Wpisy archiwalne w kategorii
Spacerniak
Dystans całkowity: | 3015.84 km (w terenie 509.00 km; 16.88%) |
Czas w ruchu: | 202:30 |
Średnia prędkość: | 14.89 km/h |
Maksymalna prędkość: | 50.80 km/h |
Suma podjazdów: | 136100 m |
Suma kalorii: | 11270 kcal |
Liczba aktywności: | 84 |
Średnio na aktywność: | 35.90 km i 2h 24m |
Więcej statystyk |
Czwartek, 3 lipca 2008Kategoria Spacerniak, Z dzieckami
km: | 11.10 | km teren: | 0.00 | czas: | 00:44 | km/h: | 15.14 |
"Odprowadzilimy" Bajkę na dyżur i bujnęliśmy się w nocny rajd w poszukiwaniu żelków.
Niedziela, 29 czerwca 2008Kategoria Spacerniak, Z dzieckami
km: | 27.30 | km teren: | 0.00 | czas: | 01:44 | km/h: | 15.75 |
Sobota, 21 czerwca 2008Kategoria Spacerniak, Z dzieckami
km: | 14.00 | km teren: | 5.00 | czas: | 00:55 | km/h: | 15.27 |
Dom - Cieszyńska - nad rzeczką - Wapienica- lotnicho - dom.
Pierwszy wakacyjny test-drive z chłopakami. Wyskoczyliśmy sobie na obiad nad rzeczkę. Bajka wykonała przed południem również swój pierwszy od miesięcy test-drive ale postanowiła jeszcze chwilę poczekać, bo nie jest jeszcze super bardzo oki, więc nie ma co kusić losu.
Chłopaki prócz testowania swoich sił na pofałdowanym, testowali też nowe plecaczki z bukłakami a w przypadku Kuby - nowy rower.
Testy wypadły pomyślnie, więc zaczniemy powoli zwiększać dystanse po to, bym za jakiś tydzień nie mógł ich dogonić itd. Standard czyli :)
Pierwszy wakacyjny test-drive z chłopakami. Wyskoczyliśmy sobie na obiad nad rzeczkę. Bajka wykonała przed południem również swój pierwszy od miesięcy test-drive ale postanowiła jeszcze chwilę poczekać, bo nie jest jeszcze super bardzo oki, więc nie ma co kusić losu.
Chłopaki prócz testowania swoich sił na pofałdowanym, testowali też nowe plecaczki z bukłakami a w przypadku Kuby - nowy rower.
Testy wypadły pomyślnie, więc zaczniemy powoli zwiększać dystanse po to, bym za jakiś tydzień nie mógł ich dogonić itd. Standard czyli :)
Niedziela, 15 czerwca 2008Kategoria Szczytowanie, Spacerniak, Sam
km: | 55.70 | km teren: | 0.00 | czas: | 03:54 | km/h: | 14.28 |
Dom-Straconka-Przegibek(663)-Międzybrodzie Bialskie-Żywieckie-Tresna-Bierna-Łodygowice-Wilkowice-Bystra-Dom.
I zahaczyłem jeszcze o Górską Szkołę Szybowcową "Żar".
Najpierw z wysiłkiem wturlałem się na Przegibek. Tzn. nie żeby jakoś strasznie ale ostatni raz byłem tam prawie rok temu.
Zadowolony jestem z powodu: brak tłoku. Wstałem o świcie i na Przegibku byłem ok. 8.00, czyli zanim kierowcy się obudzą.
Potem pojechałem sobie pod internat GSS "Żar", popatrzeć czy glajciarze wciąż w taki sam sposób jak kiedyś czekają na warun. Otóż czekają.
Jestem incognito, żeby ta banda za mną nie zauważyła, że ich fotografuję.
Dla niepoznaki zrobiłem jeszcze zdjęcie Punktu A, czyli zapory w Tresnej, oraz pierwszego dziś porannego szybowca, który sposobił się do lotu.
Dla zmyłki będąc na zaporze, zrobiłem też zdjęcie Punktu B, czyli rzeczonego internatu.
Potem wróciłem umęczony do domu.
A w ogóle, to zbierając się rano, myślałem, że wezmę do plecaczka tylko bluzę z długim rękawem, bo przecież spoko. Coś mnie tknęło i zapakowałem też kurtkę.
Oj mądry ja.
Na zjeździe z Przegibka tak mnie wypiździło, że aż przykro. Kurtka uratowała mi życie z jeszcze innego powodu. Otóż nabyty ostatnio plecak wyposażony w produkt camelbakpodobny, okazał się bardzo fajny. Plecak w sensie. Bukłak dla odmiany jest porażką. Cieknie. Tzn. cieknie, jeśli jest zatankowany do pełna. Przez zamknięcie cieknie wprost na moje plecy w części nerkowej. Przy takiej pogodzie jak dziś, i przy tych zimnych zjazdach, można sobie całkiem ładnie przeziębić człowieka.
Bad, bad bukłak.
I zahaczyłem jeszcze o Górską Szkołę Szybowcową "Żar".
Najpierw z wysiłkiem wturlałem się na Przegibek. Tzn. nie żeby jakoś strasznie ale ostatni raz byłem tam prawie rok temu.
Zadowolony jestem z powodu: brak tłoku. Wstałem o świcie i na Przegibku byłem ok. 8.00, czyli zanim kierowcy się obudzą.
Potem pojechałem sobie pod internat GSS "Żar", popatrzeć czy glajciarze wciąż w taki sam sposób jak kiedyś czekają na warun. Otóż czekają.
Jestem incognito, żeby ta banda za mną nie zauważyła, że ich fotografuję.
Dla niepoznaki zrobiłem jeszcze zdjęcie Punktu A, czyli zapory w Tresnej, oraz pierwszego dziś porannego szybowca, który sposobił się do lotu.
Dla zmyłki będąc na zaporze, zrobiłem też zdjęcie Punktu B, czyli rzeczonego internatu.
Potem wróciłem umęczony do domu.
A w ogóle, to zbierając się rano, myślałem, że wezmę do plecaczka tylko bluzę z długim rękawem, bo przecież spoko. Coś mnie tknęło i zapakowałem też kurtkę.
Oj mądry ja.
Na zjeździe z Przegibka tak mnie wypiździło, że aż przykro. Kurtka uratowała mi życie z jeszcze innego powodu. Otóż nabyty ostatnio plecak wyposażony w produkt camelbakpodobny, okazał się bardzo fajny. Plecak w sensie. Bukłak dla odmiany jest porażką. Cieknie. Tzn. cieknie, jeśli jest zatankowany do pełna. Przez zamknięcie cieknie wprost na moje plecy w części nerkowej. Przy takiej pogodzie jak dziś, i przy tych zimnych zjazdach, można sobie całkiem ładnie przeziębić człowieka.
Bad, bad bukłak.
Niedziela, 1 czerwca 2008Kategoria Spacerniak, Sam
km: | 102.40 | km teren: | 30.00 | czas: | 06:34 | km/h: | 15.59 |
A spacer taki wokół zbiornika w Goczałkowicach.
Dziś był wiatr, więc spoko. A propos "wiatr". Pomyślałem sobie, że jak kupować auto, to np. takie o.
No bo to prawo jazdy mi się odnawia i w ogóle, tak? Ciekawe, czy robią bagażniki na rowery do R8?
Tymczasem jednak rowerem bez R8 wybrałem się na wycieczkę znaną i lubianą Wiślaną Trasą Rowerową. Dbają nam o nią jak o swoją ci samorządowcy. Nawierzchnie nowe kładą i w ogóle miodzio.
Ta Wiślana, to taka trekingowa w założeniu. Część Eurovelo itd. Czyli można się spodziewać, że tabuny Wiedeńczyków będą śmigały tędy objuczone jak wielbłądy. Cały kaman jest o to, że ten milusio wyglądający szutrek nie jest milusi.
To nie moja lampeczka tylko kogoś, komu ją wytrzęsło. To tylko trzy kilometry ale dosłownie dają w dupę.
Dalej już spoczko.
Pachnący jak cholera las.
Altocumulus z ambicjami na cumulonimbusa (się mu nie udało - obserwowałem drania).
Dróżki pośród pól zielonych (z tą dzięcieliną pałą itd.).
Oraz pośród tych pól ustawione drogowskazy, co i owszem cieszy.
Niestety nie wszędzie te znaki i nie zawsze widoczne, więc się obawiałem, że tradycyjnie zagubię się w dziczy ale nie. Błękitna toń jeziora oraz siniejące w oddali góry pozwoliły mi się odnaleźć w przestrzeni.
Potem tylko zamiast na zaporę w Goczałkowicach trafiłem do Goczałkowic Zdroju ale nic to.
No i tragedia mi się przytrafiła mniej więcej tu.
Mój hołm słit hołm jest mniej więcej pod tą największą górką siniącą się blado w oddali. Czyli jakieś 40 km od miejsca zrobienia foty. No i tam właśnie skończyło mi się picie. Niedziela, wokół same wiochy i brak stacji benzynowej przez 20 km. Jak wiatr do tej stacji pędziłem normalnie. Dzięki temu na zaporze dostałem komplement. Siedziała se tam grupka młodych bajkerów z okolicznych siół. I jak ich mijałem, to jeden powiedział - Zoba, taki stary a jak zapierdala.
No, tak było. Chciałem dodać, że aż tak stary w sumie nie, a jechałem 25 km/h, więc zapierdol raczej taki se. Jednak brutalne oponki dodają pędowi atrakcyjnego gwizdu, który raduje me serce i przysparza mi komplementów od przemiłej młodzieży :).
Poza tym troszkę mnie stópki napierdzielają w tych spd'ach. Nie wiem, czy to wina słabych butów Accenta, na które się połaszczyłem, czy co. Wiem, że wcześniej miałem źle toto ustawione. Ale poprawiłem i zrobiło się znacznie lepiej. Nie na tyle jednak, żeby mnie uszczęśliwić. Muszę po jakimś czasie robić sobie 2 minuty przerwy albo cały czas wyczyniać gimnastykę palcami, bo inaczej drętwieją. W normalnych butach ma się podeszwę, która jednak sporo amortyzuje. Tu natomiast jestem przypięty na sztywno i wszelkie wibracje z pedała dają mi bezpośrednio w stopę. Muszę popracować nad jakąś zmyślną wkładką. A może to coś zupełnie innego?
Dziś był wiatr, więc spoko. A propos "wiatr". Pomyślałem sobie, że jak kupować auto, to np. takie o.
No bo to prawo jazdy mi się odnawia i w ogóle, tak? Ciekawe, czy robią bagażniki na rowery do R8?
Tymczasem jednak rowerem bez R8 wybrałem się na wycieczkę znaną i lubianą Wiślaną Trasą Rowerową. Dbają nam o nią jak o swoją ci samorządowcy. Nawierzchnie nowe kładą i w ogóle miodzio.
Ta Wiślana, to taka trekingowa w założeniu. Część Eurovelo itd. Czyli można się spodziewać, że tabuny Wiedeńczyków będą śmigały tędy objuczone jak wielbłądy. Cały kaman jest o to, że ten milusio wyglądający szutrek nie jest milusi.
To nie moja lampeczka tylko kogoś, komu ją wytrzęsło. To tylko trzy kilometry ale dosłownie dają w dupę.
Dalej już spoczko.
Pachnący jak cholera las.
Altocumulus z ambicjami na cumulonimbusa (się mu nie udało - obserwowałem drania).
Dróżki pośród pól zielonych (z tą dzięcieliną pałą itd.).
Oraz pośród tych pól ustawione drogowskazy, co i owszem cieszy.
Niestety nie wszędzie te znaki i nie zawsze widoczne, więc się obawiałem, że tradycyjnie zagubię się w dziczy ale nie. Błękitna toń jeziora oraz siniejące w oddali góry pozwoliły mi się odnaleźć w przestrzeni.
Potem tylko zamiast na zaporę w Goczałkowicach trafiłem do Goczałkowic Zdroju ale nic to.
No i tragedia mi się przytrafiła mniej więcej tu.
Mój hołm słit hołm jest mniej więcej pod tą największą górką siniącą się blado w oddali. Czyli jakieś 40 km od miejsca zrobienia foty. No i tam właśnie skończyło mi się picie. Niedziela, wokół same wiochy i brak stacji benzynowej przez 20 km. Jak wiatr do tej stacji pędziłem normalnie. Dzięki temu na zaporze dostałem komplement. Siedziała se tam grupka młodych bajkerów z okolicznych siół. I jak ich mijałem, to jeden powiedział - Zoba, taki stary a jak zapierdala.
No, tak było. Chciałem dodać, że aż tak stary w sumie nie, a jechałem 25 km/h, więc zapierdol raczej taki se. Jednak brutalne oponki dodają pędowi atrakcyjnego gwizdu, który raduje me serce i przysparza mi komplementów od przemiłej młodzieży :).
Poza tym troszkę mnie stópki napierdzielają w tych spd'ach. Nie wiem, czy to wina słabych butów Accenta, na które się połaszczyłem, czy co. Wiem, że wcześniej miałem źle toto ustawione. Ale poprawiłem i zrobiło się znacznie lepiej. Nie na tyle jednak, żeby mnie uszczęśliwić. Muszę po jakimś czasie robić sobie 2 minuty przerwy albo cały czas wyczyniać gimnastykę palcami, bo inaczej drętwieją. W normalnych butach ma się podeszwę, która jednak sporo amortyzuje. Tu natomiast jestem przypięty na sztywno i wszelkie wibracje z pedała dają mi bezpośrednio w stopę. Muszę popracować nad jakąś zmyślną wkładką. A może to coś zupełnie innego?
Niedziela, 27 kwietnia 2008Kategoria Sam, Spacerniak
km: | 53.70 | km teren: | 7.00 | czas: | 03:12 | km/h: | 16.78 |
Dom - Czechowice - Goczałkowice zapora i nazad.
Zasadniczo, to pojechałem po coś tam do apteki dla Bajki. A skoro apteka dyżurna okazała się dość daleko, to tak jakoś podjechałem popatrzeć na komin w Czechowicach. Nie byle jaki komin.
Ten po lewej stoi jakieś 200 m dalej niż kolos i ten lewy, jest dość sporym kominem. Takim normalnym jak to przy jakichś elektrociepłowniach czy czymś takim se stoją. Ten duży natomiast, to jest bydle. Jak dobrze pamiętam, to ma 225 m wysokości i jest drugim pod tym względem bydlęciem w Polsce. Robi sukinsyn wrażenie.
Z tej perspektywy, to ten lewy jest ze 200 m bliżej.
Ale nie o tym. Chciałem tylko nadmienić, że na zaporze w Goczałkowicach panował dziś ruch. Mało dziwne, jeśli weźmie się pod uwagę pogodę.
Wracając do dom rzuciłem okiem na siniejące w oddali górki...
... oraz na rakiety średniego zasięgu.
Co to się ludziom układa w głowach, to ja nie wiem. W każdym razie reklama w taktycznym punkcie jest i uwagę zwraca.
Poza tym, to dupa trochę mnie boli. Etam...
Zasadniczo, to pojechałem po coś tam do apteki dla Bajki. A skoro apteka dyżurna okazała się dość daleko, to tak jakoś podjechałem popatrzeć na komin w Czechowicach. Nie byle jaki komin.
Ten po lewej stoi jakieś 200 m dalej niż kolos i ten lewy, jest dość sporym kominem. Takim normalnym jak to przy jakichś elektrociepłowniach czy czymś takim se stoją. Ten duży natomiast, to jest bydle. Jak dobrze pamiętam, to ma 225 m wysokości i jest drugim pod tym względem bydlęciem w Polsce. Robi sukinsyn wrażenie.
Z tej perspektywy, to ten lewy jest ze 200 m bliżej.
Ale nie o tym. Chciałem tylko nadmienić, że na zaporze w Goczałkowicach panował dziś ruch. Mało dziwne, jeśli weźmie się pod uwagę pogodę.
Wracając do dom rzuciłem okiem na siniejące w oddali górki...
... oraz na rakiety średniego zasięgu.
Co to się ludziom układa w głowach, to ja nie wiem. W każdym razie reklama w taktycznym punkcie jest i uwagę zwraca.
Poza tym, to dupa trochę mnie boli. Etam...
Czwartek, 24 kwietnia 2008Kategoria Sam, Spacerniak
km: | 20.30 | km teren: | 0.00 | czas: | 01:28 | km/h: | 13.84 |
Niedziela, 20 kwietnia 2008Kategoria Spacerniak, Sam
km: | 31.00 | km teren: | 5.00 | czas: | 02:19 | km/h: | 13.38 |
Dom - Straconka - Tesco na Warszawskiej - Wapienica - lotnisko - dom.
Się kręciłem. Sam. O proszę.
Pogoda rzekłbym spoko a roweziarzy jak na receptę. No trudno.
Lumpowie robili sobie ognicho.
I powiem szczerze, że to raczej smutny obrazek.
Smutne (w innej kategorii wagowej) jest też takie coś.
Łodafak normalnie. Nie, żebym był jakimś eko-świrem czy coś. Ale myślę sobie, że takie bezmózgowe wrzucanie tego całego syfu do rzeczek czy w inne krzaki, to kurwisyństwo genetycznie bez skazy. Bajkerzy też dokładają swoje dwadzieścia parę cali.
Ale naprawianiem świata i wyrywaniem chwastów zajmę się w innym odcinku (ten chwast, to koleś z VW Transportera, z którym wymieniliśmy uprzejmości na jednym przejściu, na które on raczył wtargnąć, a przez które ja metodą hulajnożną się przetaczałem - na zielonym kurna). Tak więc to wszystko będzie w innym odcinku, bo teraz będzie wrrr - czyli odgłos jaki wydaje mój pojazd na asfalcie :)
Się kręciłem. Sam. O proszę.
Pogoda rzekłbym spoko a roweziarzy jak na receptę. No trudno.
Lumpowie robili sobie ognicho.
I powiem szczerze, że to raczej smutny obrazek.
Smutne (w innej kategorii wagowej) jest też takie coś.
Łodafak normalnie. Nie, żebym był jakimś eko-świrem czy coś. Ale myślę sobie, że takie bezmózgowe wrzucanie tego całego syfu do rzeczek czy w inne krzaki, to kurwisyństwo genetycznie bez skazy. Bajkerzy też dokładają swoje dwadzieścia parę cali.
Ale naprawianiem świata i wyrywaniem chwastów zajmę się w innym odcinku (ten chwast, to koleś z VW Transportera, z którym wymieniliśmy uprzejmości na jednym przejściu, na które on raczył wtargnąć, a przez które ja metodą hulajnożną się przetaczałem - na zielonym kurna). Tak więc to wszystko będzie w innym odcinku, bo teraz będzie wrrr - czyli odgłos jaki wydaje mój pojazd na asfalcie :)
Sobota, 19 kwietnia 2008Kategoria Spacerniak, Sam, Kręcenie się
km: | 23.20 | km teren: | 5.00 | czas: | 01:55 | km/h: | 12.10 |
Dom - Krakowska (rekonesans mieszkaniowy) - Piastowska - Cieszyńska - okolice Wapienicy - Łowiecka, lotnicho - dom.
W poszukiwaniu nowego mieszkania machnąłem się na drugi koniec miasta. Takie se ale się zobaczy. Skoro Lotto nie wywiązuje się z obietnic, to ja nie mam narazie podstaw do kapryszenia. Trza brać co się trafia.
Odwaliwszy obowiązek uderzyłem w spacer po wapienickich borach, czy czymś tam. Zafrapowali mnie miejscowi pijaczkowie, którzy nie ustają w wysiłkach, by poprawić estetykę okolicy.
Japierdziu co za barany.
Następnie zaobserwowałem przyrodę, która wyraźnie przechodzi w fazę intensywnej wegetacji.
Ładne rzeczy. Kolejną przyrodę zdjąłem dla Bike'i, która wciąż choruje i raczej nie jest jej z tym za dobrze.
Zoba Bajka jaka fajna przyroda :) Oraz las daje silnie z ptaszków a ptaszki dają intensywnie z ćwierków. Żadne tam ćwir ćwir, tylko regularne darcie ryja. Super :)
W poszukiwaniu nowego mieszkania machnąłem się na drugi koniec miasta. Takie se ale się zobaczy. Skoro Lotto nie wywiązuje się z obietnic, to ja nie mam narazie podstaw do kapryszenia. Trza brać co się trafia.
Odwaliwszy obowiązek uderzyłem w spacer po wapienickich borach, czy czymś tam. Zafrapowali mnie miejscowi pijaczkowie, którzy nie ustają w wysiłkach, by poprawić estetykę okolicy.
Japierdziu co za barany.
Następnie zaobserwowałem przyrodę, która wyraźnie przechodzi w fazę intensywnej wegetacji.
Ładne rzeczy. Kolejną przyrodę zdjąłem dla Bike'i, która wciąż choruje i raczej nie jest jej z tym za dobrze.
Zoba Bajka jaka fajna przyroda :) Oraz las daje silnie z ptaszków a ptaszki dają intensywnie z ćwierków. Żadne tam ćwir ćwir, tylko regularne darcie ryja. Super :)
Niedziela, 13 kwietnia 2008Kategoria Sam, Kręcenie się, Spacerniak
km: | 20.70 | km teren: | 6.00 | czas: | 01:32 | km/h: | 13.50 |
Dom - Sarni Stok - Wapienica - lotnisko - dom.
Taki tam ćwiczebny trip dla sprawdzenia nowego napędu, nowego licznika i starego bezo.
Jest tak, że przerzuctwo trza trochę doregulować i będzie miodzio. Licznik miodzio a bezo..? No cóż. Nie mam wątpliwości, że te ok. 10 kg dobrobytu, które mi się pojawiły, to nie jest w większości masa mięśniowa. Pięć miesięcy (PIĘĆ MIESIĘCY!!!) przerwy, to skandal i przyjdzie mi za to zapłacić hektolitrami potu. Pocieszające jest to, że nie jest AŻ tak źle, jak spodziewałem się, że będzie.
Weź no Bike'a się kuruj szybciej, bo taka jazda w pojedynkę, to trochę lipa.
Taki tam ćwiczebny trip dla sprawdzenia nowego napędu, nowego licznika i starego bezo.
Jest tak, że przerzuctwo trza trochę doregulować i będzie miodzio. Licznik miodzio a bezo..? No cóż. Nie mam wątpliwości, że te ok. 10 kg dobrobytu, które mi się pojawiły, to nie jest w większości masa mięśniowa. Pięć miesięcy (PIĘĆ MIESIĘCY!!!) przerwy, to skandal i przyjdzie mi za to zapłacić hektolitrami potu. Pocieszające jest to, że nie jest AŻ tak źle, jak spodziewałem się, że będzie.
Weź no Bike'a się kuruj szybciej, bo taka jazda w pojedynkę, to trochę lipa.