Wpisy archiwalne w kategorii
Z dzieckami
Dystans całkowity: | 2496.22 km (w terenie 519.00 km; 20.79%) |
Czas w ruchu: | 167:10 |
Średnia prędkość: | 14.93 km/h |
Maksymalna prędkość: | 57.40 km/h |
Suma podjazdów: | 325150 m |
Suma kalorii: | 18391 kcal |
Liczba aktywności: | 76 |
Średnio na aktywność: | 32.85 km i 2h 11m |
Więcej statystyk |
Środa, 15 sierpnia 2007Kategoria Z dzieckami, Szczytowanie, Spacerniak, Questy
km: | 54.50 | km teren: | 15.00 | czas: | 03:27 | km/h: | 15.80 |
Dom - Bystra - Meszna - Buczkowice - Szczyrk - Przełęcz Karkoszczonka (729) - Brenna - Górki - Jaworza - Wapienica - Lotnisko - Dom.
Acha - chciałem się jeszcze wypowiedzieć w temacie "wkurw, czyli o letnikach i niedzielnych roweziarzach". Głęboko wierzę, że taki temat istnieje. Serio.
No bo Szczyrk, to spoko - nie moja piaskownica, nie moja sprawa i wpakowałem się tam ze świadomością, że jest tam słabo oraz tłok. Ale jakoś tam da się jechać razem z samochodami i nie wpadać na pieszych. Następnie przegibujemy się przez Karkoszczonkę i oczom naszym ukazuje się Brenna.
Brrnna, Brrnna, Brrnna - powtórzymy za narratorem z Little Britain - mityczna kraina długich bulwarów, długich nosów i najdłuższych orgazmów. Brrnna. Całe pół Śląska tam zjeżdża na wywczas i dobrze, bo się im należy. Chciałbym jeszcze, żeby im się należało patrzenie pod nogi, pilnowanie psów i smarkaterii, żeby nie trzeba było po tym jeździć. I chciałbym jeszcze, żeby ktoś im powiedział, że jak już wsiadają na rowery, to mają pełne prawo poruszania się prawą stroną ścieżki oraz nie mają obowiązku bycia najebanym
A najbardziej wzruszyła mnie czika blisko domu, która z zaciętą miną darło swoim ślicznym rowerkiem lewą stroną ruchliwej ulicy z lotniska, pełnej samochodów, pieszych i rowerzystów. Szczęśliwie dla idiotki wszyscy tam raczej wolniutko się przemieszczają, co nie przeszkodziło mi poczęstować babę japjerdolem świątecznym.
Brrnna, Brrnna, Brrnna...
Acha - chciałem się jeszcze wypowiedzieć w temacie "wkurw, czyli o letnikach i niedzielnych roweziarzach". Głęboko wierzę, że taki temat istnieje. Serio.
No bo Szczyrk, to spoko - nie moja piaskownica, nie moja sprawa i wpakowałem się tam ze świadomością, że jest tam słabo oraz tłok. Ale jakoś tam da się jechać razem z samochodami i nie wpadać na pieszych. Następnie przegibujemy się przez Karkoszczonkę i oczom naszym ukazuje się Brenna.
Brrnna, Brrnna, Brrnna - powtórzymy za narratorem z Little Britain - mityczna kraina długich bulwarów, długich nosów i najdłuższych orgazmów. Brrnna. Całe pół Śląska tam zjeżdża na wywczas i dobrze, bo się im należy. Chciałbym jeszcze, żeby im się należało patrzenie pod nogi, pilnowanie psów i smarkaterii, żeby nie trzeba było po tym jeździć. I chciałbym jeszcze, żeby ktoś im powiedział, że jak już wsiadają na rowery, to mają pełne prawo poruszania się prawą stroną ścieżki oraz nie mają obowiązku bycia najebanym
A najbardziej wzruszyła mnie czika blisko domu, która z zaciętą miną darło swoim ślicznym rowerkiem lewą stroną ruchliwej ulicy z lotniska, pełnej samochodów, pieszych i rowerzystów. Szczęśliwie dla idiotki wszyscy tam raczej wolniutko się przemieszczają, co nie przeszkodziło mi poczęstować babę japjerdolem świątecznym.
Brrnna, Brrnna, Brrnna...
Środa, 8 sierpnia 2007Kategoria Spacerniak, Z dzieckami
km: | 20.20 | km teren: | 0.00 | czas: | 01:20 | km/h: | 15.15 |
Dom - "Sarni Stok" - dom.
Taki tam wypad na obiad, do Empiq i po coś tam jeszcze. Acha - po taką srebrną taśmę, co to nią w amerykańskich filmach kneblują więźniów.
Taki tam wypad na obiad, do Empiq i po coś tam jeszcze. Acha - po taką srebrną taśmę, co to nią w amerykańskich filmach kneblują więźniów.
Niedziela, 5 sierpnia 2007Kategoria Z dzieckami, Spacerniak, Babcia, rodzice
km: | 107.40 | km teren: | 15.00 | czas: | 06:23 | km/h: | 16.83 |
Dom - Wapienica - Jaworze Średnie - Jaworze Nałęże - Górki Wielkie - Czarny Las - Nierodzim - Ustroń - Wisła Czarne - Ustroń, Nierodzim - Kisielów - Babcia - i nazad (bez przejazdu przez Ustroń i Wisłę ofkoz) - Dom.
Zasadniczo chodziło o to, żeby znów stówkę zrobić. Tym razem z bajkom i większą (bo starszą) połową dzieci.
Mieliśmy jechać do daczy Kaczyńskiego ale przypomniało nam się, że go nie lubimy i dojechaliśmy tylko nad zaporę.
Strasznie tam zielono.
Ale tak naprawdę zielono.
Serio.
Pobujałem się z dzieckiem na takiej huśtawce nad Wisłą.
Za co przyszedł pan i szczuł nas żmijką.
Ale ja nie o tym. Chciałem się politycznie wyrazić i rzec, że władze Wisły są słabe. Do dupy wręcz. Bo one, te władze, robią wiele, żeby doprowadzić do otwartej wojny między roweziarzami a piechurami. Ze względu na olbrzymią przewagę pieszych w tamtym rejonie, mamy przesrane.
Chodzi zasadniczo o współużytkowanie ciagów komunikacyjnych. Znaczy się jest trasa (Wiślana Trasa Rowerowa detalicznie, część rowerostrady z Wiednia), która biegnie tymi rozmaitymi bulwarami wiślańskimi. Nieno oznaczona jest pięknie. Na co drugim słupie pełno jest znaków tajemnych i run, mówiących o tym, że każden jeden rowerzysta na owym bulwarze jest w zasadzie u siebie. Problem w tym, że w czytaniu tych tajemnych znaków wyszkoleni są rowerzyści, natomiast piesi nawet nie omiatają ich wzrokiem. I tak statystycznie, średnio, mniej-więcej 100 % pieszych, jest silnie wkurwiona na rowerzystów, i każdego jednego obrzuca złymi słowami, nienawistnym spojrzeniem, lub urokiem. Bo w niedalekim Ustroniu władza na bulwarach maznęła linię, narysowała parę znaków na glebie, i zasadniczo piesi i roweziarze w drogę sobie nie wchodzą. Ale w Wiśle nichuja. Nie będą przecież bazgrali po chodnikach tylko po to, żeby jakichś tam rozruchów nie było. Nosz władzo Wisły... nosz kurwa władzy mać... toż takie rzeczy, to są normalne. Te malunki w sensie. To się sprawdza nie tylko w Ustroniu ale w paru innych miejscach na świecie też. Nawet w Warszawie. Serio.
Uch.
Aha - jeszcze jedno. Jak już jest ta ścieżka rowerowa a na jej drodze pojawia się ulica, to wypadałoby w tym miejscu zrobić jakieś przejście, co nie? Czy choćby znak dla kierowców. To tak nie działa, że jest ścieżka, potem jej nie ma, a potem znów jest. Bo łatwiej zrobić "nie ma" niż kombinować cokolwiek z ulicą. Albo władza zainwestuje w zajebiście działająca służbę medyczną i cmentarze, albo w dobrze oznakowane ścieżki i chodniki, i konsekwencję w ich prowadzeniu. Nie wystarczy mieć Małysza, żeby było git. Zresztą Małysz też z Wisły spieprza ale to inna historyjka.
ERGO - władze Wisły są naprawdę słabe.
A jak już się przebiliśmy przez te Ustronia i Wisły w te i nazad, to nasunęła mi się taka refleksja, pytanie takie, na które mogłem kiedyś znać odpowiedź - co takiego fajnego jest w miejscowościach wypoczynkowych w środku sezonu? He?
Droga wylotowa z Ustronia (część Wiślanej Trasy Rowerowej jak najbardziej).
Marne to. A wczoraj byliśmy tam. O tam daleko :)
Zasadniczo chodziło o to, żeby znów stówkę zrobić. Tym razem z bajkom i większą (bo starszą) połową dzieci.
Mieliśmy jechać do daczy Kaczyńskiego ale przypomniało nam się, że go nie lubimy i dojechaliśmy tylko nad zaporę.
Strasznie tam zielono.
Ale tak naprawdę zielono.
Serio.
Pobujałem się z dzieckiem na takiej huśtawce nad Wisłą.
Za co przyszedł pan i szczuł nas żmijką.
Ale ja nie o tym. Chciałem się politycznie wyrazić i rzec, że władze Wisły są słabe. Do dupy wręcz. Bo one, te władze, robią wiele, żeby doprowadzić do otwartej wojny między roweziarzami a piechurami. Ze względu na olbrzymią przewagę pieszych w tamtym rejonie, mamy przesrane.
Chodzi zasadniczo o współużytkowanie ciagów komunikacyjnych. Znaczy się jest trasa (Wiślana Trasa Rowerowa detalicznie, część rowerostrady z Wiednia), która biegnie tymi rozmaitymi bulwarami wiślańskimi. Nieno oznaczona jest pięknie. Na co drugim słupie pełno jest znaków tajemnych i run, mówiących o tym, że każden jeden rowerzysta na owym bulwarze jest w zasadzie u siebie. Problem w tym, że w czytaniu tych tajemnych znaków wyszkoleni są rowerzyści, natomiast piesi nawet nie omiatają ich wzrokiem. I tak statystycznie, średnio, mniej-więcej 100 % pieszych, jest silnie wkurwiona na rowerzystów, i każdego jednego obrzuca złymi słowami, nienawistnym spojrzeniem, lub urokiem. Bo w niedalekim Ustroniu władza na bulwarach maznęła linię, narysowała parę znaków na glebie, i zasadniczo piesi i roweziarze w drogę sobie nie wchodzą. Ale w Wiśle nichuja. Nie będą przecież bazgrali po chodnikach tylko po to, żeby jakichś tam rozruchów nie było. Nosz władzo Wisły... nosz kurwa władzy mać... toż takie rzeczy, to są normalne. Te malunki w sensie. To się sprawdza nie tylko w Ustroniu ale w paru innych miejscach na świecie też. Nawet w Warszawie. Serio.
Uch.
Aha - jeszcze jedno. Jak już jest ta ścieżka rowerowa a na jej drodze pojawia się ulica, to wypadałoby w tym miejscu zrobić jakieś przejście, co nie? Czy choćby znak dla kierowców. To tak nie działa, że jest ścieżka, potem jej nie ma, a potem znów jest. Bo łatwiej zrobić "nie ma" niż kombinować cokolwiek z ulicą. Albo władza zainwestuje w zajebiście działająca służbę medyczną i cmentarze, albo w dobrze oznakowane ścieżki i chodniki, i konsekwencję w ich prowadzeniu. Nie wystarczy mieć Małysza, żeby było git. Zresztą Małysz też z Wisły spieprza ale to inna historyjka.
ERGO - władze Wisły są naprawdę słabe.
A jak już się przebiliśmy przez te Ustronia i Wisły w te i nazad, to nasunęła mi się taka refleksja, pytanie takie, na które mogłem kiedyś znać odpowiedź - co takiego fajnego jest w miejscowościach wypoczynkowych w środku sezonu? He?
Droga wylotowa z Ustronia (część Wiślanej Trasy Rowerowej jak najbardziej).
Marne to. A wczoraj byliśmy tam. O tam daleko :)
Sobota, 4 sierpnia 2007Kategoria Z dzieckami, Questy
km: | 110.00 | km teren: | 30.00 | czas: | 06:40 | km/h: | 16.50 |
Dom - Mazańcowice - Międzyrzecze (Dolne lub Górne - nie wiadomo) - Rudzica - Iłownica - Zaborze - Mnich - Chybie - Zabłocie - Strumień - jakieś bagno - Pszczyna - Goczałkowice Zdrój (PKP) - zapora - Zabrzeg - Czechowice-Dziedzice - dom.
Z mniejszą, bo młodszą częścią dzieci, bo Misiek miał dziś zły dzień. I z bajką oczywiście. Założenie było, że trza dziś machnąć stówę.
Ruszyliśmy zatem, mając góry po lewo...
a Pola Rohanu po prawo.
Mieliśmy się zasadniczo trzymać Wiślanej Trasy Rowerowej, która momentami prezentuje sobą dość niski poziom.
A czasami niski poziom prezentują jakieś chujki, które robią tak:
Czasami jedzie się piękną lasostradą.
A czasami...
Takie zagubienie pośród traw i mokradeł, to efekt dość marnego oznakowania czasy (momentami) oraz działalności społeczeństwa, które lubi dla jaj zrywać tabliczki. Późniejsze ustalanie jedynej właściwej drogi nie odbywało się jakoś dramatycznie jednomyślnie.
Jestem większy, więc wiadomo, że mam rację. Tym razem racja wyglądała jakoś tak.
W nagrodę nieco później racja wyglądała już tak.
Poza tym, gdybym nie miał racji, to jakim cudem jedlibyśmy później lody w Pszczynie, he?
Potem jazda na orientację do Goczałkowic i na zaporę ale zaczęło trochę zmierzchać...
... więc zakończyliśmy questa i wróciliśmy do dom.
Jeśli jutro pogoda dopisze, to... to do jutra :)
Z mniejszą, bo młodszą częścią dzieci, bo Misiek miał dziś zły dzień. I z bajką oczywiście. Założenie było, że trza dziś machnąć stówę.
Ruszyliśmy zatem, mając góry po lewo...
a Pola Rohanu po prawo.
Mieliśmy się zasadniczo trzymać Wiślanej Trasy Rowerowej, która momentami prezentuje sobą dość niski poziom.
A czasami niski poziom prezentują jakieś chujki, które robią tak:
Czasami jedzie się piękną lasostradą.
A czasami...
Takie zagubienie pośród traw i mokradeł, to efekt dość marnego oznakowania czasy (momentami) oraz działalności społeczeństwa, które lubi dla jaj zrywać tabliczki. Późniejsze ustalanie jedynej właściwej drogi nie odbywało się jakoś dramatycznie jednomyślnie.
Jestem większy, więc wiadomo, że mam rację. Tym razem racja wyglądała jakoś tak.
W nagrodę nieco później racja wyglądała już tak.
Poza tym, gdybym nie miał racji, to jakim cudem jedlibyśmy później lody w Pszczynie, he?
Potem jazda na orientację do Goczałkowic i na zaporę ale zaczęło trochę zmierzchać...
... więc zakończyliśmy questa i wróciliśmy do dom.
Jeśli jutro pogoda dopisze, to... to do jutra :)
Czwartek, 2 sierpnia 2007Kategoria Spacerniak, Z dzieckami
km: | 50.30 | km teren: | 0.00 | czas: | 03:13 | km/h: | 15.64 |
Dom - Czechowice-Dziedzice - zapora w Goczałkowicach i z powrotem.
Głównym celem był przegląd niedawno zakupionego roweru potomskiego (potomstwowego?). Reszta, to zwyczajne pójście na żywioł :)
Podczas chodzenia na żywioł zwiedzono całkiem zepsuty ośrodek wczasowy:
Cudna rzecz takie zepsute ośrodki wczasowe. Szkoda, że nieużyteczna.
Potem trenowałem robienie zdjęć w czasie jazdy. Raczej bardzo artystyczna sprawa.
bajka została przy ujęciach bardzie statycznych.
Rzuciliśmy okiem na "nasze" góry widziane z zapory:
I wróciliśmy do domu. Znaczy najpierw zrobiliśmy zakupy. Nie, nie. Nic interesującego. Spożywcze takie.
Głównym celem był przegląd niedawno zakupionego roweru potomskiego (potomstwowego?). Reszta, to zwyczajne pójście na żywioł :)
Podczas chodzenia na żywioł zwiedzono całkiem zepsuty ośrodek wczasowy:
Cudna rzecz takie zepsute ośrodki wczasowe. Szkoda, że nieużyteczna.
Potem trenowałem robienie zdjęć w czasie jazdy. Raczej bardzo artystyczna sprawa.
bajka została przy ujęciach bardzie statycznych.
Rzuciliśmy okiem na "nasze" góry widziane z zapory:
I wróciliśmy do domu. Znaczy najpierw zrobiliśmy zakupy. Nie, nie. Nic interesującego. Spożywcze takie.
Środa, 1 sierpnia 2007Kategoria Kręcenie się, Z dzieckami
km: | 24.10 | km teren: | 0.00 | czas: | 01:37 | km/h: | 14.91 |
Dom - Błonia - Tuitam - lotnicho - dom.
Spacerniak połączony z gapieniem się na skejtparkowców na rozmaitych urządzeniach oraz z półtoragodzinnym czekaniem na bajkę, co to ona jakieś tam sprawy pracowe załatwiała.
Spacerniak połączony z gapieniem się na skejtparkowców na rozmaitych urządzeniach oraz z półtoragodzinnym czekaniem na bajkę, co to ona jakieś tam sprawy pracowe załatwiała.
Sobota, 28 lipca 2007Kategoria Kręcenie się, Spacerniak, Z dzieckami
km: | 54.40 | km teren: | 0.00 | czas: | 03:11 | km/h: | 17.09 |
Dom - Straconka - Przełęcz Przegibek (663) - Międzybrodzie Bialskie - Międzybrodzie Żywieckie - Tresna - Zarzecze - Łodygowice - Rybarzowice - Bystra - Dom (wcześniej troszkę po mieście do bankomatu).
Z Przegibka szybkościowy zjazd (61,8 km/h) a dziecka, to chyba z 70.
Właściwie, to mieliśmy jechać do Rybarzowic do Agnese w odwiedziny, ale jakoś tak nas naokoło rzuciło. Fajna pogoda ale w drodze powrotnej, pod samym domem dopadł nas deszcz. Co mieliśmy zrobić? Zmokliśmy se do suchej nitki na ostatnich 500 metrach dla żartu :).
Z Przegibka szybkościowy zjazd (61,8 km/h) a dziecka, to chyba z 70.
Właściwie, to mieliśmy jechać do Rybarzowic do Agnese w odwiedziny, ale jakoś tak nas naokoło rzuciło. Fajna pogoda ale w drodze powrotnej, pod samym domem dopadł nas deszcz. Co mieliśmy zrobić? Zmokliśmy se do suchej nitki na ostatnich 500 metrach dla żartu :).
Czwartek, 26 lipca 2007Kategoria Szczytowanie, Z dzieckami
km: | 23.10 | km teren: | 15.00 | czas: | 02:19 | km/h: | 9.97 |
Dom - Dębowiec(520) - Szyndzielnia (1026) - Dębowiec - Lotnisko - Dom.
Suche fakty są fajne, bo są suche a nie zapocone jak ja, wdzierający się na Szyndzielnię. Gdybym wpadł dziś na pomysł i przed wyruszeniem na wycieczeńkę sprawdził se biorytm detalicznie fizyczny, to z całą pewnościa zawołałbym "oł słit mazer of dżizas" i udał się na browca w sandałkach. Co ja się dziś namęczyłem, to ludzkie pojęcie przechodzi. Dobrze, że tam ładnie przynajmniej.
Jak już z młodszym potomstwem wjechaliśmy na górę, to rozpoczęliśmy poszukiwania potomstwa starszego, które wyrwało już u podnóża hory jak szalone i zniknęło nam w oddali. To starsze jest super fajne tak samo jak młodsze, ale ma jedną cechę różniącą go od większości potomstw na świecie. Otóż ono się gubi. Zawsze i wszędzie. Taki genetyczny LOST.
Szukaliśmy zatem.
Rzucaliśmy spojrzenia, wołaliśmy, dzwoniliśmy do jego poczty głosowej. Ale i tak skończyło się na objechaniu punktów domyślnych i dziecko ofkoz znalazło się w ostatnim z nich, czyli przy górnej stacji kolejki linowej. Czekał se chłopak cierpliwie wiedząc, że i tak go jakoś namierzymy.
No a potem zjazd. Fajny jest.
Te bliższe dziury są dzisiejsze, te dalsze to mają już chyba ze trzy dni. Poza tym była tam jeszcze śliczna dziura w oponie, co to ona miała dziś swój ostatni dojazd. Ta opona.
W rowerze młodszej części potomstwa kamol ślicznie przyjebał w blat z przodu i go nieco pokiereszował. Mi natomiast letko pogięło obręcz tylną.
Downhill kurwa jego mać - jak mógłby powiedzieć poeta.
I pośród tego potu, tych nieszczęść rozmaitych i w ogóle, zabawiałem się refleksjami różnymi. Czy ja nie mogę mieć jakiegoś normalnego kryzysu wieku średniego, i jak wszyscy Pazurowie, Wojewódzccy i inni tacy kupić se Porsche, i mieć sprawę z głowy? Nie kurwa - rower se wymyśliłem.
Ech... weekend za pasem i trza coś wykombinować questowego :)
Suche fakty są fajne, bo są suche a nie zapocone jak ja, wdzierający się na Szyndzielnię. Gdybym wpadł dziś na pomysł i przed wyruszeniem na wycieczeńkę sprawdził se biorytm detalicznie fizyczny, to z całą pewnościa zawołałbym "oł słit mazer of dżizas" i udał się na browca w sandałkach. Co ja się dziś namęczyłem, to ludzkie pojęcie przechodzi. Dobrze, że tam ładnie przynajmniej.
Jak już z młodszym potomstwem wjechaliśmy na górę, to rozpoczęliśmy poszukiwania potomstwa starszego, które wyrwało już u podnóża hory jak szalone i zniknęło nam w oddali. To starsze jest super fajne tak samo jak młodsze, ale ma jedną cechę różniącą go od większości potomstw na świecie. Otóż ono się gubi. Zawsze i wszędzie. Taki genetyczny LOST.
Szukaliśmy zatem.
Rzucaliśmy spojrzenia, wołaliśmy, dzwoniliśmy do jego poczty głosowej. Ale i tak skończyło się na objechaniu punktów domyślnych i dziecko ofkoz znalazło się w ostatnim z nich, czyli przy górnej stacji kolejki linowej. Czekał se chłopak cierpliwie wiedząc, że i tak go jakoś namierzymy.
No a potem zjazd. Fajny jest.
Te bliższe dziury są dzisiejsze, te dalsze to mają już chyba ze trzy dni. Poza tym była tam jeszcze śliczna dziura w oponie, co to ona miała dziś swój ostatni dojazd. Ta opona.
W rowerze młodszej części potomstwa kamol ślicznie przyjebał w blat z przodu i go nieco pokiereszował. Mi natomiast letko pogięło obręcz tylną.
Downhill kurwa jego mać - jak mógłby powiedzieć poeta.
I pośród tego potu, tych nieszczęść rozmaitych i w ogóle, zabawiałem się refleksjami różnymi. Czy ja nie mogę mieć jakiegoś normalnego kryzysu wieku średniego, i jak wszyscy Pazurowie, Wojewódzccy i inni tacy kupić se Porsche, i mieć sprawę z głowy? Nie kurwa - rower se wymyśliłem.
Ech... weekend za pasem i trza coś wykombinować questowego :)
Piątek, 20 lipca 2007Kategoria Z dzieckami, Spacerniak
km: | 21.90 | km teren: | 6.00 | czas: | 01:33 | km/h: | 14.13 |
Dom - Jaworza rozmaite i z powrotem.
Z bajką i dzieckami na łono przyrody, czyli "Close to my house. Part III".
Ostanie zdjątko, jak widać, przedstawia krzaczycho pełne smakowitych jeżnek. Doprawdy wyborne. Ale nawet doprawdy wyborne jeżynki mają wredną taką jedną cechę. Otóż wokół nich płożą się rozmaite kolczaste gałęzie. Nierzadko na drodze się płożą. Konsekwencją owego płożenia oraz w minimalnym stopniu nieuwagi połowy potomstwa, podtrzymaliśmy tradycję. Oto ona.
Jebutny kolec wylizał dwie dziurwy. Miła wycieczka :)
Z bajką i dzieckami na łono przyrody, czyli "Close to my house. Part III".
Ostanie zdjątko, jak widać, przedstawia krzaczycho pełne smakowitych jeżnek. Doprawdy wyborne. Ale nawet doprawdy wyborne jeżynki mają wredną taką jedną cechę. Otóż wokół nich płożą się rozmaite kolczaste gałęzie. Nierzadko na drodze się płożą. Konsekwencją owego płożenia oraz w minimalnym stopniu nieuwagi połowy potomstwa, podtrzymaliśmy tradycję. Oto ona.
Jebutny kolec wylizał dwie dziurwy. Miła wycieczka :)
Środa, 18 lipca 2007Kategoria Spacerniak, Z dzieckami
km: | 21.20 | km teren: | 10.00 | czas: | 01:26 | km/h: | 14.79 |
Dom - Cieszyńską do rzeczki - Wapienica - zapora - lotnicho - dom.
Jak tradycja nakazuje...
... odcinek pt. "Pinezka". Mimo, że posiadam już odpowiednią dętkę, to wykonałem łatańsko, bo jakoś tak myśl o uchrzanieniu się manewrami przy tylnym kole nie napełniła mnie entuzjazmem. Tajemniczy jasny farfocel na oponie jest znacznikiem wcześniejszego pobytu pinezki. Taki ze mnie pomysłowy koleżka.
I ponownie wracamy do rozważań z cyklu "Dlaczego lubię Bielsko".
Dziś część pt. "Close to my house. Part II".
Jak tradycja nakazuje...
... odcinek pt. "Pinezka". Mimo, że posiadam już odpowiednią dętkę, to wykonałem łatańsko, bo jakoś tak myśl o uchrzanieniu się manewrami przy tylnym kole nie napełniła mnie entuzjazmem. Tajemniczy jasny farfocel na oponie jest znacznikiem wcześniejszego pobytu pinezki. Taki ze mnie pomysłowy koleżka.
I ponownie wracamy do rozważań z cyklu "Dlaczego lubię Bielsko".
Dziś część pt. "Close to my house. Part II".