bystra - Buczkowice - Godziszka - Słotwina - Lipowa - Twardorzeczka - Przybędza - Węgierska Górka - Milówka - Nieledwia - Przełęcz Kotelnica (661) - Mała Zabawa (798) - Zabawa (823).
Nasza koleżanka, niejaka Agnese, ma bacówkę na Zabawie (górka taka). Wyraziliśmy chęć więc dała nam klucze, żebyśmy sobie tam poczywali. Pojechaliśmy zatem.
Nie do końca wiedzieliśmy co nas czeka, więc humory dopisywały i na igrce się niektórym zbierało.
Potem było już tylko gorzej choć ładniej. Bo z Bielska na tę Zabawę jest praktycznie czały czas pod górkę. Większość drogi łagodnie ale momentami mniej. Ładnie jest cały czas.
Jak już się uda dostać na szczyt, to można nacieszyć się urokiem miejsca. Nie ma obowiązku ale można.
Jeszcze tylko trzeba wody sobie nanieść i jest oki.
Jak już nacieszyliśmy i nanieśliśmy co trzeba, to powalczyliśmy trochę z kozą, co jest piecykiem i daje herbatę, oraz z mokrym drewnem, które daje pieczone kiełbaski. Dość szybko, bo ok. 23 padliśmy w raczej specyficznych warunkach jednakże wciąż urokliwych.
Tak minął dzień pierwszy.
Nasza koleżanka, niejaka Agnese, ma bacówkę na Zabawie (górka taka). Wyraziliśmy chęć więc dała nam klucze, żebyśmy sobie tam poczywali. Pojechaliśmy zatem.
Nie do końca wiedzieliśmy co nas czeka, więc humory dopisywały i na igrce się niektórym zbierało.
parabezo© bezo
Potem było już tylko gorzej choć ładniej. Bo z Bielska na tę Zabawę jest praktycznie czały czas pod górkę. Większość drogi łagodnie ale momentami mniej. Ładnie jest cały czas.
Na Zabawę© bezo
Jak już się uda dostać na szczyt, to można nacieszyć się urokiem miejsca. Nie ma obowiązku ale można.
Zabawa© bezo
Jeszcze tylko trzeba wody sobie nanieść i jest oki.
Nosiwody© bezo
Jak już nacieszyliśmy i nanieśliśmy co trzeba, to powalczyliśmy trochę z kozą, co jest piecykiem i daje herbatę, oraz z mokrym drewnem, które daje pieczone kiełbaski. Dość szybko, bo ok. 23 padliśmy w raczej specyficznych warunkach jednakże wciąż urokliwych.
Tak minął dzień pierwszy.
Środa, 5 sierpnia 2009Kategoria Kręcenie się, Z dzieckami
km: | 8.70 | km teren: | 0.00 | czas: | 00:33 | km/h: | 15.82 |
Po chwyty dla Miśka do Korala. No i jeszcze klocki do hamulców dla wszystkich.
Sobota, 1 sierpnia 2009Kategoria Questy, Z dzieckami
km: | 120.80 | km teren: | 80.00 | czas: | 06:29 | km/h: | 18.63 |
Bielsko-Biała - Czechowice-Dziedzice - Zabrzeg - Landek - Zaborze - Chybie - Strumień- Studzionka - Mizerów - Kryry - Suszec - Kobielice - Kobiór - Promnice - Paprocany - Kobiór - Pszczyna - Czechowice - Bielsko.
Znana trasa z modyfikacjami.
Zaczęło się od wojny.
Raczej totalnej, bo i traktory wzięli w kamasze.
A potem tak trochę na pamięć, trochę na mapę, trochę na czuja. W każdym razie na obiad do Paprocan. Bardzo miła pogoda na taką wycieczkę.
Znana trasa z modyfikacjami.
Zaczęło się od wojny.
Wojna idzie... jedzie© bezo
Raczej totalnej, bo i traktory wzięli w kamasze.
Traktor bojowy© bezo
A potem tak trochę na pamięć, trochę na mapę, trochę na czuja. W każdym razie na obiad do Paprocan. Bardzo miła pogoda na taką wycieczkę.
Paprocany© bezo
Czwartek, 30 lipca 2009Kategoria Questy, Z dzieckami
km: | 33.00 | km teren: | 5.00 | czas: | 02:36 | km/h: | 12.69 |
Magurka Wilkowicka (909)... taa. Od strony Wilkowic wzięta. Komfortowo, asfaltem. Chłopaki podjechali w całości, ja częściowo. Bo ten... bo zdjęcia musiałem robić dajmy na to. O proszę - Skrzyczne widziane z trasy.
Niby asfalt ale strasznie stromy jakiś. Zdziwicie się myly państwo, co tak naprawdę motywowało mnie do heroicznego deptania na pedały. Otóż kiedy tylko umęczon zsiadałem z roweru, żeby nieco sobie pospacerować, natychmiast zbierał się nade mną tłum much i złowróżbnie brzęczał. Muszki byłu bardzo powolne, więc gdy wsiadałem na rower bez trudu im uciekałem. Ucieczka mnie męczyła więc zsiadałem i muchy dopadały mnie ponownie. I tak się zabawialiśmy z przyrodą przez cały podjazd.
Pod schroniskiem chłopaki czekali na mnie litościwie i nawet pozwolili chwilę sapnąć. Sapnąwszy ruszyliśmy dalej, czyli w kierunku Przegibka. Zjazd tzw. techniczny, i niewiele mniej męczący niż podjazd. Nadgarstki bolą. Ale widok ładny, czego zdjęcie może jakby nie oddać.
Z Przegibka szybki zjazd do Bielska. Nawet udało mi się wyprzedzić dwie panienki na skuterze :)
Skrzyczne widziane z Magurki Wilkowickiej© bezo
Niby asfalt ale strasznie stromy jakiś. Zdziwicie się myly państwo, co tak naprawdę motywowało mnie do heroicznego deptania na pedały. Otóż kiedy tylko umęczon zsiadałem z roweru, żeby nieco sobie pospacerować, natychmiast zbierał się nade mną tłum much i złowróżbnie brzęczał. Muszki byłu bardzo powolne, więc gdy wsiadałem na rower bez trudu im uciekałem. Ucieczka mnie męczyła więc zsiadałem i muchy dopadały mnie ponownie. I tak się zabawialiśmy z przyrodą przez cały podjazd.
Pod schroniskiem chłopaki czekali na mnie litościwie i nawet pozwolili chwilę sapnąć. Sapnąwszy ruszyliśmy dalej, czyli w kierunku Przegibka. Zjazd tzw. techniczny, i niewiele mniej męczący niż podjazd. Nadgarstki bolą. Ale widok ładny, czego zdjęcie może jakby nie oddać.
Bielsko widziane z Magurki Wilkowickiej© bezo
Z Przegibka szybki zjazd do Bielska. Nawet udało mi się wyprzedzić dwie panienki na skuterze :)
Środa, 29 lipca 2009Kategoria Spacerniak, Z dzieckami
km: | 23.80 | km teren: | 5.00 | czas: | 01:27 | km/h: | 16.41 |
No może nie tak dokońca rozjechałem. Nie całkiem w każdym razie.
Bo tak. Jedziemy sobie do lotniska. Patrząc z naszej perspektywy jest tak: ulica-krawężnik-droga rowerowa-chodnik. Częściowo rowerówką, częściowo chodnikiem idą trzy panie. Niunie w zasadzie, takie w stylu Joli Rutowicz trochę. Po krawężniku zaś posuwa w naszym kierunku dziarski dwulatek, więzami krwi ewidentnie powiązany z jedną z niuń. Ulicą zapyla auto. Niunie przywołują chłopczyka wzrokiem, zawołaniem ale nie czynem, bo po kiego, tak? Jedziemy wolniuteńko, jak cholera czekając, aż panienki zwiną potomka z pola rażenia. Będąc metr od chłopczyka i metr od niuń, rzucam okiem na panienki, żeby wiele mówiącym spojrzeniem nakłonić je do działania. Ten mój rzut okiem natychmiast wykorzystuje chłopczyk, żeby rzucić mi się pod koło. Jako że jest szybki - wygrywa. Wygrywa oraz płacze. Mama zgarnia go z podłoża i tuli do opalonej piersi. Stoję i czekam aż zacznie coś z chłopca wyciekać. Nie wycieka, więc pytam, czy jest oki. Panie obmacują i mówią, że oki. Ech... Nie bluzgałem, bo i po co.
Acha - byliśmy w Jaworzu. Gdzieś w lesie :)
Bo tak. Jedziemy sobie do lotniska. Patrząc z naszej perspektywy jest tak: ulica-krawężnik-droga rowerowa-chodnik. Częściowo rowerówką, częściowo chodnikiem idą trzy panie. Niunie w zasadzie, takie w stylu Joli Rutowicz trochę. Po krawężniku zaś posuwa w naszym kierunku dziarski dwulatek, więzami krwi ewidentnie powiązany z jedną z niuń. Ulicą zapyla auto. Niunie przywołują chłopczyka wzrokiem, zawołaniem ale nie czynem, bo po kiego, tak? Jedziemy wolniuteńko, jak cholera czekając, aż panienki zwiną potomka z pola rażenia. Będąc metr od chłopczyka i metr od niuń, rzucam okiem na panienki, żeby wiele mówiącym spojrzeniem nakłonić je do działania. Ten mój rzut okiem natychmiast wykorzystuje chłopczyk, żeby rzucić mi się pod koło. Jako że jest szybki - wygrywa. Wygrywa oraz płacze. Mama zgarnia go z podłoża i tuli do opalonej piersi. Stoję i czekam aż zacznie coś z chłopca wyciekać. Nie wycieka, więc pytam, czy jest oki. Panie obmacują i mówią, że oki. Ech... Nie bluzgałem, bo i po co.
Acha - byliśmy w Jaworzu. Gdzieś w lesie :)
Poniedziałek, 27 lipca 2009Kategoria Szczytowanie, Z dzieckami
km: | 37.10 | km teren: | 20.00 | czas: | 03:14 | km/h: | 11.47 |
Dom - Szyndzielnia (1026) - Klimczok (1117) - Błatnia (917) - Czupel (746) - Jaworze Nałęże - Wapienica - Lotnisko - Dom.
Chłopaki bardzo chcieli powtórzyć tę wycieczkę sprzed roku. Spoko. Jedyny problem, to że pracuję do 16, no i to, że za skarby nie mam ochoty wtaczać się na Szyndzielnię. Jakoś się jednak dogadaliśmy. Tzn. Michu wjechał o własnych siłach a reszta z nas o siłach kolejki linowej. Wydawało mi się ponadto, że ciut późno ruszyliśmy w teren - na Szyndzielni byliśmy ok. 18.30. Na Klimczoku nieco później.
Jak widać skrzętnie porównywaliśmy zastaną tam rzeczywistość z przewodnikiem po widoczkach. Rzeczywistość nieźle sobie radzi. Ruszyliśmy dalej. Troszkę nas trącił niepokojem Księżyc nad Błatnią.
Znaczy nie on jako kawałek kosmosu, tylko jako koleś skoligacony dość blisko z nocą. Nieco mniej niż Księżyc zaniepokoił nas Kuba, który zacząło bez ostrzeżenia lewitować.
Etam.
Potem po prostu zapadł zmrok.
Hmm... Bajka i ja mamy jeszcze jakie takie świecidełka. Niby jasne ale jednak nie terenowe. Chłopaki mają tylko takie diodowe... znaczniki pozycji w zasadzie. No i z takim sprzętem kamienisty zjazd nabiera zupełnie niespotykanego kolorytu. Doprawdy. Bajka się wywaliła, ja się wywaliłem, Misiek się wywalił (bo mu zablokowałem drogę). Kuba złapał tylko gumę.
Podsumujmy.
Byłobardzo fajnie. Rześko było. I ciemno jak cholera. Dajemy radę alemy (Kuba, Bajka i ja) to nic. Michu jest bohaterem wyprawy. Wszędzie wjechał i zewsząd zjechał. Imponujące. Oraz przerażające dla mnie. Ojca w sensie. W nocy, w górach, po ćmaku, na krechę, po kamorach!!! Olaboga!!!
Chłopaki bardzo chcieli powtórzyć tę wycieczkę sprzed roku. Spoko. Jedyny problem, to że pracuję do 16, no i to, że za skarby nie mam ochoty wtaczać się na Szyndzielnię. Jakoś się jednak dogadaliśmy. Tzn. Michu wjechał o własnych siłach a reszta z nas o siłach kolejki linowej. Wydawało mi się ponadto, że ciut późno ruszyliśmy w teren - na Szyndzielni byliśmy ok. 18.30. Na Klimczoku nieco później.
Na Klimczoku© bezo
Jak widać skrzętnie porównywaliśmy zastaną tam rzeczywistość z przewodnikiem po widoczkach. Rzeczywistość nieźle sobie radzi. Ruszyliśmy dalej. Troszkę nas trącił niepokojem Księżyc nad Błatnią.
Księżyc nad Beskidami© bezo
Znaczy nie on jako kawałek kosmosu, tylko jako koleś skoligacony dość blisko z nocą. Nieco mniej niż Księżyc zaniepokoił nas Kuba, który zacząło bez ostrzeżenia lewitować.
Lewitacja© bezo
Etam.
Potem po prostu zapadł zmrok.
Lśnienie© bezo
Hmm... Bajka i ja mamy jeszcze jakie takie świecidełka. Niby jasne ale jednak nie terenowe. Chłopaki mają tylko takie diodowe... znaczniki pozycji w zasadzie. No i z takim sprzętem kamienisty zjazd nabiera zupełnie niespotykanego kolorytu. Doprawdy. Bajka się wywaliła, ja się wywaliłem, Misiek się wywalił (bo mu zablokowałem drogę). Kuba złapał tylko gumę.
Podsumujmy.
Byłobardzo fajnie. Rześko było. I ciemno jak cholera. Dajemy radę alemy (Kuba, Bajka i ja) to nic. Michu jest bohaterem wyprawy. Wszędzie wjechał i zewsząd zjechał. Imponujące. Oraz przerażające dla mnie. Ojca w sensie. W nocy, w górach, po ćmaku, na krechę, po kamorach!!! Olaboga!!!
Czwartek, 23 lipca 2009Kategoria Kręcenie się, Z dzieckami
km: | 24.60 | km teren: | 5.00 | czas: | 01:53 | km/h: | 13.06 |
Upał trochę nas rozregulował i do 16.00 nie mogliśmy się zdecydować gdzie jechać. Propozycji było sporo a każda gorsza od poprzedniej. W efekcie Kuba zdecydował się zostać i czytać* a pozostali zdecydowali się nie zostawać.
Pojechaliśmy nad rzeczkę w Wapienicy. No ale jak przejechaliśmy się wzdłuż rzeczki, to jakoś tak wyszło, że podjechaliśmy do zapory. Jak już tam podjechaliśmy, to padł pomysł, żeby dalej trochę nad potok Barbara się przetoczyć, bo ładnie tam i w dodatku chłodno.
Jaktosię stało, że po krótkim postoju pojechaliśmy na tę pętlę nad Wapienicą, to ja nie wiem. I w zasadzie wiedzieć nie chcę, bo to absolutnie bezsensowne wylewanie potu oraz zadyszka. Nawet rower Michała trochę od tego zwariował. Wyrwał mu się i zaczął skakać po przedmiotach somojeden.
Jeśli komuś wydaje się, że to słabe i nieostre zdjęcie, to mu się wydaje. Umiemy gorzej. Bo Misiek uznał, że skoro ma samodzielny rower, to może spokojnie trzasnąć jakąś fotę w czasie zjazdu.
W sumie czemu nie?
* z tym czytaniem, to jest tak, że Kuba najpierw obejrzał słaby film "Wiedźmin". Potem obejrzał nieco mniej słaby serial "Wiedźmin". Następnie przeszedł bardzo dobrą grę "Wiedźmin". Tak więc nie pozostałomu nic innego, jak przeczytać opowiadania i sagę o Wiedźminie, co obecni z dużym zapałem czyni.
Pojechaliśmy nad rzeczkę w Wapienicy. No ale jak przejechaliśmy się wzdłuż rzeczki, to jakoś tak wyszło, że podjechaliśmy do zapory. Jak już tam podjechaliśmy, to padł pomysł, żeby dalej trochę nad potok Barbara się przetoczyć, bo ładnie tam i w dodatku chłodno.
Jaktosię stało, że po krótkim postoju pojechaliśmy na tę pętlę nad Wapienicą, to ja nie wiem. I w zasadzie wiedzieć nie chcę, bo to absolutnie bezsensowne wylewanie potu oraz zadyszka. Nawet rower Michała trochę od tego zwariował. Wyrwał mu się i zaczął skakać po przedmiotach somojeden.
Rower sam w lesie© bezo
Jeśli komuś wydaje się, że to słabe i nieostre zdjęcie, to mu się wydaje. Umiemy gorzej. Bo Misiek uznał, że skoro ma samodzielny rower, to może spokojnie trzasnąć jakąś fotę w czasie zjazdu.
Pęd© bezo
W sumie czemu nie?
* z tym czytaniem, to jest tak, że Kuba najpierw obejrzał słaby film "Wiedźmin". Potem obejrzał nieco mniej słaby serial "Wiedźmin". Następnie przeszedł bardzo dobrą grę "Wiedźmin". Tak więc nie pozostałomu nic innego, jak przeczytać opowiadania i sagę o Wiedźminie, co obecni z dużym zapałem czyni.
Środa, 22 lipca 2009Kategoria Spacerniak, Z dzieckami
km: | 55.40 | km teren: | 5.00 | czas: | 03:05 | km/h: | 17.97 |
Żeby odreagować wczorajszą Kozią, dziś machnęliśmy się do Pszczyny. Gdyby nie etap czechowicko-dziedzicki, byłaby to najfajniejsza trasa spacerowa na świecie, a tak, to jest tylko bardzo fajna. Też nieźle.
W Pszczynie jak to w Pszczynie - ładnie. Strzelono obowiązkową fotę pod pałacem.
Oraz (od jakiegoś czasu) równie obowiązkową fotę z żubrem.
Gdzie by tu jutro, hm?
W Pszczynie jak to w Pszczynie - ładnie. Strzelono obowiązkową fotę pod pałacem.
Pałac w Pszczynie© bezo
Oraz (od jakiegoś czasu) równie obowiązkową fotę z żubrem.
Incognito© bezo
Gdzie by tu jutro, hm?